Odpowiedz  Napisz temat 
Olśnienie - wspomnienie z czerwca
Autor Wiadomość
znaczy

**


Postów: 11
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Jun 2010
Status: Offline
Post: #1
Olśnienie - wspomnienie z czerwca

Cóż, w związku z pogodą która nas nie rozpieszcza tej zimy zatęskniłem już za wiosną i namiotową włóczęgą po Beskidach. A skoro zatęskniłem, to i popełniłem. Smile

Olśnienie

Zaczęło się od improwizacji. Zamiast jechać do Łabowej trafiliśmy do Rytra. Od razu było pięknie. Piwko w PTTKu, i niespieszne podejście na Kordowiec. Niespieszne, bo inne być nie może pod ciężkim plecakiem przy którym namiot, kuchenka, baniak wody i inne szykany turysty samowystarczalnego. Potem była droga przez pola, zaduch, i groźne Beskidy w burzowych chmurach. Tylko straszyły. Nie chciały nas zmoczyć. Marsz przez las i polanami, skradzione skrawki widoku między liśćmi. Potem Niemcowa. Czy Wiecie Kochani jakie to wspaniałe uczucie siedzieć w słońcu na górskiej łące mając świadomość że dziś już tylko w dół? Czy wiecie jak smakuje mrożona herbata z termosu? Zejście łąką przejście obok lasu i już rozkładają gościnnie ramiona budynki bazy na Niemcowej. Jeszcze nigdzie nie widziałem takiego klimatu jak tam. Dźwięki gitary pod gwiazdami i pieśni w których wiatr, góry, przygoda, szum lasu, szum oceanu i ludzie którzy nie znając są przyjaciółmi. Bo też znają wiatr i przygodę. Noc rześka, noc szumiąca lasem gdy od ziemi oddziela nas tylko podłoga namiotu. Rano zamek błyskawiczny i już jesteśmy w górach. Czy wiecie jak smakują kanapki z pasztetem i widokiem na Beskid? Później jest nadal ranek. Ranek jest celowością ruchów przy zwijaniu namiotu. Ranek to planowanie, to pakowanie plecaka. W końcu ranek to grzebanie się z wyjściem bo żal żegnać kolegów. Namawiali. Nie zostaliśmy. Szlak był silniejszy. Jeszce kiedyś wrócimy. Niebawem. Znów plecak wbija w ziemię, buty nie chcą biec szybciej niż mój oddech, znów las dookoła. Liczenie. Czy to już, czy jeszce góra, ostatnia? Jest, Wielki Rogacz. Przerwa na pierniki i widok. A potem zejście, bo to przecież nie koniec trasy. To dopiero początek. Pięknie i coraz piękniej. Z radością zostawiamy za sobą niegościnny bufet na Obidzy i wchodzimy do schroniska...pod Obidzą. Obiadek, piwko, słoneczko przygrzewa, nie chce się iść dalej, ale cóż szlak wzywa. Teraz kolej na Szczob, Szczob to las i łagodne podejście błotnistą drogą, Szczob to przejście "za bucki" na Słowacką ścieżkę bo tam ładniej. Wreszcie zejście na przełęcz Rozdziela. Olśnienie. Tu zaczyna się prawdziwy szlak graniczny. Cisza, pustka, piękna łąka pośród gór, gdzieś, het, na dalszym wirsku Słowacki Juhas pasie owce. Trawy chylą się na wietrze, drzewa szumią z cicha. Ale w drogę, szlak wzywa, czas goni. Do końca jeszcze daleko. Wierchliczka i Smerekowa to las, polany, widoki i pustka, to znów liczenie, "to już?", "nie jeszcze dwie górki", ciągły zachwyt nad pięknem gór, ciągłe zmiany, ciągłe miłe niespodzianki, droga raz leśną, raz ścieżką przez łąki, to znowu dróżką koło szkółki leśnej. Wreszcie, cel na dziś - Wysoka. Piękna, lesista, tajemnicza. Na szczycie - skały, las - pionowy. "Gdzie smoki?" zastanawiam się. No, teraz to już "z górki" myślimy. Jakże człowiek omylnym, jakże pewnym siebie. Może i "z górki", ale najpierw trzeba ten pionowy las przejść. Przejść ścieżką raz po raz kluczącą między krzakami, raz po raz nurkującą pod zwalonymi pniami, ale wreszcie udało się, pokonaliśmy osypujące się zbocze, pokonaliśmy zwalone pnie, ba; pokonaliśmy nawet śliskość kamiennych stopni. Teraz jesteśmy na przepięknej łące, teraz bazy namiotowej tylko patrzeć, teraz już tylko "z górki". Jakże człowiek omylnym... schodzimy, niżej i niżej, bazy ani widu ani słychu, nogi już nawet w dół za bardzo nieść nie chcą, dno doliny coraz bliżej, a bazy nie ma! To po co człowiek wyłaził tak wysoko, jak teraz bez sensu tą wysokość traci?! A jutro co? znowu pod górę tym samym szlakiem? No i gdzie ta baza... No, znalazła się. Najpierw było ją czuć...latryną, potem widać ("Ty nie Grzmisz?") A potem jej lokatorzy zaprosili nas na kolację. Lokatorami były gzy, a kolacją... Cóż, nie ma wyboru, zmywamy się stąd, byle prędzej. Ale gdzie, bo przecież nie po własnych śladach do góry? Hmm, mapa mówi że koło bacówek i owiec na przeciwnym grzbiecie jest droga do schroniska. Mapa mówi że możnaby się pokusić o zryw, o jeszcze gozinkę walki w zapadającym już zmierzchu. Mapa mówi że tam będzie jedzonko, a może i piwko... Mapa nie mówi o wielkim owczarku podhalańskim leżącym na środku drogi przed bacówką. No dobra, co teraz? Może nas przenocują? No tak, ale jak do nich dotrzeć skoro na drodze... Obejść się nie da, skrótów nie ma bo straszy pionowy las. Cóż, słychać traktor, może to juhasi. Poczekamy? Ale traktor chyba stanął, więc może to nie oni. Nie pozostaje nic innego jak szukać dalej. Zmrok zapada, płaskiego miejsca jak na lekarstwo. Ale co to? Jadą! Biegnę, wołam, macham. Stanęli. Nie, nie słyszeli mnie w łoskocie silnika. Skrzynia biegów padła. Więc pytam. Czy przenocują, czy może pomóc. "Nic nie pomożecie,przenocujemy, ładujcie się na przyczepę". Jakoś na jedynce ruszył. Potem przez niekończące się sekundy udaję hamulec gdy górale szukają kamieni pod koła, ale wreszcie jest! Traktor zabezpieczony, już nie zjedzie samowolnie do doliny. "Rozbijcie sie tu w łobejściu, tu nik wom dokucoł nie bedzie. Nopijecie si snomi?" Oczywiście. Oni mają rum, my piwo, dzielimy się solidarnie. Nocne pogwarki pzy kielusku. Świeczka bardziej podkreśla mrok niż go rozjaśnia. Znajoma gwara, wraca, dobrze układa się na języku już nie rozmawiam już gwoze. Czas spać, juhasi wstają o świcie, my zmęczeni. "Zawzeć drzwi? Nocko chłodno." Ni, przeca ni kurzy". Noc, pełna dźwięków. Pobekiwanie owiec, szepty juhasów ich pilnujących, nagle wycie psa, pohukiwania górali, nawoływania - to wilczek się podkradł pod koszar. Rano śniadanie, przed namiotem. "Dziękujemy, do zobaczenia kiedyś" "Pzydźcie mozecie łobozować hoć rok!" Znów szlak, znów skwar, znów plecak, ale jakoś tak lekko, jakoś mniej trudno, czyżby Góry dodawały skrzydeł, czy to Ty, Najmilsza? Po godzinie jest i schronisko. To co że szlak wzywa, to co że dopiero śniadanie, czemużby nie stanąć? Smile Po dobrej godzinie znowu w drogę. Ścieżka wije się wśród łąk, stan ciągłej euforii, ciągłego zachwytu. Tyle gór, tyle powietrza, tyle słońca, tyle... tyle... Obiad na wysokim Wierchu, to czysta radość, kuchenka pracuje pełną parą i po chwili mamy ciepłe zupki. Nawet zupa z jaskółczych gniazd podana w najlepszej restauracji nie smakowałaby tak wspaniale. Jest tylko dylemat w którą stronę patrzeć i żal... że nie da się wszędzie. W końcu zejście, ja z obawami, bo teren niepewny, Justyś z pewnością, bo ma rację. Instynkt jej nie zawiódł. Szlak prowadzi nas dalej, szlak, który jest wąską ścieżynką na jedną zgoła osobę. Szlak piękny, tym piękniejszy że nieznany, że nowy, tym smutniejszy że prowadzi na w doliny. Ale jeszcze nie koniec, jeszcze leśne polanki, jeszcze czarne motyle (czyżby widmo Janka Długosza?). Wreszcie Szafranówka, ale jeszcze zaskoczenie, bo w dół nie tak łatwo, a szlak zgoła tarzański i bynajmniej nie reglowy. No, teraz to już tylko ścieżka do schroniska Orlica. Jeszcze kilka kroków, jeszcze żmija miedzianka ucieka Justysi spod nóg nie zadowolona z faktu że przeszkodziliśmy jej w kąpieli słonecznej, jeszcze jacyś spotkani Słowacy, jakaś ostatnia polanka, ale to już pożegnanie to już schronisko i Szczawnica. Cóż, byle do następnego razu.
       




