i Dzień dobry moi mili, czas wstać - rany dawno ja tyle nie spałam 9,10 h
wczesna pobudka, z naszego okienka nie było za dużo widać, ale juz czułyśmy, że będzie pięknie i szykuje się ładny dzień, wystarczyło zejść na dół do kuchni turystycznej, spojrzeć w okienko - i serca już się radowały i chciały być na grani... wiec szybkie śniadanko, pakowanko i w drogę, cały sympatyczny dzień przed nami
trasa: na początku nie mogłyśmy sie zdecydować którędy podchodzić ale w końcu padło na czerwony przez Trzydniowiański, troszkę krótszy od tego co idzie doliną, ale głównie chodziło o to by szybko wyjść na grań i rozkoszować się widokami , dalej Kończysty - Starorobociański (i co będziemy wracać przez ten wiatr) - Siwa Przełęcz - Ornak - Iwaniacka Przełęcz - Schronisko
podejście lasem jak to lasem...
Przez dwa dni...
W dolinach zapadł ciemny mrok,
na szczytach Słonce lsni,
Smokowi my nie dajmy sie
Popędźmy w Gory wzwyż ; / a tak na poważnie to tragicznie to wyglądało
no nic idziemy dalej
,
na Trzydniowiańskim spotykamy dwóch gości i też idą na Kończysty, a może i dalej
czyż nie Piękny ten Ostry ?
na Kończystym już trochę wiało, po herbatce, batoniku, Panowie stwierdzili, że wracają, my rzut okiem na szlak - jedna osoba - nic idziemy... i w sumie jak zaczeło wiać od Konczystego tak w sumie skończyło sie na Przeł Liliowy Karb i chodzi mi tu o takie ostre wianie
z przełęczy:
coś udało się na szczycie zrobić ledwo:
i na zejściu:
, myślałyśmy z poczatku, że to w końcu ludzie na szlaku na tym odludziu, a tu:
i w sumie mała ciekawotka, na Zadnim Ornaku spotkałysmy pare z dużymi plecakiami, stali już tam jakiś czas, zamieniliśmy kilka słów, że niby na Ornak też idą, ale tacy byli trochę dziwni, po naszym odejściu dość dlugo jeszcze tak stali i pewnie czekali, aż nie będą w zasięgu wzroku bo wydaje mi się, że biwakowali na dziko, bo w sumie pojawili sie znikąd ...
no i juz zejscie z Ornaku
i dojście podobnie jak dzien przed prawie już przy szarówce
ale powiem wam jedno, tu człowiek pełen werwy w ciągu całego dnia, rozpiera energia, tu by jeszcze poszedł i tu i tam, jak już zeszłyśmy to jeszcze we mnie buzowało, ech szkoda, że tak piękny dzień się już kończy...
weszłyśmy do schroniska, Monia wybrała jedzenie najpierw, ja prysznic, i co Wam powiem - jak siadłam w jadalni to jakby powietrze ze mnie uszło albo walec przejechał ... hehe wypruta bylam, nie wiem może po części też mi słońce dogrzało - coz, zjadłyśmy, posiedziałysmy chwile i poszłyśmy na łoża
ech, Jaki Piękny to był Dzień!!!! zresztą co ja wam będę mowic...
kolejny dzień już był więć na lajcie, trochę schodzi by się przedostać z jednej dol w drugą, wybór padł na Roztokę - jedno z moich ulubionych miejsc. Busikiem do szlaku zielonego na
, miejsca chyba nie muszę przedstawiać, z którego rozpościera się jedna z piekniejszych panoram , dluższa chwila wylegiwania i kierunek
potem czarnym (bez ludzi) i czerwonym do Roztoki.
Szybka zupka i spacerek nad Moko juz w ciszy i z dala od zgiełku, dzień juz kladł się ku końcowi, szczyty kładły się do snu, a my stojąc na werandzie i patrząc w zadumie na wieczorny spektakl zajadałyśmy ciepłą szarlotkę ... ...
czas na dół i w pewnym momencie na Mięguszach zajaśniała gwiazda, ktoś sobie wił posłanie, ostre mieli to światło, dokładnie w tym miejscu
i kolejny dzień, cóż ja do Krakowa (korki jak diabli) , Monia jeszcze skoczyła do 5 na nocleg i zaliczyła Zawrat. Ja już odjeżdzając widziałam szczyty w chmurach, ale jeszcze piekne gwieździste niebo było wieczorem w 5.
i w sumie juz mi weny brakło... CUDNIE BYŁO, szkoda, że WAS tam nie było ... zdjęcia i wspomnienia zostaną
dozobaczenia! dziękuję