Niedziela wielkanocna, śniadanie... Niby nie bylo obfite ale ciążyło caaaaały dzień w żołądku, dopiero wieczorem puściło mnie na tyle żeby coś niewielkiego obiadowego zjeść, pomyślałem że jak się jutro nie ruszę z domu to wyląduje w szpitalu z obżarstwa...
No to oznajmiam małżonce mej prywatnej Jadziuni że w góry chcę się wybrać, cel jeszcze nie określony, na co dostaję w łeb i "święta są, Ty ciągle poza domem więc nie życzę sobie żebyś nawet w święta gdzieś łaził..." to chodź ze mną mówię, "Nie bo zimno i nie..."
Co robić no nic chyba nie da rady nic zmienić z tym ale siedząc przed kompem tak sobie w mapy klikam i trasy obmyślam Babia Góra od Krowiarek myślę sobie i w końcu oznajmiam "jutro w nocy wyjeżdżam na Babią na wschód słonka" "zgłupiałeś!!! Tam niedawno ktoś umarł, nie zgadzam się..." wiercę więc dziurę w brzuchu małżonce i daję znać na forum że zamiar jest, może ktoś się podłączy...
Tomek odpowiada na zew łysego żebym na Babią sam nie lazł, ale Ja chce i wiem na co się decyduję ale pytam "a dokąd jak nie na Babią" "Lysa Hora" pada odpowiedź, czymu ni se myśla, sprawdzam na mapach przewyższenia i długość szlaku, wychodzi mi 8 km i 800 metrów przewyższenia, wschód o 6:07 więc moim tempem potrzebuję około 3:30 - 4:00 do szczytu, dzwonię do Tomka, "nie panikuj, damy radę w 3 godziny, bądź o 2 u mnie" OK!!! Jadzia daje glejt na wyjście, wie że nie daruję jej jak mnie nie puści
Wstaję po północy, herbata w termos i w auto do Tomka, 55 km większość autostradą więc pojawiam się u Tomasza tuż przed 2:00. Tomek wskakuje do auta i mówi "Piwo wypiłem, ty prowadzisz " Dobra, i tak nie piję
W drodze na parking w Krasnej Papierzowie po szosie jak po wybiegu dla modelek łażą łanie, Sarny i inne jeleniowate, sporo tego, z jedną łanią nawet się z bardzo bliska widzieliśmy na szczęście umknęła spod noża
3:20 wysiadka, buty, stuptuty, kijki i sio w górę, szczerze powiedziawszy gdybym widział gdzie idę (w sensie jak stromo jest) to chyba bym umarł ze śmiechu na miejscu, jednak jest ciemno, Tomek prowadzi i idzie mi się wyjątkowo lekko, jakby mnie do plecaka dopiął dopiero na zejściu widzę jak było stromo na podejściu ale Tomka słowa "teraz trochę pod górkę, jakieś 200 m i płasko, potem młodnikiem do góry do ambony, potem jeszcze tylko jedno podejście, końcówka nartostradą i jesteśmy na szczycie..." dają pogląd na lekkość podejścia, chyba sięgnął do kieszeni i włączył jakieś tajne ruchome schody, wejście do czasu jak się rozwidniło pestka, gorzej jak brzask oświetlił teren, zaraz opadłem z sił
Dochodzimy do budynków na szczycie, pogoda nie dała się zamówić na tip top więc pozostaje nam radość z wejścia i czekanie na jakiś "cud"
Jest!!! Jest taka chwila kiedy chmurę wokół nas zwiewa w dolinę, dalekich widoków jednak nie mamy, zaraz następne chmurzysko zasłania wszystko wokół nas, schodzimy więc do bufetu schroniska na ciepłą herbatkę, czestniakową poliewkę (niebo w gębie ) i jednego strzemiennego bo jak tak bez toastu, nie ładnie...
Odpoczywamy przy ciekawej konstrukcji "kominku" suszymy ciuchy i schodzimy w dół, a te stromizny nie wierzyłem że tędy podchodziliśmy... a jednak tak.
przy aucie jesteśmy po (Tomek napisze, on kontrolował czas ) i wracamy do domów, odstawiam Tomasza pod klatkę, po drodze kupuje jeszcze piwko do obiadu i wracam do siebie, Lysa Hora zdobyta, nie była taka straszna jak myślałem, może dla tego że nie spotkaliśmy żadnych czarownic, może dla tego że moja osobista babaJaga nie chciała iść, ale na pewno czuwała z powietrza żeby mi się nic nie stało
KONIEC
Wyrwać się z miejskiego betonu, choć na dzień, choć na chwilkę, Żeby nie zwariować...
Fazik, to chyba Twoje pierwsze wyjście na Łysą. Masz dobrego sparing partnera. Ten Cię często na Łysą będzie zabierał. Myślę, wilk się nażarł i koza została cała. Byłeś na kopcach i żona była zadowolona, że się w święta nigdzie zbytnio nie szwędasz.
Widzę, że nawet mroźno mieliście.
Góry się nie zdobywa, góry nas wpuszczają.
Ten post był ostatnio modyfikowany: 06-04-2015 01:49 PM przez Stasiu.
Ano Stasiu, to moje pierwsze wejście na Łysą, jak tam nie narzekam na mróz, wolę zimno jak deszcz czy upał.
Tomek dopisze coś od siebie i fotki wrzuci.
Wyrwać się z miejskiego betonu, choć na dzień, choć na chwilkę, Żeby nie zwariować...
Pierwsze ale pewnie nie ostatnie. Zdjęcia super, nie wspomnę o wyprawie. Dobrze, że Jadzia się przemogła i wyraziła pozwolenie. Ja już jestem spakowany na jutro. Jak nic się nie zmieni to uderzamy z moją piękniejszą połóweczką w Taterki. Mam nadzieję, że pogoda dopisze.
Pierwsze ale pewnie nie ostatnie. Zdjęcia super, nie wspomnę o wyprawie. Dobrze, że Jadzia się przemogła i wyraziła pozwolenie. Ja już jestem spakowany na jutro. Jak nic się nie zmieni to uderzamy z moją piękniejszą połóweczką w Taterki. Mam nadzieję, że pogoda dopisze.
Conti, nareszcie coś od Ciebie przeczytamy. Tutaj możemy trochę zaprognozować: Od czwartku ma być słonecznej.
Stasiu coś tam raz napisałem: http://www.gorskiswiat.pl/forum/showthread.php?tid=6375
Nie są to Tatry, a wieści z Bieszczadów. Ale tak jak pisałem już nie raz, nie jestem w stanie bywać na szlakach tak często jak chciałbym. Inaczej mówiąc tak często jak bywasz Ty.
Co tu dopisywać,chyba że dobre panie wpuściły nas do bufetu na 2 godziny przed otwarciem napoiły i nakarmiły
To był 6 wschód w tym roku z czego 2 były nie odwołane
Szkoda że sezon zamknąłem ,i tak musiałem na nogach z powrotem te 800m
Ach te kobiety Jedne dobrotliwie z domu wypuszczają, inne w przypływie dobroci wpuszczają do bufetu... Tomtur z Fazikiem muszą mieć nieopisany urok osobisty
Ach te kobiety Jedne dobrotliwie z domu wypuszczają, inne w przypływie dobroci wpuszczają do bufetu... Tomtur z Fazikiem muszą mieć nieopisany urok osobisty
Raczej oczekiwały śmiergustników, ale kiedy uchyliły drzwi to już nie miały sił nie wpuścić dwu dryblasów głodnych wschodu słońca.
Przynajmniej się przeszliście pożytecznie spędzając świąteczny poranek/dzień .
Niektórzy (jak ja ) długo będą spalać świąteczne obżarstwo zamiast załatwić to szybko napierając pod górę
Teroz w kazdym domu tranzystory grajom
Lejom wode lejom, ludzi ogłupiajom
Podczas tego prześwitu bajecznie mieliście I nawet nieważne, że chmurzyska nie pozwoliły Wam zobaczyć więcej, takie chwile jak ta z filmiku najlepiej zapadają w pamięci.
A takie "łagodniejące" podejścia to bardzo dobry znak