opowieści o tych, którzy pośród lodu i skał zostali na wieki...
Ostatnio wędrujęsobie po internecie i czytam wspomnienia o wielkich polskich podróżnikach, zdobywcach tych najwyższych, najmniej dostępnych i znancyh szczytów. O ludziach, dla których góry stały się powietrzem, i którzy poświęcili im wszystko ... jak się okazuję w wielu przypadkach nawet własne zycie. Tyle się mówi o wypadklach w Tatrach. Chciałbym, żeby ten watek był miejscem wspomnień, szacunku i bezwzględnego podziwu dla tych Polaków, którzy zginęli gdzieś tam daleko pośród lodu i skał.
proponuję zacząć od postaci arcymistrza i wielkiego guru wszystkich wielkich podróżników.
Jerzy Kukuczka
Ur. w 1948 roku w Katowicach
Zm. 24.X w 1989 roku odpadając z płd. Ściany Lhotse w Himalajach
Zafascynował się górami podczas wyprawy na skałki w okolicy Podlesić. Od tamtej pory próbował swoich sił na coraz to bardziej wymagających podejściach. Wolał wspinaczkę niż treningi podnoszenia ciężarów, za co go wyrzucono z klubu. Kiedy się ożenił pojechał na podóż poślubną w Alpy, a żona na Mazury. Całe jego życie naznaczone będzie tak daleko idącej pasji. W Tatrach zasłynął ze swojej determinacji. Był pionierem przechodząc jako pierwszy zimą „direttissimę” północno-wschodnią ścianę Małego Młynarza i drogę Bidermana na wschodniej ścianie Młynarczyka. Potem wziął udział w zawodach w Dolomitach, gdzie wraz z kolegami otworzył nową drogę na Torre Trieste. Włosi będący pod sporym wrażeniem ochrzcili tą trasę Direttissima delli Polacci. Potem było już coraz wyżej.
Podczas jednej z wypraw spadł na niego spory głaz. Trafił do włoskiego szpitala. Po kilku dniach lekarza nakazali mu bezwarunkowy powrót do domu, jednak Jerzy Klukuczka dołączył do kolegów i otworzył nową drogę na Cima del Bancon.
Jak każdy człowiek musiał pracowac i zarabioać na życie. Jednak jego zaangażowanie sprawiło iż został zwolniony. Nie przeszkodziło mu to w wyprawie na Kohe Tez (Hindikusz). Choroba jednak przeszkodziła mu w zdobyciu szczytu. Kiedy się podkurował, koledzy zeszli. On natomiast doprowadził do ponownego wyjścia na szczyt i tymsamym przekroczył 7000 m.
Jego ambicje się na tym nie skończyły. Ruszył po ośmiotysięczniki.
Pierwszym miał być Nanga Parbat (8125). Niestety nie udało się i osiągawszy wraz z Marianem Piekutowskim 7950 m. zawrócili. Dopiero pod dwóch latach osiągnął swój cel. Magiczną ósemkę pokonał 4 października 1979 roku wchodząc na Lhotse. Na szczyt, wraz z Andrzejem „Zygą” Heinrichem, Januszem Skorkiem i Andrzejem Czokiem, wszedł „drogą normalną” – zachodnią flanką, od lodowca Khumbu. Następnego roku koledzy zaatakowali Everesta. On musiał zostać w domu, ze względu na nadchodzące dziecko. Szybko jednak dołączył do reszty i zdobył dach świata wraz z Andrzejem Czokiem. Potem 8000’ków przybywało. W 1981 roku zupełnie nową drogą i w dodatku samotnie (!!!) zdobył Makalu (8463). Rok potem wraz z Wojciechem Kurtyką zdobyli Broad Peak (8047). W następnym roku zdobył wciągu 2 tygodni dwa osmiotysięczniki: Gasherbrumy I i II ponownie z Kurtyką. Wówczas pochwycił pomysł Reinholda Messnera o zdobyciu „korony himalajów”.
W 1985 ponownie zaatakował Nanga Parbat i jako pierwszy Polak (wspólnie z Andrzejem Heinrichem i Sławomirem Łobodzińskim) 13 lipca zdobył ten szczyt. Dwa dni później sukces osiągnęły 3 damy, o których koniecznie też trzeba tutaj napomnić: Anna Czerwińska, Wanda Rutkiewicz i Krystyna Palmowska. Wcześniej zdobył Dhaulagiri i Cho Oyu. W styczniu 86 zdobył Kangchenjungę, a w lipcu słynne Czogori (K2). Niedługo potem Manaslu (8156).
Kukuczka ma już 12 szczytów. O tej porze Messner miał już wszystkie. Ale w wysokogórskich wyczynach nie chodzi o to, kto pierwszy. Chodzi oto, żeby wógóle zdobyć szczyt. W 87 ruszył na Annapurne . Po wielu trudnościach zdobył ją 3 lutego wraz z Arturem Hajzerem. Byli przytym pierwszymi Polakami, którzy tego dokonali.
Zodstał jeszcze jeden szczyt. Ostatni w drodze do wielkiego triumfu - Shisha Pangma (ok. 8013). Nie obyło się bez kłopotów. Czas wyprawy się przełużył i trzebabyło walczyć o dłuższe pozwolenie. Kiedy to sięudało 18 września 1987 Kukuczka zdobył Koronę Hilmalajów. W 1989 roku ruszył na południową scianę Lhotse. Ponad 8000 metró odpadł od ściany. Lina nie wytrzymała i pękła. Jerzy Kukuczka został pochowany w lodowej szczelinie, chyba najodpowiedniejszym miejscu. Dokonała sięironia losu, bo oto bowiem pierwszy ośmiotysięcznik Kukuczki stał się też jego ostatnim. (*)
RE: opowieści o tych, którzy pośród lodu i skał zostali na wieki...
Jan Długosz
W latach 1950. Jan Długosz, wśród kilkuset swoich wspinaczek, dokonał kilku skrajnie lub nadzwyczaj trudnych pierwszych wejść w Tatrach, w tym zimowych, szczególnie w basenie Morskiego Oka. Wymienić należy przede wszystkim: pierwsze wejście lewą częścią północno-wschodniej ściany Kazalnicy Mięguszowieckiej (z Czesławem Momatiukiem, 19-21 lipca 1955); pierwsze wejście środkiem ściany Mnicha, tzw. Wariant "R" (z Andrzejem Pietschem, 12-13 października 1955); pierwsze zimowe wejście środkiem północno-wschodniej ściany Kazalnicy Mięguszowieckiej (z Czesławem Momatiukiem, Andrzejem Pietschem i Marianem Własińskim, 6-8 marca 1957); pierwsze samotne wejście zimowe północną ścianą Wielkiego Szczytu Mięguszowieckiego (28 marca 1957); pierwszą direttissimę do sanktuarium Kazalnicy (z Maciejem Popko, 15 lipca 1958); pierwsze wejście zimowe na Buczynową Strażnicę Kominem Pokutników (z Ryszardem Berbeką, Maciejem Baranowskim i Zdzisławem Jakubowskim, 19 marca 1958).
Jan Długosz kilkakrotnie wspinał się w Alpach. Powtórzył dwa skrajnie trudne przejścia (Petit Dru zachodnią ścianą; Le Grand Capucin wschodnią ścianą) a w dniach 27-29 sierpnia 1961 wraz z Anglikami Chrisem Bonnigtonem, Donem Whillansem i Ianem Clough?em dokonał pierwszego wejścia na Mont Blanc środkowym Filarem Freney?a. Był to ostatni nierozwiązany wielki problem wspinaczkowy w Alpach, najwyższa i najodleglejsza ściana stopnia VI (skrajnie trudna) w Europie. Pod koniec lat 50. Jan Długosz wspinał się także w Kaukazie i w Pirynie. (Wówczas nie było jeszcze polskich wypraw w Hindukusz, nie mówiąc już o Himalajach.)
Jan Długosz interesował się literaturą, malarstwem, muzyką i filmem; był utalentowanym pisarzem, zafascynowanym walką z samym sobą w górach, metafizycznym obcowaniem z wszechobecną tam w mgnieniu oka śmiercią.
Janek Długosz, zdobywca najtrudniejszych ścian, schodząc trywialną drogą z Zadniego Kościelca po szkoleniu komandosów wojskowych, popełnił tę jedną pomyłkę wspinacza, o którą tak łatwo podczas łatwego schodzenia. Najprawdopodobniej skoczył na oblodzony, ruchomy głaz i poleciał wraz z nim. To, co było kiedyś jego ciałem, leżało w Żlebie Drewnowskiego. Jan Długosz-"Palant" (ur. 12 lipca 1929) zginął mając prawie dokładnie 33 lata. Leży na Pęksowym Brzyzku, starym zakopiańskim cmentarzu, niedaleko muru, pod szpiczastym głazem, przyniesionym spod Kościelca.
(*)
RE: opowieści o tych, którzy pośród lodu i skał zostali na wieki...
Wawrzyniec "Wawa" Żuławski
ur.14.02.1916 w Zakopanem,zginął 18.08.1957 w masywie Mont Blanc spiesząc na ratunek-zaginionemu w górach Stanisławowi Grońskiemu.
Taternik,alpinista,ratownik górski.Utalentowany muzykolog i kompozytor,profesor Wyższych Szkół Muzycznych w Łodzi i Warszawie.W czasie II wojny Światowej członek Armii Krajowej ,uczestnik Powstania Warszawskiego.Taternictwo uprawiał od 1932 r,przed wybuchem wojny dokonał wspólnie z towarzyszami wędrówek tatrzańskich licznych I przejść m.inn:Mięguszowiecki szczyt Wielki pn-wsch filarem(1935),Mały Młynarz pn ścianą(1935),Łomnica wsch ścianą(1935),a w zimie Lodowy Szczyt przez Śnieżną Dolinę(1935),Cubrynę pn-wsch ścianą(1935),w czasie okupacji niemieckiej ze zrozumiałych względów bywał okazjonalnie w Tatrach-dokonując m.inn II wejścia drogą Orłowskiego na Galerię Gankową(1943r z T.Orłowskim),co było równocześnie pierwszym przejściem całej drogi jednym ciągiem.Po wojnie szereg osiągnięć taternickich-nowe drogi na Wyżnim Zabim Szczycie(1948,1949),Kapałkowej Strażnicy(1952),Lodowym Szczycie(1953) i innych.
Od 1936 r czynnie uprawia alpinizm-uczestnicząc w wyjazdach Klubu Wysokogórskiego w Alpy w latach:1936,1937,1938(jako kierownik),w latach powojennych w 1947,1956,1957.
Autor wielu książek i artykułów o tematyce górskiej-jak "Wędrówki alpejskie"(1939),"Skalne lato"(1957),Niebieski krzyż(1946),"Sygnały ze skalnych ścian"(1954),"Tragedie tatrzańskie"(1956).
Aktywnie działał w strukturach ówczesnego Klubu Wysokogórskiego-będąc w latach1956-57 prezesem KW ,reaktywowanego dzięki przede wszystkim jego zabiegom.
Wawrzyniec Żuławski-choć nie był członkiem TOPR-uczestniczył ochotniczo w wielu akcjach ratowniczych na terenie Tatr Polskich i Słowackich.
"Partnera się nie zostawia,nawet jeśli jest już tylko bryłą lodu"-zginął w Alpach wierny słowom które głosił-szukając kolegi będącego już tylko bryłą lodu...
Był za życia legendą taternictwa polskiego-krótka i sucha notka biograficzna nie zawsze w pełni oddaje postać,zatem zacytuję za Grażyną Wojsznis-Terlikowską-która tak scharakteryzowała Wawę:
"Należał do tych nielicznych ludzi,którzy już faktem swego istnienia wzbogacają życie innych.Niełatwy do zdefiniowania,skomplikowany i prosty jednocześnie,wszechstronnie utalentowany,pełen wdzięku,o zamyślonych oczach i sceptycznym uśmiechu,głęboko uczuciowy...Zawsze naturalny...Nawet najbardziej niezwykłych czynów,wymagających męstwa,ofiarności i siły,czasem heroizmu,dokonywał od niechcenia,lekko z uśmiechem...
