Dolomity Pala - czyli świetna przygoda wysoko w górach
|
Autor |
Wiadomość |
Pedro
Administrator
Postów: 5,509
Grupa: Administratorzy
Dołączył: Jul 2006
Status:
Offline
|
Dolomity Pala - czyli świetna przygoda wysoko w górach
Rozpoczęła się druga połowa naszego pobytu w Dolomitach. Do tej pory dni w większości upływały pod znakiem burz i ulew i choć przeplatały się one z chwilami ładniejszymi, to jednak taka pogoda nie pozwalała planować dłuższych i ambitniejszych akcji górskich. Inaczej miało być teraz. Miało być słońce, mało chmur i w ogóle nie miało padać. My za to mieliśmy wejść podczas obecnej trzydniowej wycieczki na Cima Della Vezzana (3192 m) czyli najwyższy szczyt w grupie Dolomitów Pala.
****
Dzień 1.
Wraz z Anią i Tomkiem czekaliśmy właśnie na naszą pozostałą dwójkę pod Rifugio Capanna Cervino. Paulina z Wojtkiem zajęli się bowiem logistyką, tj. pozostawieniem jednego z samochodów w miejscu planowanego przez nas zejścia - miejscowości San Martino. My tymczasem siedząc wygodnie na zielonych alpejskich łąkach kierowaliśmy wzrok ku "naszej" Vezzanie. Pomimo panującej sielanki, spokoju i pięknych widoków, odczuwałem pewne napięcie. Było ono jednak niewątpliwie z gatunku tych pozytywnych. Byłem przekonany po prostu, że najbliższe trzy dni będą pełne przeróżnych ciekawych przeżyć. Wiedziałem, że szykuje się świetna przygoda, a my jesteśmy właśnie u jej progu.
Kiedy znaleźliśmy się już w komplecie pozostało nam zarzucić ciężkie toboły na plecy, wziąć kijki w ręce i powoli zacząć się kierować w stronę naszego dzisiejszego celu jakim było schronisko pod Monte Mulaz. Ludzi na drodze było całkiem sporo, czasem przemknął jeszcze jakiś busik wwożący ludzi do pobliskiego Baita Segantini i wzniecający wielkie tumany kurzu. Przy drodze pasło się ponadto dziesiątki albo nawet i setki krów. Zawieszone dzwonki na ich szyjach sprawiały, że w całej okolicy po prostu dzwoniło. Na szczęście to krowie zgromadzenie dość szybko się zakończyło i niebawem można znów było patrzeć na wznoszące się szczyty Dolomitów we względnej ciszy.
Mijając Baita Segantini rozpoczęliśmy...zejście. Szczerze mówiąc to jakoś to zejście całkowicie mnie zaskoczyło. Podczas planowania trasy zarówno na podstawie mapy jak i przewodnika myślałem, że to będzie jakiś trawers. Tymczasem wijące się coraz niżej serpentyny naszej drogi wskazywały jednoznacznie, że musimy stracić najpierw około 200 metrów wysokości zanim na nowo rozpoczniemy kolejne podejście. Cóż, moja pomyłka. Pomimo tego niezbyt pocieszającego faktu, uśmiech pozostał na naszych twarzach. Rozpościerające się dookoła nas górskie widoki w pełni rekompensowały nieplanowane zejście. Ciężko było by być tutaj z czegoś niezadowolonym.
Na jednej z serpentyn opuszczamy szeroką i schodzącą wzdłuż dna doliny drogę. Okazuje się w tym miejscu, że zdecydowana większość turystów, która towarzyszyła nam do tej pory nie idzie tak jak my i pozostaje w dolinie. Tym samym kontynuujemy dalszą wędrówkę w bardzo nielicznym gronie. Oprócz nas idzie teraz tak jak my dosłownie kilka osób.
Wreszcie mijamy potok za którym ścieżka zaczyna nam się już podnosić. Najpierw łagodnie kilkoma zakosami, później chwilami nabiera trochę większego nachylenia. Na myśl przychodzi mi teraz opis w przewodniku Tkaczyka mówiący o pokonywaniu tutaj bardzo nieprzyjemnych piargów. Owszem są takie po naszej prawej stronie ale my nimi nie idziemy. Z kolei na szlaku znakowanym jesteśmy z całą pewnością. Informacja w przewodniku jest zatem mocno nieaktualna i podejście od tej strony na Passo Mulaz nie wiąże się z koniecznością pokonywania wspomnianych uciążliwych usypisk.
Wysokość zdobywamy dość szybko. Dno doliny pozostawionej z tyłu maleje, a ludzie idący drogą na dole to już wyłącznie małe punkciki. Zostawiamy też wysokości urozmaicone kolorem zielonym i wchodzimy do wyższej części doliny już dużo bardziej surowej. Przed nami rysują się okolice Passo Mulaz, przełęczy którą to musimy przekroczyć w drodze do naszego schroniska.
Przed jej osiągnięciem spotykamy jeszcze idącą w przeciwnym kierunku sporą grupę turystów. Okazuje się, że to nasi rodacy którzy wycieczkę mają zorganizowaną przez jedno z dużych i znanych w Polsce biur podróży. Trzeźwość co poniektórych uczestników czy też właściwie uczestniczek pozostawia jednak wiele do życzenia i w duchu ogromnie się cieszę że nasze kierunki rozmijają się o 180 stopni
Z Passo Mulaz do schroniska pozostaje nam już jedynie kilka minut drogi. W parę chwil stajemy więc u progu recepcji, meldujemy się, kwaterujemy i udajemy na jadalnię na małe i duże co nieco. Nie jest to jednak koniec naszej górskiej wędrówki w dniu dzisiejszym. Wkrótce już na lekko podążamy na pobliski stąd wierzchołek Monte Mulaz (2906 m). Wejście zajmuje około kilkadziesiąt minut i nie przedstawia większych trudności technicznych. Widoki za to są z wierzchołka bardzo rozległe i godne polecenia. Stoi tam też bardzo ciekawy dzwon
Pora staje się coraz późniejsza i czas nam już schodzić do schroniska. Okolica jest teraz skąpana w późno popołudniowym słońcu. Całe otoczenie robi na mnie duże wrażenie. Cieszę się, że kilka dni w Dolomitach jest jeszcze przede mną. Na wieczór zasiadamy w naszym pokoju. Trochę rozmów, wznosimy też toast - w końcu trzeba uczcić tak udany dzień
cd nastąpi (i to niebawem)
Górskie Forum Internetowe - Górski Świat (http://www.gorskiswiat.pl)
|
|
17-10-2013 06:55 PM |
|
|
jacko
belferos
Postów: 571
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Jul 2008
Status:
Offline
|
RE: Dolomity Pala - czyli świetna przygoda wysoko w górach
No tak, czasami wstyd się przyznać do naszych rodaków za granicą
Robią wrażenie te skalne iglice i wieże Nie mogę doczekać się kontynuacji...
"Tam na dole zostało wszystko to, co Cię męczy
Patrząc z góry wokoło świat wydaje się lepszy..."
KSU "Za mgłą"
|
|
17-10-2013 09:03 PM |
|
|
dr.Etker
Postów: 8,835
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Nov 2006
Status:
Offline
|
RE: Dolomity Pala - czyli świetna przygoda wysoko w górach
|
|
17-10-2013 09:37 PM |
|
|
Pedro
Administrator
Postów: 5,509
Grupa: Administratorzy
Dołączył: Jul 2006
Status:
Offline
|
RE: Dolomity Pala - czyli świetna przygoda wysoko w górach
dzień 2.
Jak zwykle po przebudzeniu będąc w górach, pierwsza myśl oscyluje wokół tego co za oknem... czy widać góry, chmury, słońce... Dziś na szczęście rzut oka za okno wystarcza aby się w zupełności uspokoić. Co prawda mgły zasłaniają sporą część okolicy jednak świecące ponad nimi słońce daje solidną oznakę, że dzień powinien być naprawdę ładny.
Po śniadaniu czas rozpocząć pierwsze w dniu dzisiejszym podejście. Nasz najbliższy cel to Passo Delle Farangole (2814 m) - przełęcz, która stanowi najniższe wcięcie w niezwykle urozmaiconej, skalistej grani skomponowanej z malowniczych wielkich turni i baszt skalnych. Tuż obok góruje ponadto i poniekąd przytłacza swoją wielkością masywny Cima di Focobon (3054 m).
Wejście na przełęcz choć od naszego schroniska dość krótkie (około 1 godziny) to kilkukrotnie zmienia swój charakter. Najpierw jest to zwykła ścieżyna wijąca się po zboczu do góry. Następnie odcinek dość łatwej poręczówki poprowadzonej skalnym żlebem. Jest też trawers piarżystego zbocza częściowo do pokonania po rozległym płacie starego śniegu. Następnie ścieżka wijąca się po piarżysku wprowadza nas do wylotu żlebu opadającego z przełęczy skąd można pójść dalej na dwa sposoby. Ściśle - szerokim, choć mocno kruchym i piarżystym żlebem (nie polecam, a szczególnie gdy poniżej wędrują inni ludzie - bardzo łatwo o strącanie kamieni), można też wejść w skałę ubezpieczoną na styl małej i łatwej ferraty. Zdaje się, że ubezpieczenia te znajdują się tutaj dopiero od niedawna. Wariant dużo wygodniejszy, choć korzystnie jest mieć wcześniej ubrane akcesoria ferratowe, gdyż miejsca tuż pod ubezpieczeniami jest naprawdę mało.
Przełęcz Farangole sama w sobie jest mocno ograniczona jeśli chodzi o widoki tak więc nie zatrzymujemy się tutaj na dłużej. Obniżamy się zatem do wylotu żlebu na stronę doliny Val Grande w dalszym ciągu wzdłuż ubezpieczeń. Mały popas w słońcu. Dookoła nas sceneria prawdziwie wysokogórska i surowa. Jest pięknie, choć wiemy że teraz musimy zejść ponad 500 metrów w dół po to, żeby później móc podejść kolejne 900 metrów do góry
Zbliża się południe. Spora część dnia jest już za nami ale nasze właściwe podejście mamy dopiero przed sobą. Tymczasem znów jesteśmy na "zielonych" wysokościach. Z boku ledwie co się sączy malutki strumień. Korzystamy z jego dobrodziejstw wiedząc, że później nie ma co liczyć na wodę. Coś ciepłego do jedzenia, słychać syczenie kilku palących się palników. Drzemki poobiedniej jednak nie będzie. Nie ma czasu. Znów trzeba zacząć zdobywać wysokość.
Górskie Forum Internetowe - Górski Świat (http://www.gorskiswiat.pl)
|
|
18-10-2013 03:53 PM |
|
|
Pedro
Administrator
Postów: 5,509
Grupa: Administratorzy
Dołączył: Jul 2006
Status:
Offline
|
RE: Dolomity Pala - czyli świetna przygoda wysoko w górach
Skręcamy w boczną dolinę, a konkretnie w Val Strut. Do tej pory za nami szła jedna mała grupka turystów. Teraz zostajemy już całkiem sami. Znów wkraczamy w świat kamieni, piargów, skały i starego śniegu. Ciągłe zmiany krajobrazu oraz warunków w których się znajdujemy sprawia, że ta cała dzisiejsza wędrówka nosi znamiona niezwykłej. Odległa, niecodzienna, a nawet z nutką niepewności jak i którędy dokładnie będzie przebiegać nasza trasa. W polskim Internecie ciężko znaleźć informacje na temat tego odcinka szlaku. Wszystko wskazuje na to, że to bardzo rzadko uczęszczany wariant.
Po drodze mijamy Bivacco Bruner. W tamtejszym zeszycie ostatni wpis jaki znajdujemy jest sprzed tygodnia. Powyżej bivacco znów piargi i wchodzimy w wyższą część doliny. Niby bardziej nasłonecznioną ale jednocześnie ze zdecydowanie większą ilością śniegu. Taki zanikający lodowczyk.
Mijamy jeszcze jeden próg, później mała kotlinka i jesteśmy już na grani. Konkretnie na Passo di Val Strut. Stąd jednak jeszcze spory kawałek na szczyt. Wiemy, że za chwilę powinniśmy napotkać na ferratę. Ubieramy się zatem póki mamy dość wygodne miejsca ku temu. Jeszcze czekan do ręki i trawersujemy śnieżne zbocze w stronę skał i rozpoczynającej się ferraty. Najbliższy jej fragment jest jednak naprawdę prosty. Muszę tutaj jednak powiedzieć, że opis Tkaczyka to jedno, mapa Tabacco to drugie, a rzeczywistość to jeszcze całkiem co innego (chodzi o przebieg ferraty Gabitta d'Ignotti).
Wychodzimy na swego rodzaju piarżyste plateau. W górę wznosi się znów skalista grań i tam widnieją czerwone znaki na skale oraz nazwa naszej ferraty. Jednocześnie w kierunku obniżenia plateau są umiejscowione biało czerwone tyczki. No i którędy teraz? Na mapie oraz w przewodniku ani słowa nie ma o jakimkolwiek rozgałęzieniu. Wygrywa wariant prosto do góry, który ma tę zaletę, że nie trzeba tracić wysokości.
Czas pokazuje, że nasz wybór nie był dobry. Kierunek co prawda obraliśmy w porządku, ale z racji że zdjęto tutaj na kluczowym odcinku liny poręczowe trudności istotnie wzrastały. Zresztą nie tylko z tego powodu. Na tej wysokości okolica była już przyprószona świeżym śniegiem, a więc w wielu miejscach było po prostu ślisko.
Wzdłuż pozostawionych kotw wydaje się nam zbyt ryzykownie. Próbujemy znaleźć i zrobić własny wariant. Kierujemy się do równoległego żlebu, czy też może swego rodzaju "połogiego komina". Jednak na wejściu do niego szczerze mówiąc mam pewien problem z pokonaniem jednego małego prożka. Krucho, mokro, trochę przyśnieżone, a to miejsce nie wybaczy raczej nawet małego poślizgnięcia. W dodatku ten ciężki wór na plecach... Próbuje złapać się czegoś ale kilkukrotnie zostaje mi to coś w ręce. Noga opiera się niby na dość pewnym kamyku, ale pewnego miejsca mam mniej więcej na jednego buta więc też zbyt wielki komfort na dłuższą metę to to nie jest. Spokojnie jednak koniec końców dokonuję próby i parę minut później staję na szerokiej grani.
Wierzchołek ciągle majaczy gdzieś tam w górze ale widać, że teraz to już tylko łatwy teren nam pozostał. Krok za krokiem z chwilami na złapanie oddechu i zaawansowanym popołudniem stajemy na 3192 m, czyli w najwyższym miejscu Dolomitów Pala. Początkowo chmury zasłaniają niemal wszystko dookoła nas. Jednak może po upływie jednego kwadransa zaczyna się robić jakby jaśniej i udaje nam się załapać na bardzo przyzwoite szczytowe widoki
Ciągle jednak nurtuje nas myśl czy pobliskie bivacco będzie wolne. Godzina jest już dość późna. Próbować schodzić do najbliższego schroniska to dodatkowe około 3 godziny. W dodatku pewnie przynajmniej jedna albo i dwie ostatnie w świetle czołówki. Sił też już zaczyna brakować. Gdyby nie te ciężkie wory...
W jednym z prześwitów wypatrujemy naszą czerwoną kapsułę. Tylko że... kręci się tam dwójka lub nawet trójka turystów. Nie widać dobrze. Są za daleko. Przypatrujemy się dłużej. Jednak schodzą. Uff... Może będzie wolne.
Rozpoczynamy zejście w stronę kapsuły. Okazuje się jednak raz jeszcze, że zejście wygląda trochę inaczej niż zakładałem układając trasę. Obniżenie jest większe niż myślałem, przebiega przez przełęcz o której nie wiedziałem i dodatkowo tuż przed kapsułą musimy wspiąć się na około kilkudziesięciometrowy próg skalny. Jesteśmy w drodze nie całe 12 godzin, ale bagaż na plecach swoje robi. Sapiąc, dysząc, często przystając docieramy na miejsce. Podchodzimy, otwieramy drzwi kapsuły. PUSTO!!!
Teraz dopiero spływa ze mnie taka nieprzyjemna niepewność. Można spokojnie szykować się do urodzinowej imprezy. W końcu dziś skończyłem 30 lat Cały ten marsz, widoki i zdobycie szczytu dzisiejszego to taki tort urodzinowy. Możliwość pospania w zajętej tylko przez nas kapsule na 3005 m to taka wisienka na tym torcie
Czas otworzyć "szkło" z brandy. Taka szklana Wieża Eiffla Trochę ciążyło to przez te wszystkie godziny dwudniowego marszu tutaj. Było jednak warto. Wieczór jest wieczorem niezwykłym. Myślę, że latami będę go pamiętać. Tak jak i poranek dnia następnego. I chociaż nie pierwszy raz spędzam swoje urodziny w górach to jednak te są myślę w pierwszej trójce najbardziej niezwykłych w moim dotychczasowym życiu .
cd nastąpi (znów niebawem )
Górskie Forum Internetowe - Górski Świat (http://www.gorskiswiat.pl)
|
|
18-10-2013 03:54 PM |
|
|
Pedro
Administrator
Postów: 5,509
Grupa: Administratorzy
Dołączył: Jul 2006
Status:
Offline
|
RE: Dolomity Pala - czyli świetna przygoda wysoko w górach
dzień 3.
Jeszcze przed zaśnięciem naszą kapsułę otoczyły szczelne mgły. Nawet przechodziła mi przez głowę pewna myśl, co będzie jak nie ustąpią. Ścieżka na tym etapie drogi nie była ewidentna, a Tkaczyk pisał o zejściu przez teren mogący sprawić trudności orientacyjne. Szybko jednak odgoniłem tę myśl i zasnąłem...
Poranek okazał się bezchmurny. Nad nami połyskiwało czyściutkie niebo nabierające kolorów charakterystycznych dla zbliżającego się wschodu słońca. Oczywiście było trochę rześko ale jednocześnie całkowicie do wytrzymania.
Sam wschód słońca nie był dla nas widoczny. Był zasłonięty przez pobliski masyw Il Nuvovo. Dość szybko jednak podnoszące się słońce wychyliło się zza skał i ciepłymi promieniami ugościło nas przed naszym bivacco. To były piękne chwile. Świadomość, że jesteśmy tu sami, na znacznych jak na Dolomity wysokościach. Dodatkowo poczucie sporej odległości od najbliższego schroniska oraz to, że niewiele osób w całych Dolomitach mogło być o tej godzinie tak wysoko. Cisza, rozpościerające się morze szczytów, oczekiwanie na zapalany palnik na którym będzie się grzała woda na poranną kawę. Wreszcie świadomość, że możemy tu chwilę posiedzieć, podelektować się tym wszystkim. Bezapelacyjnie jeden z najpiękniejszych poranków w życiu.
Kawa, coś do jedzenia, jak dobrze pamiętam jakiś liofilizowany makaron w sosie bolońskim. Coś do zakąszenia, chyba jakieś ciastko... Siedzieliśmy tak chyba ze dwie godziny zanim wyruszyliśmy na dół ku cywilizacji.
Najpierw na pobliską przełęcz przez znany nam z wczoraj próg skalny. Później przez śniegi zalegające niemal całe dno górnej części doliny. Ubieramy tu nawet raki, które jeśli nie są całkowicie niezbędne to są na pewno bardzo pomocne. Robi się też coraz cieplej, aż wkrótce zostajemy w krótkich rękawkach. Do góry podchodzą z dołu pierwsze osoby.
Wysokość tracimy naprawdę szybko i niebawem jesteśmy znów w piarżysto-skalistym terenie. Rzut oka za siebie powoduje we mnie jakieś takie niewiarygodne wrażenie, uczucie niedowierzania, że tak niedawno byłem tak daleko i tak wysoko. Ścieżka jednak wkrótce zakręca, przechodzi na drugą stronę opadającej tutaj grzędy czy też małej grani i wspominane widoki pozostają już tylko wspomnieniami.
Teraz krótkie podejście pod Passo Bettega i kontynuujemy zejście. Powoli gdzieś tam daleko w dole wyłania się San Martino. Jest to jednak jeszcze ponad kilometr w dół. Zastanawiamy się którędy schodzić. Możemy iść albo znakowaną ścieżką bezpośrednio w stronę Bar Colverde albo w stronę Rifugio Rosetta. Wybieramy pierwszą opcję.
Nasz wybrany wariant nie jest jednak chyba zbyt popularny, a z czasem dochodzimy dodatkowo do wniosku że również bardzo niefortunny. Okazuje się, że jest stromy, kruchy, męczący i wymagający sporej uwagi. W naszej opinii w kilku miejscach powinny być zrobione poręczówki dla zwiększenia bezpieczeństwa. Tych jednak tutaj całkowicie brak. W dodatku zejście tym uciążliwym terenem dłuży się i dłuży.
W dole widać ewidentną poprzeczną ścieżkę do której mamy dojść ale ciągle jakoś trzymamy się z nią na dystans. Dochodzimy do małego gzymsu skalnego. O poręczówka! Faktycznie odpychająca skała wymaga przejścia wąską ścieżyną, czy też paroma stopniami skalnymi nad kilkudziesięciometrowym urwiskiem. Idę jako pierwszy, chwytam liny i nagle kiedy robię krok na tę wąską ścieżynę czuję jak przesuwając rękę po linie wbijają mi się w dłoń poszczególne liczne i ostre metalowe zadziory. Cofam się gwałtownie, zatrzymuję w bezpiecznym miejscu. Oczywiście jakieś tam parę słów leci w pobliską przestrzeń. Dłoń trochę krwawi i jest poharatana. Masakra. Dziękuję za takie ubezpieczenia. Zakładamy rękawiczki i jakoś pokonujemy feralne poręczówki mając na uwadze moje przeżycia. Jeszcze później dezynfekcja ręki i cóż, było minęło. Jest to jednak nowa lekcja, że i w Dolomitach stan niektórych ubezpieczeń delikatnie mówiąc budzi zastrzeżenia. Trzeba powiedzieć, że to zejście naprawdę nas wymęczyło.
Choć nie. To jeszcze nie koniec. Wygodna ścieżka jest niby na wyciągnięcie ręki, ale żeby się tam dostać musimy pokonać jeszcze kilku(nasto?)metrowy, dość trudny w zejściu próg skalny. Może ocena trudności byłaby inna, ale trochę chodzenia w nogach już mamy, na plecach też. W dodatku ten jęk zawodu w duszy, że ta wygodna ścieżka jeszcze nie dla nas... Trochę schodzi zanim wszyscy bezpiecznie jesteśmy pod progiem. To jednak już faktycznie była ostatnia trudność na szlaku.
Do pośredniej stacji kolejki Bar Colverde dochodzę z myślą o jednym. Pić! Nasze zapasy w butelkach skończyły się już jakiś czas temu. W głowie zaś świta od dłuższego czasu lodówka wypełniona zimnymi napojami. Nie ma tak prosto. Co chwila nawy zakos, nowy odcinek ścieżki do przejścia. W końcu jest. Budynek, ławy, krzesła, bar i szklanka z zimną coca-colą. A więc tutaj kończymy nasze trzydniowe przejście przez część grupy Dolomitów Pala. Resztę drogi pokonujemy z najlepszym przyjacielem górskiego turysty w postaci gondolki. San Martino wita. To były piękne i niezapomniane dni w górach.
Część powyższych zdjęć jest autorstwa Snieshki
Górskie Forum Internetowe - Górski Świat (http://www.gorskiswiat.pl)
|
|
19-10-2013 11:31 AM |
|
|
tomtur
Postów: 7,587
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Oct 2006
Status:
Offline
|
RE: Dolomity Pala - czyli świetna przygoda wysoko w górach
Twa mać i to wszystko mnie mineło przez jakiś wentylator
"Bo właśnie tam wiem po co żyję."
|
|
19-10-2013 12:30 PM |
|
|
Stasiu
Postów: 17,631
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Mar 2008
Status:
Offline
|
RE: Dolomity Pala - czyli świetna przygoda wysoko w górach
Też tak myślę. Tomturze, nawet byśmy się pomieścili w kapsule. Te pudła mają 9 miejsc. Fajna wyprawa w miejscach gdzie jeszcze zbytnio nie dreptałem i nawet w tej części Pala wogóle mnie nie było. Poznaliście wszastko co na Dolomitach piękne i mam nadzieję, że wpadliście tak samo jak ja. Jeszcze dobrze, że tego tam jest sporo i jest co dalej dreptać.
Mogę tylko pogratulować. Urodziny w biwaku, tak tego jeszcze nie miałem. Pora zacząć coś wymyśleć.
W następnym roku muszę sobie zaplanować grupę Pala. Pedro, swym opowiadaniem narobiłeś mi smaku i dopiero mamy październik. Jak daleko do sierpnia.
Góry się nie zdobywa, góry nas wpuszczają.
Ten post był ostatnio modyfikowany: 20-10-2013 07:55 PM przez Stasiu.
|
|
20-10-2013 07:51 PM |
|
|
paulina
magurczanka ;)
Postów: 1,678
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Feb 2008
Status:
Offline
|
RE: Dolomity Pala - czyli świetna przygoda wysoko w górach
Kiedy w tęczy na niebie rozpoznasz kolorów życia odbicie, to znaczy po prostu, że kochasz życie! (...)
Ten post był ostatnio modyfikowany: 23-10-2013 10:19 AM przez paulina.
|
|
23-10-2013 09:53 AM |
|
|
Stasiu
Postów: 17,631
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Mar 2008
Status:
Offline
|
RE: Dolomity Pala - czyli świetna przygoda wysoko w górach
Góry się nie zdobywa, góry nas wpuszczają.
|
|
23-10-2013 05:28 PM |
|
|
grizzly
Postów: 1,147
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Jun 2013
Status:
Offline
|
RE: Dolomity Pala - czyli świetna przygoda wysoko w górach
Paulina ladne zdjecia. Juz masz zatrudnienie , jako fotograf na wyprawy gorskie
|
|
23-10-2013 10:20 PM |
|
|
maciek
Moderator
Postów: 3,494
Grupa: Moderatorzy Forum
Dołączył: Jan 2008
Status:
Offline
|
RE: Dolomity Pala - czyli świetna przygoda wysoko w górach
Wiedziałem, że szykuje się świetna przygoda, a my jesteśmy właśnie u jej progu.
Faktycznie, z całego opisu wnioskuję, że było naprawdę fajnie.
Teraz dopiero spływa ze mnie taka nieprzyjemna niepewność. Można spokojnie szykować się do urodzinowej imprezy. W końcu dziś skończyłem 30 lat Cały ten marsz, widoki i zdobycie szczytu dzisiejszego to taki tort urodzinowy. Możliwość pospania w zajętej tylko przez nas kapsule na 3005 m to taka wisienka na tym torcie
Piękny jubileusz. Więcej takich Ci życzę.
Wspaniały gotyk -> http://www.gorskiswiat.pl/forum/attachme...?aid=58040
|
|
26-10-2013 01:25 PM |
|
|
dr.Etker
Postów: 8,835
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Nov 2006
Status:
Offline
|
RE: Dolomity Pala - czyli świetna przygoda wysoko w górach
No to użyliście trochę.Gratulacje.
Paulina ladne zdjecia . Juz masz zatrudnienie , jako fotograf na wyprawy gorskie
To prawda. I u mnie masz zatrudnienie- i to bez castingu.
Ten post był ostatnio modyfikowany: 28-10-2013 03:27 PM przez dr.Etker.
|
|
28-10-2013 03:25 PM |
|
|
grizzly
Postów: 1,147
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Jun 2013
Status:
Offline
|
RE: Dolomity Pala - czyli świetna przygoda wysoko w górach
Spogladajac na zdjecia z Dolomitow, coraz bardziej przyciagaja mnie Alpy. Kiedys wyprysne na 2 miesiace do Alp. Zaliczajac Te piekne dolomity. Napewno spedze troche czasu by je dokladnie poznac i przejsc rozne gorskie trasy. Spedzilem troche czasu w austriackich alpach. I to nie wiele. dzisiaj musze sie zadowolic ladnymi widokami ze zdjec od Stasia, Pedro, Doctorka i wielu innych ktorzy wystawili fajne zdjecia z Alp. Wczoraj w calgary nasypalo nam do 15 cm sniegu, w podgorzu do 20 cm. Czas zabrac narty jutro w podgorze
|
|
28-10-2013 05:10 PM |
|
|
tomtur
Postów: 7,587
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Oct 2006
Status:
Offline
|
RE: Dolomity Pala - czyli świetna przygoda wysoko w górach
"Bo właśnie tam wiem po co żyję."
|
|
28-10-2013 08:03 PM |
|
|
|