Bonacossa - ani ryba, ani rak
|
Autor |
Wiadomość |
Stasiu
Postów: 17,598
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Mar 2008
Status:
Offline
|
Bonacossa - ani ryba, ani rak
To już ostatni opis moich przeżyć tegorocznego urlopu. Dzisiejsza wycieczka to taka, gdzie zawsze sobie mówiłem: "To zostawiam na później". To później trwało ładnych parę lat. Dopiero w tym roku nadszedł czas, żeby i tu wypróbować swoich sił i zostawić odcisk stopy - via ferrata Bonacossa w grupie Cadini.
Nie wiem jak się to stało, ale tego rana nie miałem w swoim płóciennym schronisku nic do jedzenia. Na szczęście miałem przed odjazdem z Cortiny nad jezioro Misurina trochę czasu i mogłem w kawiarence na dworcu autobusowym zamówić jedno z typowych śniadań włoskich. Kawa i kruche ciasteczko.
Nie jestem zwolenikiem tego typu śniadań. Lubię raczej pajdy chleba i do tego serki albo jajecznicę. Jednak na bezrybiu i rak ryba i trzeba i coś takiego okosztować. Autobus podwozi mnie na start - jezioro Misurina. Miejsce bardzo malownicze.
Z jednej strony grupa Sorapis, z drugiej Drei Zinnen. Ani jedna nie jest dzisiaj moim celem. Ja będę się tułał w grupie Cadini, gdzie czeka na mnie wysokogórska droga zwana Bonacossa. Tradycyjnie rozpoczynam swoją wędrówkę od ulepszeń technicznych i pierwszych 400 m pokonuję na krzesełku kolejki linowej. Ta mnie podwozi do schroniska Col de Varda na wysokość 2115 m.
Dalej trzeba już po swoich. Jestem ciekaw dzisiejszej wędrówki i dlatego się nie zatrzymuję okusić wnadnych propozycji kulinarnych. Opuszczam szybko teren schroniska i wygodnym chodnikiem nabieram wysokość.
- schronisko Varda, w tle Sorapis
Mnie czeka na pierwszy rzut Przełęcz Misurina (2395 m)
Na niej widać parę osobników, którzy się chyba przygotowują do pokonywania ferraty. I ja znów dzisiaj taszczę ferratowe bebechy, aczkolwiek wg innego przewodnika chodzi raczej o wysokogórski chodnik z paru lekkimi zabezpieczeniami. Jak się później okaże, faktycznie znów je będę smykał daremnie. Na razie jednak jestem w nieświadomości i staram się nabierać do pełna górską atmosferę. Lekko i przyjemnie wychodzę na przełęcz. Wnet poznaję, że faktycznie idzie "tylko" o wysokogórską ścieżkę. Tutaj nie pójdzie o intymne współżycie człowieka z drutem, jak na innych trasach ferratowych. Jednak przydadzą się rękawice, bo i tego trochę drutu umie nieźle dziabnąć po łapach, zwłaszcza takich jak moje, urzędnicze. Kask to oczywista sprawa. Jest tu sporo osobników, którym, jak ja, zachciało się okosztować tego górskiego owocu. Jednak nie wszyscy mogą się pozbyć naklejki "słonia w porcelanie" a kamienie nie mają rozumu.
Lekko nabyte, lekko pozbyte. To, co wyszedłem od schroniska rychło tracę zejściem do małej dolinki.
Teraz mnie czeka większe podejście do przełęczy z dreszczykiem - Forc. del Diavolo (Diabelska Przełęcz 2598 m). Na szczęście nie podchodzi się tutaj typicznym piargiem, ale zakosami w stylu Osterwa w Taterkach. Pod przełęczą trzeba pokonać parę mniejszych skalnych bloków, gdzie drabinki nam to aż zbytnio ułatwiają.
Tym razem więcej spocony osiągam przełęcz. Zarządzam sobie większy postój, żeby nacieszyć się okolicą i ludźmi.
Z zaciekawieniem obserwuję wyczyny sznurkowców na pobliskiej skale. Rzut oka do mapy i czytam, że ta skała nazywa się Torre del Diavolo (Diabelska Wieża). Brrr... Wystarczy mi, że jestem na Diabelskiej Przełęczy. Żeby tego misterium nie było mało, gdzieś dalej między górami słyszę pomruk. Nie jest to jednak żaden pomruk diabła, ale zwyczajny odgłos burzy. Tak zawzięcie pokonywałem te metry, że nie zauważyłem zmiany pogody. Na szczęście stąd było już blisko do schroniska Fratelli Fonda-Savio (2344 m).
- wieże Cadini, w tyle Drei Zinnen, schronisko jest w prawo za skałą
Zejść tym razem było trzeba piargiem. Dobrze, że nie był taki długi, jak w podobnych tego typu zabawach.
Do schroniska docieram w samą porę.
W momencie, kiedy mój tyłek schował się pod dach, odkręcili wszystkie zawory tam u góry. Dach schroniska był jedynym pozytywem w danej chwili. Schować się w schronisku mieli, rzecz jasna, w umyśle i inni pielgrzymi. Trzeba sobie wyobrazić jak to wyglądało w środku. Wszyscy starali się tam jakoś wpakować, nikt nie chciał wyjść i do tego ten zaduch. Trzeba dodać, że schronisko jest punktem wypadowym dla sznurkowców grupy Cadini i też dla chętnych zwiedzenia bardzo popularnej powietrznej drabinkowej ferraty Ceria Merlone. Nie było co liczyć na miejsce przy stole. Musiałem się namęczyć gorzej niż na ferratach, żebym chociaż dostał się do baru. Nie chciałem odejść bez wypicia napoju turystycznego z pianką. zasłużyłem na niego! Wspominałem Niskie Tatry. Jaki inny nastrój panował, kiedy dopadła nas burza pod Chopokiem podczas biby. 11 godzin w schronisku przy stole. Mogłem jednak uznać się za szczęściaża, kiedy nieobdarty wyszedłem z tego harmideru na zewnątrz po wypiciu piwka. Pogoda dała mi do zrozumienia, że z dalszej wędrówki są nici (a to chciałem przejść całą Bonacosa aż do schroniska Auronza pod Drei Zinnen) i niech sobie nie robię chętki na dalsze odwiedziny. Ubieram wszystko co mam przeciwko deszczu i zaczynam zmykać w dół. Jeszcze spojrzenie na Diabelską Przłęcz, gdzie teraz jest dobrze widoczna Diabelska Wieża i na akurat opuszczone schronisko.
Powoli opuszczam górski prysznic. Leje całą drogę powrotną. Żeby tego nie było mało, to jeszcze trochę zmieniam trasę - mówi się temu "pójść na skróty" - i jak zwykle wychodzi to na odwrót. Robię sobie na więcej kółeczko wokół jeziora Misurina i niechcący testuję wodoodporność mego ubranka i bucików. Po 5,5 godzinie kończę tam, gdzie zaczynałem. Autobusem do Cortiny to już było miodzio.
Zakończenie: Właściewie nie mam co powiedzieć na koniec. Trasa fajna na wyluzowanie i odpoczynek. Będę musiał przejść ją jeszcze raz, ale tym razem w odwrotnym kierunku od schroniska Auronzo. Lubię kończyć wycieczki zjeżdżając kolejką.
Góry się nie zdobywa, góry nas wpuszczają.
|
|
15-10-2012 09:31 PM |
|
|
fidelio
Postów: 259
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Oct 2012
Status:
Offline
|
RE: Bonacossa - ani ryba, ani rak
Stasiu, Ty nie narzekaj - to wygląda na całkiem pokaźnych rozmiarów "Croissant'cik" lub coś podobnego a nie na malutkie ciasteczko
"Zjednoczę" się jednak z Tobą w "niezadowoleniu" bo śniadanka też wole raczej wytrawne a nie słodkie i w drodze w hiszpańskie Pireneje też marudziłam z tego powodu ...
Kurcze ... ciągnie mnie na ferraty od ponad roku, ale chyba powinna się jednak troszkę przygotować. Twoja opowieść i widoczki tylko mnie w tym utwierdziły.
"Podręcz ciało, aby udoskonalić duszę." - M. Twight
|
|
15-10-2012 09:58 PM |
|
|
paulina
magurczanka ;)
Postów: 1,678
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Feb 2008
Status:
Offline
|
RE: Bonacossa - ani ryba, ani rak
Kiedy w tęczy na niebie rozpoznasz kolorów życia odbicie, to znaczy po prostu, że kochasz życie! (...)
|
|
15-10-2012 10:02 PM |
|
|
dr.Etker
Postów: 8,828
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Nov 2006
Status:
Offline
|
RE: Bonacossa - ani ryba, ani rak
Od grupy Cadini rozpocząłem znajomość z Dolomitami.Bardzo ładne okolice.
Stasiu-pisałeś -że dostałeś ciasteczko na śniadanie -patrzę na zdjęcie-a to wielka buła. Niepowinieneś narzekać.
|
|
15-10-2012 10:12 PM |
|
|
Stasiu
Postów: 17,598
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Mar 2008
Status:
Offline
|
RE: Bonacossa - ani ryba, ani rak
Kurcze ... ciągnie mnie na ferraty od ponad roku, ale chyba powinna się jednak troszkę przygotować. Twoja opowieść i widoczki tylko mnie w tym utwierdziły.
Fidelio, jak przeczytasz inne relacje z ferrat z tego albo zeszłego roku, to Cię już nikt nie zatrzyma i pognasz w przyszłym roku.
W przyszłym roku zatem wracasz w to miejsce
Stasiu, ile lat Ty już po tych Dolomitach chodzisz...? Muszę przyznać, że te góry "znam" tylko dzięki Twoim opisom no i zdjęciom oczywiście
Ps. Co do śniadanka, mi takie ciasteczko odpowiada
Nie chwaląc się, od 1996 roku z wyjątkiem roku 2000. Ja dla tych gór już wpadłem i chyba by mi nie odpuściły, kiedy bym tje chociaż raz w roku nie odwiedził.
Od grupy Cadini rozpocząłem znajomość z Dolomitami.Bardzo ładne okolice.
Stasiu-pisałeś -że dostałeś ciasteczko na śniadanie -patrzę na zdjęcie-a to wielka buła. Niepowinieneś narzekać.
Doctore, znasz te "buły". To takie wielkie nic, tylko powietrze obalone ciastem. Zagryziesz się do tego i powietrze uciekne. Ja jednak przepadam za tą drugą indegrencją na obrazku. Taka włoska kawa. Takie małe presso... cały rok się na nią cieszę. Albo lody. Też nigdzie nie ma lepszych, jak we Włoszech.
Góry się nie zdobywa, góry nas wpuszczają.
|
|
16-10-2012 04:50 AM |
|
|
fidelio
Postów: 259
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Oct 2012
Status:
Offline
|
RE: Bonacossa - ani ryba, ani rak
Stasiu - to ja zaczynam czytać i wierze, że już mnie nic nie zatrzyma i w przyszłym roku przywitam się z ferratami
A jeśli chodzi o kawkę - to co prawda to prawda ...
"Podręcz ciało, aby udoskonalić duszę." - M. Twight
|
|
16-10-2012 08:46 AM |
|
|
Pablo
pablo
Postów: 10,681
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Dec 2006
Status:
Offline
|
RE: Bonacossa - ani ryba, ani rak
Znów mi umknęła relacja i to taka "swojska"
Od grupy Cadini rozpocząłem znajomość z Dolomitami.Bardzo ładne okolice.
...
Taaak pierwsze włoskie piwo (pod czekoladę) w pierwszym napotkanym włoskim schronisku, właśnie Fratelli Fonda-Savio.
A innym razem jako taki dzień restowy przechodziliśmy przez przełęcz Misurina w odwrotnym kierunku, plus spacer wokół jeziora, ale w dół to obok kolejki
Zaprzyjaźnij się z człowiekiem, który chodzi po górach
|
|
17-12-2012 10:03 PM |
|
|
Tenshi
Postów: 1,397
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Jul 2009
Status:
Offline
|
RE: Bonacossa - ani ryba, ani rak
|
|
17-12-2012 10:20 PM |
|
|
Stasiu
Postów: 17,598
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Mar 2008
Status:
Offline
|
RE: Bonacossa - ani ryba, ani rak
(...)A innym razem jako taki dzień restowy przechodziliśmy przez przełęcz Misurina w odwrotnym kierunku, plus spacer wokół jeziora, ale w dół to obok kolejki
Pawle, kolejki są od tego, żeby wywozić dupska do góry albo w dół. Dreptanie obok kolejki jest dla młodych. Ci więcej wychodzeni drepczą tylko po VIP ścieżkach.
Jestem obrażony, że wciąż Ci uciekają moje relacje. A ja się tak staram.
Góry się nie zdobywa, góry nas wpuszczają.
Ten post był ostatnio modyfikowany: 17-12-2012 10:24 PM przez Stasiu.
|
|
17-12-2012 10:23 PM |
|
|
Tenshi
Postów: 1,397
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Jul 2009
Status:
Offline
|
RE: Bonacossa - ani ryba, ani rak
(...)A innym razem jako taki dzień restowy przechodziliśmy przez przełęcz Misurina w odwrotnym kierunku, plus spacer wokół jeziora, ale w dół to obok kolejki
Pawle, kolejki są od tego, żeby wywozić dupska do góry albo w dół. Dreptanie obok kolejki jest dla młodych. Ci więcej wychodzeni drepczą tylko po VIP ścieżkach.
Jestem obrażony, że wciąż Ci uciekają moje relacje. A ja się tak staram.
Musisz nam wysyłać powiadomienia na PW, że ukazała się Twoja nowa relacja
|
|
17-12-2012 10:32 PM |
|
|
Pablo
pablo
Postów: 10,681
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Dec 2006
Status:
Offline
|
RE: Bonacossa - ani ryba, ani rak
...
Jestem obrażony, że wciąż Ci uciekają moje relacje. A ja się tak staram.
Oj tam, oj tam, ostatnimi czasy "było mnie mało" na forum, stąd te zaległości w czytaniu relacji. Obiecuję poprawę
A w ogóle trzeba jechać w końcu razem w te włoskie rewiry to będę zwolniony z czytania
Zaprzyjaźnij się z człowiekiem, który chodzi po górach
|
|
17-12-2012 10:48 PM |
|
|
Stasiu
Postów: 17,598
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Mar 2008
Status:
Offline
|
RE: Bonacossa - ani ryba, ani rak
Mamy rok 2018 i ja znów stoję na początku Sentiero Bonacossa. To już 6 lat, kiedy mi było dane dreptać w tych miejscach. Pogoda mnie wtedy zmusiła do wycofu akurat w połowie drogi. Znów musiało upłynąć sporo czasu, żeby mi było dane ponownie dokończyć rozpoczętą trasę. Nie zaczynam, gdzie przerwałem, ale wykorzystuję możliwości autobusu i podjeżdżam aż pod schronisko Auronzo (2,6 Euro z Cortiny do Misuriny, 4 Euro z Misuriny pod Auronzo). Tak, to jest to schronisko, gdzie rzesze turystów zmotoryzowanych dojeżdżają górską drogą pod opłatą i potem zbiorowo ruszają pod słynne wieże Drei Zinnen.
Widzimy, jak szykownie się ustawiły samochody na parkingu pod schroniskiem. Całe szczęście, że tym razem nie musiałem wstąpić do tego ludzkiego prądu. Tam, gdzie ja szedłem był spokój i cisza. Nawet na niektórych twarzach widziałem zdziwienie, że tam też można pójść.
Chciałem zrobić jakieś fajne zdjęcie schroniska z wieżami, ale te się cudnie, podejrzewam, że i nawet mnie na złość, zakryły się chmurami. No nic, dzisiaj kiczowatych zdjęć nie będzie.
Obraziłem się i zrobiłem sobie pamiątkowe zdjęcie w odwrotnym kierunku, z grupą Cadini. Początek trasy wygląda niewinnie. Wychodzony chodnik wiedzie po gołym grzbiecie. W przewodniku czytałem, że to nawet jest ferrata. Czy będzie trzeba wyciągać menele. Pamiętam, jak Paweł po okrążeniu Sorapiss powiedział, że sentiero jest często trudniejsze niż ferrata.
Rozpoczyna się górska klasyka. Zaczynam chodzić po chodniku, którym chodzili lub wydrążyli żołnierze w czasie IWW. Chodnik opuszcza grzbiet i zaczyna wnurzać się do skały. Takie to do góry pionowo, w dół pionowo i w środku ja. Jeszcze, że mam poręczówkę z liny. Menele ferratowe na razie spokojnie odpoczywają na dnie plecaka.
W środku ściany widać chodnik, którym bym miał dreptać za parę minut. Takie te kozie ścieżki. Nic wykwintnego z pozycji ferraciarza. Jednak i takie drogi trzeba przejść, żeby poznać co to jest dreptanie w Dolomitach.
To zdjęcie nie ma żadnej wartości kulturowej, jednak chciałem się też uwiecznić, że to ja dreptałem samotnie (wspominałem na wspólne lata przeszłe).
Parę chwil i widzę skalną półkę, na której niedawno stałem. Jestem w prawdziwym skalnym labiryncie. Tylko pion i kawałek wydłubanej skały. Końca nie widać.
Dochodzę do najtrudniejszego miejsca. Z foto to tak nie wygląda. W odwrotnym kierunku by nie było tak źle, ale pochyła skała, gdzie się trzeba zginać i na dodatek skapuje woda. Wiemy, że stąpać po mokrym dolomicie to tak samo, jak pod prysznicem wstąpić na mydło. Pośliźnięcie się w tym miejscu zakończyło by się tam gdzieś w dolinie obijając sobie tyłek i buzię o wystające kamienie.
Wszystko zakończyło się szczęśliwie i znów pojawił się normalny chodnik. Ono to w przybliżeniu wygląda dobrze, ale później wyobraźnia działała inaczej, kiedy oglądałem się do tyłu.
Ładnie się prezentuje zwłaszcza w środku ściany. Skrzyżowanie szlaków już faktycznie kończy sentiero Bonacossa. Trzeba jeszcze wyjść skalnym labiryntem i w całym poszarpanym grzebiecie Cadini znaleźć to właściwe miejsce do przejścia na drugą stronę. Tam by miało być już schronisko Fonda Savio.
Przyznam, że niemal do końca nie wiedziałem, gdzie mnie ścieżka wyniesie. Chwilę się plątałem między skalnymi blokami i nawet udało mi się zrobić jako tako zdjęcie Tre Cime.
Kiedy potem doszedłem do tego miejsca,
czułem, że schronisko tuż za rogiem. Wystarczyło przejść drewnianą ławeczkę. Tylko czy ta ławeczka będzie dostatecznie nośna dla mnie? Ono człowiek patrzy na niewłaściwe filmy amerykańskie, gdzie akurat pod partnerkami bohatera filmu takie ławeczki się podłamują i Sylwek w pocie czoła ratuje poszkodowaną w ostatniej chwili. Oglądam się wokoło, czy jaki potencjonalny wybawca nie jest w pobliżu. No nic na dzisiaj muszę się obarczyć wiarą, że po tysiącach turystów i mnie ten mostek uniesie. Udało się. I autor tej relacji może ją dopisać do końca. Mam na telefonie czas 12:30 i po trzech godzinach "sentierowania" jestem przy schronisku.
Tym samym zamykam kolejny etap dreptania po Dolomitach - zaliczam kolejną trasę w całości - Sentiero Bonacossa. Wiem, że tą trasą nie natchnę ferratowych twardzieli, ale i takie coś trzeba też odwiedzić. Dochodzę do schroniska i od razu poznaję, że znów ja, jako spragniony turysta będę miał problem.
Do piwka dorwałem się dopiero na drugi raz. Jedzenie na szczęście miałem własne. Bułka z masłem i prosciutto crudo, to wspaniała potrawa regeneracyjna (dla mnie). Droga powrotna taka sama, jak przed 6 laty. W dół nad jezioro Misurina. Jednak tym razem bez deszczu i bez skoków w bok. Jest 14:00 i po 4,5 godzinie jestem u celu swej dzisiejszej wędrówki.
Jezioro Misurina ze Sorapissem w tle. Nostalgia mnie dopadła. Wycieczki, jako around Sorapiss 2015, się nie zapomina.
Zakończenie: Wycieczka faktycznie na wyluzowanie i zabicie nudy, kiedy już nie ma co w okolicy dreptać. Tego się nie chodzi na pierwszy lub nawet drugi etap. To się chodzi na n-ty etap dreptania po Dolomitach.
Góry się nie zdobywa, góry nas wpuszczają.
|
|
04-11-2018 08:59 PM |
|
|