Hej, w zeszłym roku wybrałem się na narty do Jasnej pod Chopokiem (2024 m) w Niżnich Tatrach. Trafiłem w pogodę jak nigdy! Było pięknie. Góry widziałem już z autobusu i byłem strasznie podniecony. Pogoda z rana nie klarowała się zbytnio. Mgła była, ale jak się okazało tylko w okolicy Tatr Wysokich. Dalej się już wszystko wyjaśniło. Wiedziałem, że dzień będzie bardzo udany. I się nie pomyliłem :)
Kiedy dojechaliśmy na miejsce nie widać było żadnych szczytów. Sam las. Wyciągnąłem buty narciarskie z bagażnika. Były całe zamarznięte i miałem straszne problemy z ubraniem ich. W końcu się udało. Kupiłem karnet na cały dzień. Wsiadłem do 6 osobowego krzese... sofy właściwie, i ruszyłem na górę. Przez dłuższą chwilę jechałem przez las. Napięcie rosło, bo spodziewałem się widoków iście boskich. Wyżej i wyżej a tu ciągle las. W dole narciarze. Nogi już mnie świerzbiły. W połowie drogi na górę byłem juz gotowy do jazdy - gogle na oczach, szalik uwiązany szczelnie, kije obwiązane wokół rękawic. Właściwie siedziałem już w pozycji zjazdowej :) sofa była tak cicha, że słyszałem szus śniegu pod nartami jadącymi pode mną. Cały się trząsłem. Wysiadłem na wysokości powyżej 1000 m. Obróciłem się za siebie i zobaczyłem przepiękny widok, ale nie zniewalający. Zamiast zjechać w dół podszedłem kawałek na jeszcze jedno kszesełko. Tak wyjechałem na wysokość ponad 1800 m. Obrót - szok! zostałem porażony, a czym? zobaczycie na zdjęciach :)
Powiem tylko, że niebo było czyste jak róża rosą okryta o poranku, a błękit jego ze śniegową bielą pastel tworzyły uroczy.
Tak to też zniewolił mnie widok jaki ujrzałem, ale nie postanowiłem jechać w dół od razu. Przede mną był Chopok, na który trzeba było wyjść piechotą z nartami na plecach. Tak też się stało. Szło się trudno, bo narty ciężkie, a buty uciążliwe. Na szczęście mrozik był i twardy śnieg zalegał na zboczu, toteż się nie ślizgałem. Tutaj chciałbym napisać o pewnym Ukraińcu, który dźwigał ze sobą 3 pary nart - swoje i swoich domowych kobiet: zony i córki. Biedaczysko był wykończony. Dziewczyny też miały ciężko. Wtedy se postanowiłem: Nigdy! ;D
Szedłem jakieś 30 minut, a gdy doszedłem wzmocniło się doznanie piękna jakie odczułem nieco niżej. Obraz istnie fantastyczny. "Władca pierścieni" jak to mówi mój kolega Bohun. I z jednej i z drugiej strony, w lewo i w prawo - coś pięknego! Potem już tylko jazda przez cały dzień jasny. Rewelacja. W tym roku też się tam wybiorę. Nie raz zapewne, ale drugiej takiej pogody mieć nie będę raczej. Toteż szczęśliwy jestem, że chociaż ten jeden raz mogłem być tam w tak cudowny dzień.
Relacja: Ustrik
Link do powyższej relacji na forum: kliknij tutaj