Odpowiedz  Napisz temat 
Jeden zachód i dwa wschody
Autor Wiadomość
watażka

*****


Postów: 596
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Aug 2014
Status: Offline
Post: #1
Jeden zachód i dwa wschody

Wstęp: jeśli ktoś chciał tam z nami pójść to sorki ale nie planowałem tego wyjścia w ten dzień, decyzja zapadła w południe, kiedy okazało się że niema żadnych przeciwskazań aby to zrobić.
2015.10.3-4
Po skończonych pracach ogrodowych, nie wiedząc co zrobić z resztą dnia i po sprawdzeniu prognoz namawiam Wojtka do zrealizowania jego dość nietypowego pomysłu na bieszczadzką wędrówkę. Szybka decyzja, szybkie pakowanie, zastanowienie skąd zaczynamy i już jedziemy do Suchych Rzek gdzie zacznie się nasza wyprawa.
Najpierw zachód:
W Bieszczadach jak zachód to Smerek,     bo to najdalej właśnie na zachód wysunięty szczyt w głównym paśmie i widoki z niego rozległe. Dochodzimy tam pół godziny przed zachodem i wtedy też zauważamy że na szczytach wieje niemiłosiernie, skuleni za grzbietem szybko ochładzamy się po podejściu.     Gdy słoneczna tarcza chowa się za horyzont dziarskim krokiem ruszamy w kierunku wschodu. a właściwie na południowy wschód, bo tak właśnie w Bieszczadach układają się wszystkie główne pasma górskie.
           
Szlaki prawie puste kilka osób schodzi do Wetliny, kilka wyprzedzamy w drodze do schroniska. O godz 19.45 jeszcze bez latarek, jesteśmy przy Chatce Puchatka,     nie zaglądamy do środka bo szkoda czasu, nie wiemy czy starczy nam go na realizację przedsięwzięcia, więc w drogę. Schodząc z Połoniny Wetlińskiej w światłach czołówek, musimy uważnie patrzeć pod nogi bo i strome zejście i na ścieżce spotykamy niespodziewanie dużo salamander, szkoda by ich rozdeptać. Na przełęczy w Brzegach Górnych pusto i ciemno to i nie zatrzymujemy się tutaj tylko przemy dalej na Połoninę Caryńską, są tam chyba najbardziej strome podejścia więc robimy we wiacie pierwszy dłuższy postój, mi trochę brakuje sił aby nadążyć za młodym.
Pierwszy wschód:
To był taki bonus nieplanowany ale bardzo przyjemny. Na szczycie Połoniny Caryńskiej jesteśmy o 22.00 jest zupełna ciemność nawet niewiele świateł z ludzkich osad widać w dole, schowani za grzbietem odpoczywamy po kolejnym forsownym podejściu, rozmyślamy nad tym po co i co my tu właściwie robimy, gdy hen gdzieś na wschodzie pojawia się łuna, myśl: skąd to światło i zaraz potem puknięcie w czoło przecież to księżyc ( tak chyba właśnie zachowują się Eskimosi kiedy po nocy polarnej na widnokręgu pojawia się słońce). Czas nagli trzeba ruszać dalej, na zejściu w kolejnej wiacie postanawiamy zjeść późną kolacyjkę i zaliczamy 15 minut drzemki.     Tyle co ruszyliśmy dalej, spotykamy podobnych do nas świrów którzy w środku nocy ruszyli zdobyć P.C. W lasach poniżej połonin jest ciepło i cicho nawet trudno sobie wyobrazić że tam na grzbietach wiatr poniewiera błąkającymi się wędrowcami, ze skupieniem nasłuchuję ryczących byków jeleni, bo to właśnie pora rykowiska, ale zamiast tego zbliżając się do Ustrzyk Górnych, parę minut po północy, słyszymy ryki imprezujących w lokalach. Tu mamy lekki dylemat czy kontynuować wędrówkę czy może skręcić do domu i za dwie godziny leżeć w ciepłym łóżeczku??? Ale co mielibyśmy się poddać, aura wciąż nam sprzyja a i sił nie brakuje, według kalkulatora tras nadrobiliśmy 1,5 godz. jest dobrze, trzeba iść dalej. Podejście na Szeroki Wierch niby dość długie w ciemnościach jakoś się skraca, dodatkowo na połoninach księżyc daje tyle światła, że idziemy bez czołówek, o 3.30 docieramy do Przełęczy Goprowców i tu, we wiacie wsłuchując się w prawdziwe misterium bieszczadzkiej jesieni ? rykowisko postanawiamy spożytkować zapas czasu i śpimy całe pół godziny. Budzik przerywa błogostan i nakazuje dalszy marsz, na szczyt Halicza w tym czasie naciągnęły chmury!? W całkowitej mgle stawiamy się tam o 5.15 do wschodu jeszcze cała godzina, którą też wykorzystujemy na sen.
   
Drugi ten planowany wschód:
Gdy świt rozjaśnia okolicę rozumiemy że,     z Halicza, na który w czasach kiedy do wschodniej granicy było jeszcze daleko, ze Sianek wychodziły wyprawy aby podziwiać najpiękniejsze wschody słońca w całych Bieszczadach, my dziś słońca nie zobaczymy. Zniesmaczeni niezrealizowaniem planu idziemy zmarznięci, zmęczeni, ze spuszczonymi głowami w kierunku Przełęczy Bukowskiej. Po parunastu minutach jesteśmy na Rozsypańcu najdalej na wschód wysuniętym bieszczadzkim szczycie (udostępnionym turystycznie) tu spotyka nas zadośćuczynienie i z za chmur wyłania się wschodzące słońce- Hurrra! Wyprawa może zostać uznana za zrealizowaną w 100%.
                       
Zakończenie:
Idziemy w kierunku Wołosatego, po drodze jeszcze śniadanko w miłej aurze i ze świadomością że tej nocy całe Bieszczady były tylko dla nas i pod naszymi nogami. Pierwszych wędrowców spotykamy o 8.00 i jest ich co raz więcej i więcej, a droga we Wołosatym przypomina chyba Krupówki (słabo to mogę porównać bo byłem tam ostatnio 30 lat temu), kolejka do kasy biletowej ma z 50m długości chyba jak do kolejki na Kasprowy!!!
Za nami 17 godzin w górach, 47km i blisko 2500m podejść możemy spokojnie zaczynać niedzielę.    


10-10-2015 01:05 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
Stasiu

*****


Postów: 17,631
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Mar 2008
Status: Offline
Post: #2
RE: Jeden zachód i dwa wschody

Mnie w ogóle nie dziwi ta wyprawa Watażki z Wojtkiem. Tak sobie, jak by nic, po pracy ogrodowej przestępczą połoniny bieszczadzkie. I to nie w dzień, za dużo ludzi przy kasie. Oni potrzebują dreptać w nocy. No chociaż księżyc tak nie pali jak słońce. Zadroszczę pogody. Ja daleko na zachodzie o takiej marzę. Smile



Góry się nie zdobywa, góry nas wpuszczają.
10-10-2015 03:11 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
tratina

*****


Postów: 1,180
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Jun 2010
Status: Offline
Post: #3
RE: Jeden zachód i dwa wschody

Wedrowka piersza klasa, ciekawa I tez z checia bym sie wybrala.
Stasiu zazdrosci pogody jak na taka wedrowke I slusznie, ale ja bym jeszcze wtracila, zazdroscze Bieszczad, choc takich Bieszczad w jakich ja zaczynalam z nimi przygode juz nie ma I raczej to juz nie wroci, a szkoda. Oczywscie nie mowie tu o calych Biezsczadach, ale wieksza czesc.
Milo bylo popatrzec Smile



"Nie ma chyba trudniejszej do zniesienia choroby górskiej, niż brak Gór"
R. Messner
10-10-2015 10:45 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
Odpowiedz  Napisz temat 



Pokaż wersję do druku
Wyślij ten temat znajomemu
Subskrybuj ten temat | Dodaj ten temat do ulubionych

Skocz do: