Odpowiedz  Napisz temat 
Strony (4): « Pierwsza < Poprzednia 1 [2] 3 4 Następna > Ostatnia »
3 w 1 - Dolomity 2017
Autor Wiadomość
Stasiu

*****


Postów: 17,631
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Mar 2008
Status: Offline
Post: #16
RE: 3 w 1 - Dolomity 2017

Dzień piąty, środa 15. 8. - Znów na Bocchettce, tym razem Centrali

Rano szybko śniadanie. Jest w cenie. Tylko masełka, marmeladki i nutelki. Do tego biały chleb, kawa lub herbata. Dla mnie żadna gościna. Może by było coś więcej, tylko za kolejną opłatą. No, jest chociaż okazja do wychylenia dziennego bilansu energetycznego na stronę wydatku. Trzeba nam szybko ruszać. Pogodę mamy zagwarantowaną ponoć tylko do 14:00. Wyruszamy, jako jedni z pierwszych.
   
Szczerbina Brenta już nas wabi. Droga podejściowa jest łaskawa, nie boli. Ono faktycznie nie podchodzi się nawet do samej szczerbiny,
   
ale pod nią odbija się w lewo do ściany. Yoter szedł na skróty piargiem aż do szczerbiny i miał ten przywilej widzieć po drugiej stronie schronisko Pedrotti. Ja z Lidką na niego poczekaliśmy, aż się nakarmi widokami i wróci potulnie do nas. Już żadnych skrótów. Trzeba tutaj dodać, że Centrali idziemy w odwrotnym kierunku.
   
Wyglądam właściwej półki w ścianie Brenta Alta. W dali widać rozwidlenie drogi. Kiedy dochodzimy do niego, nasza półeczka się nam pokazuje w prawdziwej swej krasie.
(    
Ładnie to wygląda. Takie poręczówki będą nam towarzyszyły dłuższ czas. Tylko szerokość półek i głębokość przestrzeni pod nimi były zmienne. Jedno mi nie jest jasne. Czy przypadkiem w niektórych miejscach nie trzeba było przejście wykuwać ręcznie?
   
Tylko dlaczego tak nisko? W tej części Bocchettki cieszyłem się jeszcze na jedną wieżę. Jest to słynna Campanile Basso (2870 m), zwana też potocznie "Guglia". Ona jest też symbolem całej Brenty.
   
Tutaj ją widzimy od tyłu z tej mniej znanej strony. Trzeba jeszcze przedreptać parę drabinek i zabezpieczonych miejsc,
       
żeby dojść do szczerbiny pod nią.
   
Dotychczas się dreptało po zachodniej ścianie Brenta Alto i widoki nas uszczęśliwiały. W szczerbinie Campanile Basso przechodzimy na drugą stronę i od teraz będziemy kolejne skalne wieże trawersować po wschodniej stronie. Jednak to ma jeden zasadniczy problem. Już teraz tworzą się tutaj chmury i nici z przepaścistych widoków.
   
Nawet na Guglię musiałem polować, żeby udało mi się ją własnym aparatem uwiecznić. Dała mi do zrozumienia, że nie tak łatwo od razu pokaże się w całej swej nagości. Będzie mi trzeba w przyszłości powtórzyć tą wycieczkę. Trudności Centrali nie przekraczają na ferratach B i dlatego mogę ją przejść już jako zaawansowany dziadek. Po objęciu Gugli czekają nas kolejne półki w ścianach Campanile Alto (2937 m) i Torre di Brenta (3014 m). Ponoć te miejsca są bardzo fotogeniczne. Ja nie wiem. Czytelnik musi posądzić sam. Wszystkie ujęcia były robione we mgle i te właściwe przestrzenie były przed nami ukryte.
    - Yoter spogląda zza zakrętu, gdzie mu się zgubiliśmy
    - tutaj nasuwa się pytanie "co jest tam w dole?"
    - tak chyba wygląda chodnik do nicości
    - za nami też próżnia
    - moje najlepsze ujęcie Guglii w ten dzień
Byliśmy ciekawi dalszych widoków i dlatego nawet igraliśmy z możliwością poczekać na ewentualne przejaśnienia. Jesteśmy na Centrali dopiero 2 godziny. Deszcz ma być dopiero za kolejne 3. Nasze myśli były jednak drastycznie przerwane. W oddali po raz pierwszy usłyszeliśmy złowieszczy huk. Odgłos burzy ostudził nasze plany. Tego jedynego nie trzeba nam na ferratach. Bo kto by się chciał trzymać piorunochronu w czasie burzy? Idylka się skończyła, rozpoczął się wyścig kto pierwszy kogo dopadnie. My schroniska lub nas burza. I to na dodatek nie wiedzieliśmy jak daleko jest koniec Centrali.
   
Na szczęście po chwili we mgle pojawił się grzbiecik, który jest dobrze widoczny od schroniska. Oznaczało to, że pod nim jest już szczerbina Armi. Szkoda, że nas burza w oddali poganiała i nie mogliśmy zasmakować tego miejsca. Najpierw trzeba było przejść po wierzchołkowej "pile", potem nas czekał zestaw chyba z 5 drabinek. Na dodatek te drabinki były konstruowane dla ferraciarzy postuły Malwiny lub Hemli. Zwłaszcza ich górne poręcze.
   
Ja już miałem problemy i co taki ferraciarz typu Fazika. Ten by je na pewno wyrwał. Uff! Jesteśmy na dole. Burza nas nie dopadła, nawet jej pomruki się raczej oddalały. Przejście Centrali nam trwało 3,5 godziny. Dojście 1 godzina, zejście 20 minut. Zejściem z ferraty jeszcze nie kończyły się trudności. To prawdziwe orzechowe nas czekało.
   
Lodowiec Brentei. Nie jest to żaden alpejski olbrzym. Nam trzeba było przejść jakichś 10-15 m po lodzie (zarys chodnika widać w prawo na szarym lodzie). Chociaż chodnik był w najmniej stromym miejscu, to bez raków (mieliśmy w plecaku, ale nie chciało się ich nakładać) trzeba było sporo uważać. Zjechanie po czymś takim i zatrzymaniem się na piargu może sobie każdy przedstawić czym by się to skończyło. Nawet po przejściu lodowego chodnika, jeszcze nie było wygrane. Ten piarg poniżej, to tylko jako piarg na zdjęciu wygląda. W rzeczywistości to były kamienie na lodzie. I w tym miejscu akurat przydały się obserwacje z przeszłego dnia.
   
Wszystko się dobrze skończyło. Ja przed schroniskiem w nawale euforii obstrykiwałem okoliczne kopczyki
   
i potem miałem problemy zdążyć schować się pod dach. Burza nas nie dopadła, ale spuścił się taki grad, że aż się zabieliło.
   
Byłem szczęśliwy, że po 5 godzinach doszedłem relatywnie na sucho do schroniska. Prognozy w tym wypadku zawiodły. Opady przyszły o 2 godziny wcześniej.
   
Ekipa "Zmokłe Kury" pozdrawia od schroniska Alimonta suszących pranie (tak to oznaczył Paweł). Dobranoc.

Kolejna część - Bocchetta Alta



Góry się nie zdobywa, góry nas wpuszczają.

Ten post był ostatnio modyfikowany: 10-09-2017 01:34 PM przez Stasiu.

10-09-2017 01:33 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
Oliwka

*****


Postów: 1,747
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Aug 2013
Status: Offline
Post: #17
RE: 3 w 1 - Dolomity 2017

Na tych fotkach z mgłą wygląda jakbyście przechodzili do innego świata albo wymiaru, brr, trochę strasznie ale fascynująco.
Nie wiem co dzieje się na ferratach w czasie burzy, jedyne co mi przychodzi na myśl, to obrazek jaki jest przyczepiony do słupów z wysokim napięciem Scary Scary


Ten post był ostatnio modyfikowany: 10-09-2017 07:44 PM przez Oliwka.

10-09-2017 07:43 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
grabarz
Adrian
*****


Postów: 1,862
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Dec 2014
Status: Offline
Post: #18
RE: 3 w 1 - Dolomity 2017

Fajnie, szkoda że widoków nie było i jak dla mnie było magiczne 3000 metrów, zazdroszczę ok



''(...) nigdy nie umiałem pogodzić się z tym, żeby wracać z niczym. Zawsze próbowałem jeszcze raz. Czasem nawet wbrew logice, ale zgodnie z jakimś wewnętrznym przekonaniem.'' (J.Kukuczka)
10-09-2017 08:09 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
yoter

*****


Postów: 1,094
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: May 2009
Status: Offline
Post: #19
RE: 3 w 1 - Dolomity 2017

Tutaj z Bocca di Brenta widok na R.Pedrotti.     Na szlaku.     A tutaj na zarąbistej półeczce. Big Grin     "co jest tam w dole"     . Tutaj Stasiu na "pile".     Wieczorową porą spod schroniska Alimonta.     Tym razem pogoda trochę porozdawała karty. Gradobicie, a potem błękitne niebo.



góry to początek nieba
11-09-2017 02:45 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
Stasiu

*****


Postów: 17,631
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Mar 2008
Status: Offline
Post: #20
RE: 3 w 1 - Dolomity 2017

Wierzę, że w następnym roku będzie nam dane przespać się w tej Pedrotti. ok



Góry się nie zdobywa, góry nas wpuszczają.
11-09-2017 06:39 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
yoter

*****


Postów: 1,094
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: May 2009
Status: Offline
Post: #21
RE: 3 w 1 - Dolomity 2017

Po tamtej stronie nas jeszcze nie było. Cool 15 euro, 120 miejsc. Jest szansa, że znajdą się dla nas jakieś wolne miejsca.



góry to początek nieba

Ten post był ostatnio modyfikowany: 12-09-2017 05:35 PM przez yoter.

12-09-2017 05:26 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
Stasiu

*****


Postów: 17,631
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Mar 2008
Status: Offline
Post: #22
RE: 3 w 1 - Dolomity 2017

Dzień szósty, czwartek 17. 8. - Bocchetta Alta

Kolejne ranne wstawanie tym razem w odnowionym schronisku. Śniadanie typowe, na słodko. Już bym zjadł jaką kiełbaskę, parówki lub jajecznicę. Moje zasoby już się minęły i dlatego muszę znów kosztować dżemiki i nutelki. Brrr! Kiedy się to skończy? Humory mamy dobre. Pogoda dzisiaj ma nas rozpieszczać.
   
Jest lekko po 7:00 i nawet Presanella nas wabi jak syreny towarzyszy Odyseusza. My jednak obieramy inny kierunek. Do Becchetty mamy dołączać pod szczeliną Molveno (2746 m).
   
To jest całkiem ta w lewo. Cima degli Armi (2949 m) oddziela ją od wczorajszej końcowej szczeliny Armi. Informuję, że dzisiaj znów idziemy pod "prąd" i dlatego większa część ferraciarzy drałuje na szczelinę Armi, żeby podreptać po Centrali.
   
My mamy zamówiony nocleg w Tuckett i dlatego nas to ciągnie w odwrotnym kierunku.
   
Ubieramy ferratowe menele. Przed wejściem na półki i drabinki, Yoter zamawia kolejne przystanki noclegowe. Schroniska Pedrotti i XII Apostołów. B. Alta ma inny charakter niż B. Centrale. Tam raczej chodziliśmy poziomymi skalnymi półkami i minimem podejść i zejść. Dzisiaj nas czekają raczej podejścia i zejścia z przewagą drabinek.
   
Chodnik wychodzi nad 3000 m i w planie jest nawet drugi najwyższy - Cima Brenta (3151 m). Zobaczymy, czy się uda. Na razie drałujemy zachodnią ścianą Cima Molveno, patrzymy jak wygląda Cima Brenta (lewa część obrazka)
   
i czekający nas Spallone di Massodi. Płaski wierzchołek, który nas zmusi do wygramolenia się nad 3000 m i na domiar nam przygotuje dwie techniczne niespodzianki w postaci swoich Bassa (Dolnej) i Alta (Górnej) Bocca (szczelinami). Kolej najpierw na Dolną. Z przeszłej fotografii widać, że Massodi jest wyżej niż my. W górach często jednak panuje zasada, żeby wyjść trzeba najpierw zejść. Tutaj tak było.
   
Lidka jak zawsze w dobrym humorze. Schodzimy do szczeliny, która tworzy strome usypisko, po którym się przechodzi stylem linoskoczkowym trzymając balans, żeby nie stoczyć się jak kamień w dół. Następuje pionowa ściana z 5 metrowym wyjściem (dla mnie stylem górolskim tzn. oceniam trudność C/D) i odbicie w lewo po półce (raczej po półeczce) skalnej o długości 20 m, miejscami z oparciem tak na pół stopy. No, trzeba też przewietrzyć zelówki od spodu.
   
Yoter z Lidką już na półeczce, dziewczyna przed pionem, chłopak na usypisku. Szkoda, że zdjęcie nie ujawnia całej tej przestrzeni. To trzeba przejść na żywo. Jednak to nie koniec. Półeczka kończy się kolejnym pionem, tym razem z drabinką.
    - można przeczytać ile mamy do celu
W tym miejscu jest jeszcze drugi drogowskaz, który informuje, że to jest rezerwowy wariant zejściowy z powrotem do Alimonta. Ponoć karkołomna 100 ściana z drabinkami. Tylko dla śmiałków lubiących powietrze pod zelówkami. Kiedyś wypróbujemy i opiszemy. My jednak korzystamy z najlepszej przyjaciółki ferraciarza i pniemy do góry.
   
Po wyśmianej buzi Lidki jest poznać, że nie jest tak źle. Jeżeli to była B. Bassa dei Massodi, to potem czym nas przywita ta Górna szczelina po drugiej stronie góry. Najpierw trzeba się jeszcze trochę namęczyć na skalnym chodniku
   
utkanego zabezpieczeniami, żeby osiągnąć płaską górę. Spallone dei Massodi - góra, gdzie Via delle Bocchette wychodzi najwyżej na całej trasie.
    - w tyle z białym ciemieniem, najwyższa - Cima Tosa (2173 m)
Wychodzimy do całkiem innego świata. Zero zabezpieczeń, półek, drabinek. Tylko poziom. Czy to koniec wszelkich zmagań i teraz już tylko Via Normale? Błędne myślenie. Przecież gdzieś tutaj jest schowana Górna szczelina. No tak, przed nami kolejny grzbiet piła.
   
To już zbocza Cima Brenta. I znów jeżeli do góry, to najpierw w dół. I tu się nam pokazuje Górna. Chwilę złażenia z użyciem przednich łap i potem drabinka.
   
W końcu jest ta niespodzianka. Kawałek drabiny jest pod normalnym kątem nachylenia. Dalej przechodzi w pion lub raczej lekkie negatywne odchylenie. Kiedy się było na niej i patrzyło w dół, to najpierw się widziało przestrzeń i potem dopiero właściwy szczebel drabiny. A drabina to była nie byle jaka. 68 szczebli. Dziwne było to zawiśnięcie w przestrzeni z bambelającymi kończynami, bez widocznego końca i tylko z dziurą pod nami.
   
Jednak nie dla nas takie przeszkody. Bez strat i z czymś takim się uporaliśmy.
   
Z przeciwległego zbocza widzimy czerwonymi kreskami wyznaczoną długość drabiny. Czytelnik z dobrymi oczami zobaczy nawet dwu nieszczęśników, którzy akurat borykają się jak my przed chwilą. Kolejny płaskowyż, tym razem już pod ścianą Cima Brenta. Akuratne miejsce na odpoczynek i obstrykanie uczestników wyprawy na tle okolicznych kopczyków.
   
Chciałem opisać wszystkie, ale nie mam gawrancji prawdziwości. Za mną jest chyba Torre di Brenta i całkiem w prawo Crozzon di Brenta. Tosa jest całkiem w tyle z białą czapeczką. Dalszy odcinek nazywa się Dorotea - Foresti. System skalnych półek, podejść i innych ustrojstw.
   
Zaczyna też większy tłok. Dochodzą turyści z drugiej strony. W jednym miejscu nie jest wskazane się zbytnio zatrzymywać. Usypisko nad głowami trzyma tylko na dobre słowo.
   
Wczesnym latem zabezpieczenia są ponoć jeszcze pod i problem jest dwukrotny. Tutaj też miało miejsce jedno nieprzyjemne wydarzenie. Po górach chodzi pełno turystów o różnej skali uświadomienia. Takie nieodpowiedzialne, wręcz karygodne, umocowanie czekana na plecaku może przyczynić się tragedi. Kiedy mijaliśmy się z kolejnym takim nieobeznajmionym turystą na poręczówce, to miał on przypięty czekan do plecaka tak, że dziób łopatki wystawał prostopadłe do plecaka. Ja z Lidką przeszliśmy bez problemów. Jednak Yoter zahaczył szelką od swojego plecaka o wystający dziób tak nieszczęśliwie, że mu się ocknął prosto na szyji. Wystarczył jeden ruch i nasz Yoter by został poderżnięty. Teraz mi się to pisze już z wyluzowaniem, ale wtedy ten moment nie był zbyt przyjemny.
   
Foto smutnego, ale całego Yotera, oznacza, że wszystko zakończyło się szczęśliwie. Trochę gimnastyki na zabezpieczeniach i dostajemy się do miejsca, gdzie odbija pachołkowy szlak na Cima Brenta. Zostawiamy plecaki i próbujemy przedreptać ten szlak. Ja tak w 1/3 drogi dostaję się do miejsca, gdzie bym do góry jeszcze wylazł, ale w dół miałbym problem. Liny nie mieliśmy i dlatego pasuję. I tak nie było pewności, czy coś więcej tam zobaczymy niż koniec własnego nosa. Lidka mi dotrzymuje towarzystwa, Yoter próbuje dalej. My czekamy na niego przy plecakach.
   
Wrócił i też bez osiągnięcia szczytu, ale był tuż-tuż. Może się podzieli swoimi przeżyciami? Pogada taka nijaka. Kiedy chmury się trochę przerzedzą, to robimy zdjęcia.
   
Kolejny odcinek jest w stylu "Co sobie wyszliście, tak to sobie teraz zejdźcie". Jesteśmy w masywie Cima Vallesinella. Ostre zejście z normalnymi zabezpieczeniami. Zbytnio tego nie widzieliśmy, ponieważ chmury często zakrywały widoki.
   
Kiedy szczelina Tuckett (2648 m) była już gdzieś w dole w zasięgu naszych oczu, robimy drugi postój na pałaszowanie skromnych zasobów. Doszło i na "gorący kubek". Dla mnie ta przerwa nie miała dobrego skutku. Jakoś mnie zmuliło. Kiedy zeszliśmy do szczeliny (po 6,5 godzinach na ferratach),
   
trzeba było jeszcze ponownie wydrałować takich 200 m po ferracie, trawersować Cima Sella i tym połączyć się z pierwszą częścią Bocchettki.
   
Yoter z Lidką nie odpuścili i poszli sobie. Ja się poświęciłem, żeby zbadać jak to jest z przejściem po lodowcu Brenta do schroniska Tuckett. Ogłoszono, że wytworzono trasę rezerwową. Lodowcem już się nie da przejść. Jest sporo wytopiony i zieją na nim duże otwory.
   
Parę lat i chyba nic z niego nie pozostanie. Jeszcze w przewodniku czytałem, że się chodziło środkiem. Problem ze znikaniem mają wszystkie lodowce na Brencie. Jest coś po 15:00 i po 9 godzinach dochodzę do schroniska Tuckett. Czekanie na pozostałą dwójkę wypełniam poczęstunkiem piwnym i oglądaniem pobliskich gór. Jak już uprzednio pisałem, jedno z najlepszych widoków w Brencie. Kiedy jesteśmy już razem, kwaterujemy się. Nasz matrazenlager jest w obok stojącej chacie Sella. Jest podobnie, jak w Brentei. Wieczorem znów nasysamy atmosferę schroniska. Ta jest najwięcej zbliżona do atmosfery tatrzańskich - Piątki lub Murowańca. Jest komplet przy stołach, tylko spanie na glebie tutaj nie znają. Nas wieczorem dopada nostalgia. Jest już ostatni na Brencie. Trzeba nam zmykać. Głoszą zmianę pogody i nam się nie chce kiblować na schroniskach. Poranne zamówienia noclegów z ciężkim sercem odmawiamy.
   
Lidka i Yoter pozdrawiają "z pracy" na dzisiejszej trasie. Dobranoc.

Kolejny relacja - czas na Gardę Huh



Góry się nie zdobywa, góry nas wpuszczają.

Ten post był ostatnio modyfikowany: 12-09-2017 08:07 PM przez Stasiu.

12-09-2017 08:04 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
Stasiu

*****


Postów: 17,631
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Mar 2008
Status: Offline
Post: #23
RE: 3 w 1 - Dolomity 2017

yoter napisał(a):
Po tamtej stronie nas jeszcze nie było. Cool 15 euro, 120 miejsc. Jest szansa, że znajdą się dla nas jakieś wolne miejsca.

Janusz, masz jedno konkretne zadanie na następny rok. Zamówić po kolei noclegi w schroniskach na trasie całej Bocchetty. Big Grin



Góry się nie zdobywa, góry nas wpuszczają.
12-09-2017 08:09 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
yoter

*****


Postów: 1,094
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: May 2009
Status: Offline
Post: #24
RE: 3 w 1 - Dolomity 2017

    To fotka jednego z wielu chłopków. Kunszt niektórych naprawdę zadziwiał. Smile
    Tutaj widać ścianę z pierwszej szczeliny a na niej cztery drabinki, którymi za parę chwil będziemy się wspinać.
    Stasiu na półeczce.
    Stamtąd przyszliśmy.
    Stasiu ciągnie ku górze.
Co do Cima Brenta. No cóż. Początek ok. Droga powyżej nie była już taka oczywista. Chłopki zniknęły. Przewalające się chmury także nie zachęcały do wspinaczki (przy pełnym zamgleniu byłby duuuży problem z powrotem). Poza tym samemu w mało przyjaznym środowisku... Chociaż okazało się, że nie jestem sam. W pewnym momencie zauważyłem dwójkę schodzącą ze szczytu. I to zaważyło na decyzji o zabraniu się z nimi w dół. Stwierdziłem, że nie będę się pchał dalej. Tym bardziej, że wg nich dalsza droga jest trudna (do tego te chmury). Przy schodzeniu dowiedziałem się jak wiódł szlak (trochę się z nim rozminąłem idąc w górę Wink). Myślę, że następnym razem, wiedząc trochę więcej, pewnie spróbuję wejście na Brentę. (na tym odcinku który przeszedłem, znajdowały się dwa stanowiska, gdzie można się zaasekurować).
    Na tym zdjęciu widać jak wygląda lodowiec Brenta z góry. Rzeczywiście, niedługo zniknie zupełnie.
Dzień pełen emocji. Tych dobrych (przejście kolejnej części Brenty) i tych dobrych inaczej - brak wejścia na Cima Brenta i decyzja o rezygnacji z dalszego wędrowania po Brencie).



góry to początek nieba
13-09-2017 02:17 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
Stasiu

*****


Postów: 17,631
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Mar 2008
Status: Offline
Post: #25
RE: 3 w 1 - Dolomity 2017

Janusz, koniecznie muszę mieć fota Stasiu na półeczce i Stasiu na drabince. ok Nareszcie jakieś ujęcia, gdzie widać tylko moje zalety. Wink



Góry się nie zdobywa, góry nas wpuszczają.

Ten post był ostatnio modyfikowany: 13-09-2017 06:36 PM przez Stasiu.

13-09-2017 06:35 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
yoter

*****


Postów: 1,094
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: May 2009
Status: Offline
Post: #26
RE: 3 w 1 - Dolomity 2017

Nie ma sprawy. Smile



góry to początek nieba
14-09-2017 02:05 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
Stasiu

*****


Postów: 17,631
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Mar 2008
Status: Offline
Post: #27
RE: 3 w 1 - Dolomity 2017

Dzień siódmy, piątek 18. 8. - Żegnamy Brente, podziwiamy Garde

Nareszcie schronisko, gdzie ze śniadaniem zrobili mi radość. Do słodkich podstaw była też oferta w postaci szynki i żółtego sera. Takie pożegnanie z Brentą. Zwijamy menele i zmykamy w dół.
   
Jeszcze raz pokochać się widokiem i czas po tygodniu popatrzeć jak to jest z cywilizacją. Trochę zdziczeliśmy. Po drodze na schronisku Casinei odbieramy pozostałe menele, żegnamy się z szefową i schodzimy jeszcze niżej. Nasze kroki kierujemy do schroniska Vellesinella (1513 m), raczej hotelu. Tam jest parking i przystanek autobusowy. Jest piątek i jednak do góry winie się ludzki prąd. W dole na parkingu przesamochodowane
   
i na dodatek z każdego autobusu wywala się kolejny tłum. Można to porównać z Palenicą Białczańską. My na szczęście, jak było naszym zwyczajem, jedziemy pod prąd i dlatego autobus jest pustawy. Kursują tutaj często z Madonny di Campiglio. Koszt 2 Euro + kolejne 2 Euro na przełęcz Campo Magno. Dobrze wiedzieć na przyszłość, że tutaj można dojechać busem.
   
W Madonnie czekamy na połączenie na przełęcz Campo Magno. Tam przed 7 dniami pozostawiliśmy autko. Było wtedy późno i już nie było parkingowego. Byliśmy ciekawi na ile nas skasuje. Było to 30 euro za tydzień. Wydaje mi się, że Yoter tam coś pertraktował na zniżce. Jeszcze dla informacji przeczytałem, że kolejka na przełęcz Groste kosztuje 12,40 Euro, w obu kierunkach 18,40 Euro. Wsiadamy do autka i kierunek....

Druga w 1 - Lago di Garda
Największe jezioro Włoch - 51 km długości, 65 m n.p.m. Sporo musieliśmy zjechać. Całkiem inny klimat. No i nieporównywalny styl spędzania urlopu od tego naszego górskiego. Chciało by się powiedzieć, że inny świat. Jednak dla góromanów i Ferraciarzy jest coś. Północna część jeziora jest obstąpiona górami, coś podobnego do fińskiego fjordu. W tych górach pełno ferrat i podobnych ścieżek. Dla fajnszmekrów wspomnę extra trudną - Rino Pisetta. Ja nie byłem i chyba już nie będę. Do Gardy zaliczymy jeszcze odwiedziny Roweretto, gdzie na wzgórzu Miravalle jest umieszczony największy funkcyjny dzwon na świecie.

Jeszcze ten dzień pożegnaliśmy kopczyki Brenty i zjeżdżamy w dół. Odwiedzenie jeziora nie było w ogóle rezerwowym wariantem. Jako górole musimy też raz poznać tą perłę Italii. Ja, jako sympatyk historii IWW w tutejszych stronach, chcę pooglądać Dzwon Pokoju Maria Dolen w Roweretto. Bez uprzedniej rezerwacji próbujemy wybrać jakiś camping. Nad jeziorem będzie chyba tłumno i dlatego obieramy mieścinę Arco i sympatyczny camping ZOO. Kiedy wyłazimy z auta, bucha na nas tropikalne powietrze. Jest +37 stopni w cieniu. Kwatera połączona z budowaniem namiotów i szybki przejazd nad jezioro. Mamy w planie zaparkować w Riva del Garda. W aplikacji mapy.cz wybieramy odpowiedni parking i według tej samej mapy kierujemy się nad jezioro.
   
Nareszcie jest nam dane zobaczyć te trochę wody. Akurat zachodzi słońce za góry i cień szybko pokrywa jezioro. Urlopowicze zaczynają się pakować i opuszczać swoje miejsca. Jednak jest ich jeszcze sporo, którzy nie myślą jeszcze o wieczornym programie.
   
Zauważamy, że wiatr wieje od strony jeziora i jest całkiem przyjemnie. Woda ma przyjazną temperaturę. Takie warunki są akuratne dla uprawiania sportów wodnych. O tym czasie najwięcej widać, jak po tafli suną surfiarze ze spadochronami. My się interesujemy więcej przyziemnymi sprawami. Jesteśmy we Włoszech i jeszcze nie mieliśmy lody. Teraz jest na nie czas. Yoter później dodaje, że najlepsze lody są jednak w mieścinie Pescul w drodze z Passo Giau na Palafaverę w Dolomitach. Daję mu za prawdę. Trochę wałęsamy się po brzegu i obstrykujemy okoliczne miejsca.
   
Palmy na fotografiach oznaczają już bliskość strefy tropikalnej. Jako starszy stażem, dopiero tutaj na żywo widzę pierwszy raz drzewka oliwne. Nie wiem, czy to jest prawidłowe, że w określonym czasie wiatr zmienia swój kierunek. Teraz wieje od lądu i powietrze wnet zamienia się w ciepło z piekarnika. Nawet surfiarze przy tym kierunku wiatru zbiorowo kończą swoje wybryki na wodzie.
   
My jeszcze zahaczamy o historyczną część Rivy i kierujemy się do samochodu. Czeka nas druga część dzisiejszego wieczoru. Seans bicia dzwonu. W tym celu musimy się przemieścić do Roweretto. Wyjeżdżamy z Rivy wcześnie, ponieważ na drogach wyjazdowych z tego miasta tworzą się korki. No jasne, wodnicy kończą swoje dzisiejsze chasanie nad wodą. Do Roweretto, raczej na wzgórze Miravalle, dojeżdżamy o 1 godzinę wcześniej.
   
Muzeum otwierają dopiero o 20:30. Wstęp 4 Euro. Dlaczego tutaj jesteśmy. Ze względu na dzwon Maria Dolens. Jest to największy funkcyjny dzwon na świecie. Jego parametry to:
- waga - 22,639 t
- wysokość - 3,36 m
- średnica - 3,21 m
- waga serca - 600 kg
- waga belki nośnej - 10,3 t
Dzwon był odlany na pamięć ofiar wszystkich wojen na świecie. Narodowość ofiar przypominają flagi państwowe. Jest ich 91 + 2 (OSN i UE). Dzwon bije każdy dzień o 21:30.
       
Ze wzgórza widać też oświetlone Roweretto i inne pobliskie mieściny. Ciekawe, jak obywatele i przejezdni słyszą bicie dzwonu w mieście. Musimy jeszcze kiedyś wypróbować. Teraz mieliśmy możliwość z paru metrów - kto chce może być i pod dzwonem - słyszeć to bicie. Przyznam, że mi ciarki chodziły po grzbiecie. Bardzo zmysłowe przeżycie. Nagrywałem bicie dzwonu, które spróbuję odtworzyć w filmikach. Dla niecierpliwych podaję już teraz internetowy adres innego słuchacza:
https://www.youtube.com/watch?v=ec-5o3fVjfk
Do campingu dojeżdżamy późnym wieczorem. Staramy się jeszcze przedłużyć czas przed spaniem wieczornymi rozmowami przy ciepłym piwie. Idylkę nam psuje burza, która nas zagania do namiotów i nakazuje spać.
   
Yoter pozdrawia od lodów nad brzegiem jeziora Garda. Dobranoc.

Dalej będzie - znów w Dolomitach ok



Góry się nie zdobywa, góry nas wpuszczają.
14-09-2017 06:56 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
yoter

*****


Postów: 1,094
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: May 2009
Status: Offline
Post: #28
RE: 3 w 1 - Dolomity 2017

    Nieodmiennie wprawia mnie w zdumienie sytuacja, gdzie budzę się w jednej scenerii, a zasypiam w zupełnie innej. Smile Tutaj wystarczyło kilka godzin by ze świata górskiego znaleźć się w innym, jakże odmiennym.     Zupełnie inne doznania. Trochę jak bym tu nie pasował. Big Grin A do tego Rovereto.     Bicie dzwonu ma w sobie coś mistycznego. Przeżycie z tych duchowych.



góry to początek nieba
16-09-2017 08:20 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
Pedro
Administrator
*******


Postów: 5,509
Grupa: Administratorzy
Dołączył: Jul 2006
Status: Offline
Post: #29
RE: 3 w 1 - Dolomity 2017

Palmy hm, można powspominać w ten pochmurno deszczowy dzień na naszych szerokościach geograficznych innocent

Fajna ta Brenta. Klimat widokowy zupełnie jak w Dolomitach w wersji standard Smile
A jak oceniacie ogólnie zatłoczenie Brenty?



Górskie Forum Internetowe - Górski Świat (http://www.gorskiswiat.pl)
16-09-2017 12:08 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
Stasiu

*****


Postów: 17,631
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Mar 2008
Status: Offline
Post: #30
RE: 3 w 1 - Dolomity 2017

Na szlakach wyżej nie jest tragicznie, jednak schroniska raczej pełne.



Góry się nie zdobywa, góry nas wpuszczają.
16-09-2017 12:39 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
Odpowiedz  Napisz temat 



Pokaż wersję do druku
Wyślij ten temat znajomemu
Subskrybuj ten temat | Dodaj ten temat do ulubionych

Skocz do: