Oto fotki z dnia pierwszego, nie ma co tu wiele pisać bo wypoczęci (choć prosto z pracy) to i trudnościo nie było no i teren doskonale znany i wielokrotnie objeżdżony na 2 kółkach.
1 ruszamy
2 drewniany kościółek w Książym Lesie
3 okolice Koszęcina
4 na szlaku
5 pomnik przyrody
6 zachód słońca w okolicach Herb
Rosną skrzydła u ramion,
czas się w wieczność przemienia,
obłocznieją wszystkie ziemskie sprawy,
gdy zmierzamy do szczytu po kamieniach...
Dzień drugi. Wiedziałam że będzie ciężki, że czeka nas kilkudziesięcio kilometrowa przeprawa przez piachy załęczańskiego parku krajobrazowego. Przeczucie nie zawiodło a susza odparowałą całą wilgoć ze ścieżek, przez które miejscami trzeba było przepychać rower. Jednak to był jeden z najpiękniejszych odcinków całej trasy. Takie widoki jak ze szlaku wijącego sie tuż nad Wartą warte sa takiego wysiłku. Po drodze odwiadzamy jaskinię Szachownicę (polecam gorąco, prócz ciekawych i łatwo dostępnych korytarzy można spotkać wiele nietoperzy) oraz docieramy do jednej z jaskiń w rezerwacie Węże, której do tej pory nie udało nam sie odnaleźć . Po 50 km mamy piachy za sobą (no prawie ) i urządzamy sobie porządny odpoczynek. Nadal jedziemy wzdłóż Warty ale oddzielają nas od niej wały przeciwpowodziowe , czasem jedziemy po wałach. Pod wieczór staczamy walkę z przeogromną ilością komarów i innych latających paskudztw wzdłuz jeziora Jeziorsko i już na ciemno dojeżdżamy do Królewskich Młynów gdzie czakaja na nas prysznic i łóżeczka .
1. Szlak niebieski do Krzepic
2. Krzepice i zabytkowy kościół
3. Szachownica
4. Jaskinia w rezerwacie Wężę
5. Warta
6. szlak nad wartą - sami widzicie jak pięknie
7. znów piach, ale jak apiękna droga
Rosną skrzydła u ramion,
czas się w wieczność przemienia,
obłocznieją wszystkie ziemskie sprawy,
gdy zmierzamy do szczytu po kamieniach...
Dzień trzeci. Rano okazuje sie że nie możemy jechać dalej tak jak planowałam na północ lecz musimy zawrócić i jechać inna drogą. Powód-prom na który liczyłąm kursuje tylko przewożąc chłopów na pole więc mniej więcej jak chce. W rezultacie nadkłądamy około 17 km na dzień dobry ale mamy za to przyjemność jechać zaporą na Jeziorsku o tej porze dnia prawie zupełnie pustą . Dojeżdżamy do przepięknej miejscowości Uniejów. Jest tu zamek, zabytkowy kościół, piękny zadbany rynek i gorące źródło. Dopada nas na rynku pewna pani zachwycona widokiem obładowanych rowerów; sama trochę jeździ ale jak powiadałą jej mąż objechał rowerem Europę. W skrócie opowiada nam o swoim mieście i o tym co najciekawsze do obejrzenia. Jak ja lubię spotykać takich ludzi W dalszej drodze czeka nas przeprawa przez Wartę i tu nie mam problemów, prom działa na dzwonek. Kolejną miejscowością na naszej trasie jest Koło. To bardzo zaneidbane miasto. Sporo tu zabytków i ładnych kamienic ale wszystko dosłownie sie rozsypuje (moz e z wyjątkiem ratusza). Zawsze mnei serce boli jak widzę takie piękne a zaniedbane miejsca.
Obieramy kierunek na Stary Licheń. Miejsce warte odwiedzenia, choćby ze względu na ogrom postawionych obiektów. Mnie osobiście nie podoba sie bazylika w Licheniu, co innego stary kościół. Ze względu na brak czasu i zamglone powietrze daruję sobie wejście na wieżę. Zbliżamy się do jeziora Gopło mocno cisnąc....pod wiatr. Wieje tak mocno, że z trudem udaje sie osiągnąć prędkość 15 km/h. Poztanawiamy zancować w najbliżej do tego nadającym sie miejscu i w miejscowości Połajewo znajdujemy kwaterę. Jeszcze tylko romantyczny spacer nad Gopło, by pokłonić sie Goplanie
1 rynek w Uniejowie
2 gorące źródło
3 zamek uniejowski
4 prom na Warcie
5 Koło
6 kamienice wokół rynku
7 odpoczynek rowerzysty
Rosną skrzydła u ramion,
czas się w wieczność przemienia,
obłocznieją wszystkie ziemskie sprawy,
gdy zmierzamy do szczytu po kamieniach...
Dzień czwarty. Rano ubieramy na siebie wszystko co mamy ciepłego. Nie dość że zimno to jeszcze wieje Na szczęscie nadal jest słonecznie i dobra widoczność. Ruszamy w stronę Kruszwicy po lewej stronie ciągle ukazuje nam sie Gopło lśniące w porannym słońcu. Włodek zostaje przy rowerach i kanapkach a ja gnam na wieżę, zobaczyć co tez te myszy zostawiły z Popiela. Na górze piękne widoki na okolice, robię fotki i kręcę filmik. Wszędzie pusto i cisza. Jedziemy pod kruszwicką kolegiatę, tam udaje mi sie zdążyć przed mszą zrobić parę zdjęć wewnątrz. Ruszamy w strone Inowrocławia. To piękne miasto. Mile spędzamy czas na rynku zjadając obiad ( około godziny 11 ) potem zwiadzamy kilka zabytków i dalej w trasę. Czas nas niestety goni, trzeba pedałować a na zwiedzanie czasu pozostaje naprawdę niewiele. Po kilkunastu km ogarnia nas puszcza bydgoska. Jest przepiękna. Jedziemy żółtym szlakiem znów po piachu (ale takim po którym da sie jechać). Szlak skręca w lewo w mniej wygodną drogę........Włodek upiera sie by jechać tą wygodniejszą a ja ulegam.......w rezultacie trafiamy w końcu na jakiś niebieski szlak, którego nei mam na mapie i lądujemy zamiast pod Bydgoszczą to we wsi Przyłubie na południowy wschód od Solca Kujawskiego. Za to przejechaliśmy tak piękne rejony puszczy, ze Włodek nawet miał takie pomysły by rozbić sie tam namiotem, bo takcudnie było. W efekcie błądzenia jesnym staje siefakt, ze na zwidzenia wenecji bydgoskiej nie mamy już czasu . Nie wiemy że Bydgoszcz zafunduje nam w zamian za to inną atrakcję....godzinne bładzenie po mieście w poszukiwaniu dalszej drogi-szlaku, który zamieniony został na dwupasmówkę no i przedzieranie się rowerem przez drogi szybkiego ruchu. OKROPNOŚĆ Ale udało się i po pokonaniu niezłej górki jesteśmy w Osielsku i znów przed nami ciche mało uczęszczane drogi . Na nocleg postanawiamy ze względu na temperaturę poszukać kwatery..znajdujemy caping nad jeziorem Borówno.
1. Nadgoplańskie drogi
2. Kościółek w Ostrowie
3. Gopło z dołu
4. Gopło z góry
5. Mysia Wieża
6. Kolegiata wewnątrz
7. i na zewnątrz
Rosną skrzydła u ramion,
czas się w wieczność przemienia,
obłocznieją wszystkie ziemskie sprawy,
gdy zmierzamy do szczytu po kamieniach...
Dzień piąty. Ruszamy o stałej porze i szybko dojeżdżamy do wytyczonej trasy. Po drodze piękne widoki. Przestało być płasko a okoliczne pola ozdobione są gęsto porozrzucanymi jeziorkami. Łąki żółte od mleczy a krzaczory ozdobione kwitnąca na biało dziką wiśnią i tarniną, a czasem rajska jabłoń zdobi wszystko obłędną wprost różowością kwiecia. Zbilżamy sie do Borów Tucholskich - dla tych borów i dla kaszub nasza trasa ma taki a nei inny przebieg. Wtedy to cała wyprawa zaisła na włosku.....jadąc przez las i piachy wkręciły mi sie patyki w tryby. Zatrzymałam sie i wyłuskałam je z przednich zębtek; sakwy zasłoniły mi widok na tylna przeżutkę. Pewna że uwolniłam napęd od blokady mocno nacisnęłam na pedały by podjechać na piaszczystą górkę...........zablokowało mi pedały i z przerazeniem zobaczyłam że cała tylna przeżutka jest wygięta do góry i zahaczyła o szprychy. Myślałam ze w tym miejscu skończyła sie nasza trasa.........ale na szczęście Włodek ze stoickim spokojem porozkręcał wszystko, zapiął łańcuch na przełożene 2/6 i.........ruszyliśmy dalej . Cała operacja zajęła nam sporo czasu jednak postanowiliśmy nadal trzymać sie wytyczonej trasy, zwłaszcza że jakos dawałam radę (pod górki czsasem musiałąm wjeżdżać na stojąco bo brakowałao przełożenia, no i powyżej 22 km/h nie dawałam rady z kręceniem ) Odwiedziliśmy kamienne kręgi w Odrach i zostaliśmy wywiedzeni w przysłowiowe pole przez miejscowych, ktrzy tak naspokierowali, ze zatoczyliśmy wielkie koło. Nie warto ufać miejscowym, lepiej jednak kompasowi powierzyc swój los . W efekcie zrobiło sie późno a co gorsza potwornie zimno. Zdeterminowani poszukaliśmy najbliższej miejscowości oferującej noclegi - Wiele -na granicy wdzydzkiego parku krajobrazowego. A tam napalone, wygodny pokoik z łazienka i gorąca kolacja- po prostu raj po trudach całego dnia.
1. Znów w drodze
2. jeziorka
3. posiłek rowerzysty
4.widoki
5. w okolicy Zielonki
6 i tu też widoczki
7 bory tucholskie
Rosną skrzydła u ramion,
czas się w wieczność przemienia,
obłocznieją wszystkie ziemskie sprawy,
gdy zmierzamy do szczytu po kamieniach...
1. Awaria
2. mój "składak"
3. bory
4. Wda (jedni nogami inni rękami pedałują )
5. Są jeszcze takie drogi
6. Kamienne kręgi w Odrach
7. Oczko wodne- jak mówi legenda tu zapadł się kościół
Rosną skrzydła u ramion,
czas się w wieczność przemienia,
obłocznieją wszystkie ziemskie sprawy,
gdy zmierzamy do szczytu po kamieniach...
Dzień szósty. Rano wstajemy i oczom nie wierzymy. Wszystko wokół pokryte jest szronem. No cóż - nikt nie obiecywał że będzie łatwo Znów ubrani jak eskimosi siadamy na rowery. Słońce grzeje i robi sie cieplen. Niestety na krótko. Pojawiaja sie cieżkie chmury i zaczyna padać....śnieg. Mam tak przemarznięte stopy, że nie czuję palców u nóg, głupio tak odmrozić sobie nogi na rowerze a nie gdzies w górach w śniegu . Po drodze na wybojach znów zaczynają sie problemy z moim rowerem - łańcuch sie rozciągnął troszkę i podskakując wchodzi na wyższe kółeczko po czym sie blokuje, trzeba odkręcać tylne koło by zrzucić go na właściwe przełożenie. Postanawiamy w związku z tym zmienić trasę i nei jechac szlakiem przez Kaszuby tylko najkrótszą droga asfaltową do Gdańska. Skracamy drogę o jakiś 30-40 km, szkoda, bo marzyła mi sie ta szwajcaria. Przemarznięci do szpiku kości osiągamy cel . Jestem bardzo zadowolona z trasy, jechaliśmy przez pustkowia, spotkaliśmy po drodze ( z wyjątkiem miast) niewielu ludzi. Ąż sie wierzyć nam nie chciało ze to weekend majowy. Szlaki i drogi piękne jak i okolice które przyszło nam zwiedzić. W sumie to prócz awarii mojego roweru nei miliśmy żadnych innych złych przygód... trzy wywrotki w piachach z lądowaniem w miękkim piachu, żadnych większych kontuzji........apetyt nam urósł na więcej . No i cieszę sie bardzo że Włodkowi sie bardzo podobało, bo moje szalone pomysły czasem trudno zaakceptować, a co dopiero brać w nich udział i jeszcze sie z tego cieszyć. Dziękuje wszystkim za wsparcie duchowe, to naprawdę pomaga jak sie wie ,ze tylu ludzi życzliwie nas wspiera
1. Wda
2. widoczki
3. płatek śniegu
4,5 meta
6. Gdańsk
7. nasz domek
Rosną skrzydła u ramion,
czas się w wieczność przemienia,
obłocznieją wszystkie ziemskie sprawy,
gdy zmierzamy do szczytu po kamieniach...
BRAWA, BRAWA i jeszcze raz BRAWA!!!! Dla Ciebie i Włodka oczywiście, gratuluję pomysłu, determinacji w realizowaniu założeń logistycznych, naprawdę bardzo fajnie spędzony czas i niezapomniane przeżycia. Czytałem z zapartym tchem, aż mi się po łbie dostało że cały czas siedzę przy kompie GRATULACJE!!!!!!!!!!!!!!!!
Wyrwać się z miejskiego betonu, choć na dzień, choć na chwilkę, Żeby nie zwariować...
No pewnie że BRAWA!!! Oj takie wyprawy to się wspomina i ich nie zapomina. Zrobić coś niekonwencjonalnego, nietypowego to jest właśnie to
Fajnie że się udało.
pozazdrościć... Gdańska od kilku lat na czerwono zapisany u mnie jest w kalendarzu tylko cosik daty nie mogę dopasować. . . kto wie, może kiedyś ja się wybiorę na rowerze - Ustrzyki Dolne - Gdańs? To była by makabra...