Zakończę wierszem czeskiej malarki,taterniczki Bozeny Mrhovej:
Car temnych mraku nad horami,
cernava skaliska trci z nich.
Pod nimi jasny pruh do korun limb se dere,
na balvan zulovy pada.
Kdo vsechno vi,kdo v pravde se verit zdraha,
ze Wawo Ty musel odejit.
Tatry-zula-slunce a zar,
Tatry-trvdost-kamene,chlad,
Hudba-pisen-modravych oci jas,
Wawa-slovo-hrejivy pocit kras.
RE: opowieści o tych, którzy pośród lodu i skał zostali na wieki...
"Nie chcę umierać, ale nie mam nic przeciwko śmierci w górach. Jestem z nią obeznana, byłoby to dla mnie łatwe po tym wszystkim, co przeżyłam. Większość moich przyjaciół czeka tam na mnie, w górach.."
Wanda Rutkiewicz - Błaszkiewicz ur 4 lutego 1943r.
Zaginęła 12 lub 13 maja 1992r. podczas ataku szczytowego na Kanczendzongę. Wraz z Carlosem Carsolio 12 maja o w pół do czwartej wyruszyli w górę z obozu IV na 7950 m. Po dwunastogodzinnej wspinaczce w głębokim śniegu Carsolio stanął na wierzchołku. Schodząc napotkał Wandę na wysokości ponad 8200 metrów. Mimo braku sprzętu biwakowego (miała jedynie namiot) zdecydowała się przeczekać noc i kontynuować wejście następnego dnia.
Jej ciała nie odnaleziono.
W 1994, jako jedna z trzech pierwszych osób została odznaczona (pośmiertnie) Medalem im. Króla Alberta I, przyznawanym za wyjątkowe zasługi górskie przez King Albert Memorial Foundation.
Znaczące przejścia:
1968 – wschodni filar Trollryggenu w Norwegii z Haliną Krüger-Syrokomską (pierwsze przejście kobiece, siódme w ogóle),
1970 – Pik Lenina w Pamirze, jej pierwszy siedmiotysięcznik,
1972 – Noszak (7492 m) w Hindukuszu,
1973 – północny filar Eigeru w zespole kobiecym,
1975 – kierowniczka i organizatorka kobiecej wyprawy na Gasherbrumy
- 11 sierpnia – zdobycie dziewiczego Gasherbruma III (7946 m) wspólnie z Alison Chadwick-Onyszkiewicz, Januszem Onyszkiewiczem i Krzysztofem Zdzitowieckim; jest to rekord wysokości pierwszego wejścia z udziałem kobiet,
- 12 sierpnia – zespół kobiecy osiągnął Gasherbrum II,
1978 – północna ściana Matterhornu zimą w zespole kobiecym,
- 16 października 1978 – Mount Everest, jako pierwszy Polak i Europejka, trzecia kobieta na szczycie świata,Wanda Rutkiewicz zdobyła Mount Everest tego samego dnia którego Karol Wojtyła został wybrany na Papieża. Jan Paweł II przyjmując później alpinistkę (wręczyła mu wówczas kamyk z Everestu oprawiony w srebro), na audiencji skomentował ten fakt mówiąc "Dobry Bóg tak chciał, abyśmy tego samego dnia zaszli tak wysoko"
1985 – Aconcagua w Andach południową ścianą w stylu alpejskim.
15 lipca 1985 – Nanga Parbat, wraz z Krystyną Palmowską i Anną Czerwińską, ścianą Diamir (pierwsze wejście czysto kobiece),
23 czerwca 1986 – K2 (jako pierwsza kobieta i pierwszy Polak),
18 września 1987 – Shisha Pangma z Ryszardem Wareckim,
12 lipca 1989 – Gasherbrum II,
16 lipca 1990 – Gasherbrum I z Ewą Panejko-Pankiewicz,
26 września 1991 – Cho Oyu samotnie,
22 października 1991 – Annapurna południową ścianą, samotnie.
13 maja 1992 r.? Kangczendzonga (8598 m)?
Po wypadku na Elbrusie w 1981 r. ponad dwa lata chodziła o kulach. Nie przeszkodziło jej to już w 1982 r. zorganizować kobiecej wyprawy na K2, choć była krytykowana za upór. Pod najtrudniejszym szczytem świata o kulach pokonywała poprzecinany szczelinami lodowiec Baltoro.
Zdobyła osiem z czternastu ośmiotysięczników: Mount Everest, Nanga Parbat, K2, Shisha Pangma, Gasherbrum II, Gasherbrum I, Cho Oyu i Annapurnę.
"My, alpiniści, kochamy życie tym mocniej, im bliżej jesteśmy chwili, kiedy możemy je utracić. Nikt nie idzie w góry, aby w nich zginąć. Ale jeśli wystawia się w górach życie na ryzyko, jest to tylko miarą wielkości pasji".
Taka właśnie pasja zaprowadziła i ją po raz ostatni na szczyt.
Wyrwać się z miejskiego betonu, choć na dzień, choć na chwilkę, Żeby nie zwariować...
Ten post był ostatnio modyfikowany: 17-06-2007 01:25 PM przez Fazik.
Moi Drodzy, pozwalam sobie założyć nowy temat, poświęcony pamięci Tych, którzy życie swoje związali z górami, a którym w tych górach przyszło pozostać. Na zawsze.
Będą to zapewne znani taternicy, alpinićsi, ludzie gór...
Ci, dla których góry były całym życiem, albo znaczną jego częścią.
W ostatnich dniach odszedł znany polski alpinista, wieloletni prezes i członek władz Łódzkiego Klubu Wysokogórskiego.
Niecały rok temu w górach Tien Shan - próbując zdobyć Khan Tengri - zginął jeden z moich wykładowców, Mateusz Oleksy. Niesamowity, energiczny i charyzmatyczny człowiek, z którym o górach - również podczas pokazów slajdów z wypraw, odbywających się w którejś z salek wykładowych - można było rozprawiać godzinami. Członek AGH. Gazeta Wyborcza opublikowała w miniony weekend takie oto wspomnienie o Mateuszu...
Zamieszczam powyższy artykuł i słowo wspomnienia, ponieważ śmierć kogoś, kogo się znało osobiście, dotyka jakoś mocniej...
Cóż, na każdego przyjdzie czas. Na niektórych zdecydowanie za wcześnie.
Coś jest w tym, że nie myśli się o ryzyku idąc w góry. Chociaż czasem miałem małego pietra.
To coś jak z kopalnią. Gdybyśmy codziennie mysleli o tym, co nas tam może na dole spotkać, chyba nikt z nas o zdrowych zmysłach nie zjechałby na dół.
Ale jakoś w kupie jest raźniej, gadamy o czymkolwiek, żeby zagłuszyć strach.
A on jest... Wbrew pozorom... szczególnie, gdy idziemy z chłopakami tam, gdzie są szczególne warunki.... odpręża, trzęsie, obudowa pęka, śruby z zamków strzelają...
Ale ludzie nadal zjeżdżają... i tak samo będą wspinać się, mimo wszystko. Niektórzy będą mieli szczęście, niektórym zabraknie...
Jest - był juz temat o tym o czym pisze Mar.an i Sokół, z tego co pamiętam to nazywał się on"o tych co w śniegach i lodach zostali" albo jakoś tak, założył go z 200 lat temu Ustrik ...
RE: opowieści o tych, którzy pośród lodu i skał zostali na wieki...
[*] Wyrazy współczucia..
"Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował, tego czego nie zrobiłeś niż tego co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślny wiatr.
Podróżuj. Śnij. Odkrywaj. "