Załączone pliki Miniatury
                                                           

"Błogosławione niech będą morza, góry wysokie i wielkie pustynie, albowiem one są źródłem siły."
gen. Mariusz Zaruski
07-02-2011 09:42 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
tratina

*****


Postów: 1,180
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Jun 2010
Status: Offline
Post: #2
RE: Olśnienie - wspomnienie z czerwca

oj tak... jest, jest co wspominać ;
to byli jeszcze juhasi, którzy szli z owieckami z Polski na Słowację - w tej bacówce to oni taki "porządek" mieli, że hej , nie mam pytań



"Nie ma chyba trudniejszej do zniesienia choroby górskiej, niż brak Gór"
R. Messner
07-02-2011 10:46 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
Mallaidh

*****


Postów: 3,723
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Aug 2008
Status: Offline
Post: #3
RE: Olśnienie - wspomnienie z czerwca

Eh, znajome tereny, stare klimaty się przypominają...
Kiedy to było, gdy nosiło się cały obóz na plecach?...

Noc z juhasami na pewno była klasyczna Smile


07-02-2011 09:42 PM
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
maciek
Moderator
******


Postów: 3,494
Grupa: Moderatorzy Forum
Dołączył: Jan 2008
Status: Offline
Post: #4
RE: Olśnienie - wspomnienie z czerwca

znaczy napisał(a):
Potem Niemcowa.[...] Jeszcze nigdzie nie widziałem takiego klimatu jak tam. Dźwięki gitary pod gwiazdami i pieśni w których wiatr, góry, przygoda, szum lasu, szum oceanu i ludzie którzy nie znając są przyjaciółmi. Bo też znają wiatr i przygodę.

Udana wycieczka, ciekawe miejsca i przygody.

Relacja bardzo refleksyjna - przyjemnie się czytało. Smile


08-02-2011 08:56 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
Stasiu

*****


Postów: 17,631
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Mar 2008
Status: Offline
Post: #5
RE: Olśnienie - wspomnienie z czerwca

Wychodzi mi na to, że wy dwaj tak długo się szukaliście aż się znaleźliście. W ciekawym stylu napisana relacja. Trzymie człowieka w napięciu cały czas. ok



Góry się nie zdobywa, góry nas wpuszczają.
08-02-2011 07:49 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
Odpowiedz  Napisz temat 



Pokaż wersję do druku
Wyślij ten temat znajomemu
Subskrybuj ten temat | Dodaj ten temat do ulubionych

Skocz do: