Przygoda z Wildspitze i Alpami Otztalskimi dobiegła końca. Tak naprawdę jednak to w dalszym ciągu rysowało się przed nami mnóstwo planów. W zasadzie część z nich była jeszcze na tyle odległa, że się dopiero miały rysować
Decyzje zapadały z dnia na dzień. Tym razem zapadła decyzja, że na jeden dzień rozdzielamy się na dwie dwójki. Iwona z Dawidem z racji możliwości jakiś spotkań rodzinnych w okolicy, zostawali w Austrii. Natomiast my z Tomkiem, mając ten jeden dzień wolny, postanowiliśmy zobaczyć sławną północną ścianę Eigeru.
Tym samym po zejściu na dół na parking, następuje pożegnanie. Króciutkie. Wszak jutro mamy się zobaczyć w Szwajcarii 400 km dalej.
Naszym celem jest teraz miejscowość Grindelwald. Kto oglądał film Nordwand w reżyserii Philipa Stölzla ten co nieco już może wie jak tam wygląda. Kto nie oglądał będzie miał zaraz niecodzienną okazję zobaczyć te widoczki na stronach Górskiego Świata
Wtorek to dzień przejazdu. No nie cały oczywiście, bo to 5 godzin jazdy. Po drodze pstrykamy fotę tu i ówdzie, a popołudniem dojeżdżamy do Grindelwaldu. Od razu szukamy kempingu, kwaterujemy się, rozkładamy stolik, krzesełka i otwieramy napój turystyczny. Z fajnym widoczkiem na okolicę, choć nieco przysłoniętym miejscami u góry. Przez chmury.
Widoczek z kempingu.
Północna ściana Eigeru towarzyszy nam niezmiennie po sąsiedzku. Przynajmniej do chwili, kiedy zaczynamy się zastanawiać czy północna ściana Eigeru nie jest przypadkiem za bardzo zachodnia Fakt ten zaczął mnie nurtować na tyle mocno, że poszedłem wypytać obsługę kempingu o to która ściana jest północną. Na szczęście była to ta co ją tak przedstawiłem na fotce na GŚ w wieściach z gór. Uffff....
Pod wieczór ma miejsce jeszcze jedna niecodzienna przygoda. Kemping był usytuowany na łące. Dokładniej na części łąki. Jego granice wyznaczało ogrodzenie z siatki. Sielankę zbliżającego się wieczoru zaburzył warkot traktora zbliżającego się od drugiej strony ogrodzenia do kempingu. To było jednak tylko preludium następujących wydarzeń. Traktorzysta po zajęciu strategicznej pozycji, uruchomił dodatkowe ustrojstwo i teraz cała zawartość beczki z obornikiem czy tam gnojowicą była wystrzeliwana w powietrze aby osiągnięciu właściwej paraboli lotu dolecieć możliwie blisko ogrodzenia kempingu
Niewątpliwie zaistniały fakt spowodował, że cały kemping wpatrywał się już obecnie bardziej w rozrzucający co nieco tu i ówdzie "gównowóz", niż w północną ścianę Eigeru. Dało się również zaobserwować zatroskanie tych co mieli namioty tuż przy ogrodzeniu...
Jeśli by kto pomyślał, że beczka szybko została opróżniona z zawartości to... miał rację. Jednak traktorzysta nie poprzestał bynajmniej na jednej beczce. Chwile grozy na kempingu występowały tego wieczora jeszcze co najmniej kilkukrotnie, gdy wzrastające terkotanie silnika traktora oznajmiało zbliżanie się budzącej postrach maszyny. Oczywiście z coraz to nową partią tego co krówki i świnki zostawiły najlepszego przyrodzie do użyźniania.
W końcu nastał jednak wieczór. Kto był w Szwajcarii ten wie, że ceny za Internet w roamingu przekraczają możliwości ogarnięcia tego ludzką wyobraźnią bez znajomości matematyki na poziomie uniwersyteckim. Jakby kto jednak chciał spróbować to jest to 50 zł/MB danych. Można sobie spróbować policzyć ile kosztuje odsłuchanie piosenki albo oglądnięcie filmu na youtube. Na szczęście w namiocie udało połączyć się z Wi-Fi jakiegoś pobliskiego hotelu. Tym samym można było na ekranie telefonu oglądnąć film. Z racji braku większej weny oglądnęliśmy Nordwand. W momencie jak coś przycinało obraz można było uchylić namiot i zobaczyć te samą ścianę co w filmie tylko na żywo.
Nastał ranek. Nawet piękny. Chmury zakrywające u góry ścianę odeszły do historii, a my zastanawialiśmy się gdzie tu pojechać. Wybór był nieco trudny. W zasadzie wszystkie nazwy słyszeliśmy po raz pierwszy. To, że znaleźliśmy się w Grindelwald nie było w ogóle planowanym. Padło ostatecznie na przełęcz Kleine Scheidegg. I to był strzał w dziesiątkę.
Wykupujemy bilet na kolejkę na przełęcz. Jakby ktoś chciał na samą górę na 3454 metrów, kolejką wznoszącą się w dużej mierze w środku góry Eiger to może wykupić bilecik tam i z powrotem za jedyne 800 zł. My idziemy w wersję budżetową. Wyjazd na przełęcz to około 100 zł w jedną stronę. W dół sobie zejdziemy.
I w tym miejscu zakończę relację pisaną. To co zobaczyliśmy tam u góry nie da się opisać słowami. Muszę przyznać, że to były jedne z najbardziej niesamowitych widoków w moim życiu. Szkoda psuć to relacją. Miłego oglądania
Z okna kolejki:
Na przełęczy Kleine Scheidegg:
Okolica z Eigerem (3970 m), Mönch (4107 m), Jungfrau (4158 m)
Tego chyba poznajecie, zadowolony bardzo typ
Kolejna gra światła, zieleni, bieli, skał, chmur - czego chcieć więcej
Północna ściana Eigeru:
Podchodzimy wyżej w stronę kolejnej stacji kolejki:
Ostatnia stacja kolejki przed wjazdem do środka Eigeru:
Okoliczne lodowce, no cóż też niestety topniejące:
Może mniej spektakularnie ale też pięknie, czyli w drugą stronę:
Walka Eigeru z chmurami:
Niby to samo ale znów jakoś inaczej, też chyba pięknie:
Schodzimy:
I widok w stronę Eigera już z okolic Grindelwaldu. Jednak z Kleine Scheidegg widok 100 razy lepszy.
Polecam przeogromnie taką wycieczkę jak nasza. Koniecznie przy dobrej pogodzie!
Dobranoc