Z urlopu wypoczynkowego w Chamonix
|
Autor |
Wiadomość |
dr.Etker
Postów: 8,835
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Nov 2006
Status:
Offline
|
Z urlopu wypoczynkowego w Chamonix
Po długiej i męczącej podróży przez Niemcy , Szwajcarię ( Szafuza-Berno-Montreux-Martigny) docieramy w trójkę ( Dariusz, Gandzia1 i podpisany) do miejscowości Argentiere gdzie ukazuje nam się po raz pierwszy cel wyjazdu- Mont Blanc.
Jest już dobrze po południu-tak koło godziny 14 gdy dojeżdżamy na parking leśny Les Bettieres (c.a 1400m) położony powyżej miejscowości Bionnassay.
Jakaś herbata, przepakowanko i objuczeni plecakami w górę-ponad dwustumetrowym podejściem w stronę przełęczy Col de Voza (1653m) na przystanek kolejki zębatej linii "Tramway du Mont Blanc". Zakupiwszy bilety oczekujemy na wagoniki i podziwiamy okoliczne widoki.
Pogoda jak widać zachęcająca, to i weekendowych turystów sporo w ten sobotni dzień. Parasolki kawiarniane wkoło, aperitify a nawet jakieś osły porykiwujące w pobliżu. Atmosfera pikniku. Oto i wtacza się wagonik w kolorze niebieskim o wdzięcznej nazwie "Marie". Nawiasem pisząc pozostałe zabytki kursujące na tej trasie też noszą imiona kobiece-zielony to "Anne", czerwony zaś "Jeanne".
Z wesołym turkotem zębatych mechanizmów toczymy się w górę poprzez stację Bellevue w stronę końcowego przystanku "Nid d'Aigle"(Gniazdo Orła-nieco bombastycznie)-2372m podziwiając fajne widoki za oknem -od Mont Blanc du Tacul poprzez Aiguille du Midi aż po całą resztę szacownego towarzystwa Igieł Chamonix.
Tłumek podróżnych opuszcza wagonik, a my wraz z nim. Kierunek schron Tete Rousse. I tak ścieżyną pośród rdzawych skałek i marnych traw dotaczamy się w pobliże domku Baraque Forestiere des Rognes tuż poniżej grani o tejże nazwie. Stan domku całkiem niezły-dwie izdebki na dole, drabina na poddasze - chyba ze dwie prycze, podłogi zakurzone ale zdatne do rozścielenia karimat. Minusy to brak kibelka (umowny za granią) i kłopoty w suchych okresach z wodą-trochę powyżej co prawda płat brudnego śniegu, jak się odgarnie brud z wierzchu- to reszta nadaje się do topienia. Wielki plus-to nocleg za free. Nic dziwnego że często spotykana nazwa tego miejsca to "Dom Polski". Ogólnie turyści ze wschodniej Europy nie pozwalają by baraczek popadł w zapomnienie.
Plus dodatkowy zwłaszcza dla tych co cenią wrażenia zoologiczne-to masowa obecność przedstawicieli koziorożca alpejskiego ( Capra ibex ibex)-niegdyś zagrożonego wyginięciem, obecnie nie stroniącego od towarzystwa człowieczego a nawet nieco lekceważącego to towarzystwo.
I tu stwierdzamy że dość na dziś. W końcu i tak bezpośrednio z drogi po podróży. Ma zastosowanie styl "staropolski" -czyli z auta na szczyt. Aklimatyzacja ? A cóż to takiego ?
Liczą się warunki na trasie, aura i tzw. parcie na szczyt. A pogoda wg prognoz od następnego dnia - niedzieli około południa ma się pogorszyć na całe 24-godziny. Także spokojnie.
Po nocy pogodnej i ranek takowy. Nieśpiesznie -około godziny 6 rano przy pięknej jeszcze pogodzie opuszczamy nasz nocleg. Ścieżką po rumowisku kamiennym do stóp wybitnej grzędy skalnej wyprowadzającej w rejon niewielkiego lodowczyka Tete Rousse. Wyraźną, wygodną ścieżką w zakosy- wyżej ubezpieczoną linką stalową dochodzimy do wspomnianego skrawka lodu .
I tu do wyboru kilka wariantów drogi dalszej w stronę pola namiotowego. Patrzę sobię na gości przemierzających dolny wariant po płaskim ale odśnieżonym lodzie... Idą , idą ale chyba bez raków bo jeden pada, a nawet się delikatnie zsuwa... Inni wyjmują linę i podają, dalej jakoś sobie radzą. Niby płasko a taka makabreska.
Wybieram górny wariant. Po drodze przekraczam strumyk lodowcowy. Dobrze -zaoszczędzi się na paliwie. Okolica totalnie kamienna i bezśnieżna. Lokujemy się na kamienistych platformach namiotowych okolonych murkami. Wynajduję jakieś deski boazeryjne by podłoga była równiejsza, ooo jakaś skrzynia drewniana-to posłuży za stolik.
Pogoda się zdecydowanie psuje- a my coraz bardziej mimo wszystko zdeterminowani. Jak to mawiał pewien polityk " Nicea albo..." Jesteśmy gotowi czekać na poprawę warunków do upadłego.
Po rozmowach z poznanymi na campie rodakami decydujemy się wysłać delegację po resztę zapasów zgromadzonych w autach. Z racji tej że kolejka nie kursuje(zbyt mało chętnych w kiepską aurę) - zamysł ostatecznie kończy się fiaskiem.
Gdy rozstawiamy namioty z chmur schodzących coraz niżej zaczyna kropić deszcz, i tak przez resztę dnia, noc , i do godzin przedpołudniowych w poniedziałek. W niedzielny wieczór czas urozmaica nam burza- że też musiała się zawiesić akurat nad nami. Krótka co prawda-ale kilka razy błysk połączony z natychmiastowym grzmotem. Blisko...
Czas urozmaicamy sobie wędrówkami do pobliskiego schronu Tete Rousse (3167m), czy też kosmicznego w wyglądzie i grawitacyjnego kibelka na tym polu za free.
Z grawitacji trzeba korzystać z umiarem i ostrożnie-przy mocnym wstępującym wietrze w ściekowym żlebie-można zostać ochlapanym przy próbie opróżnienia muszli klozetowej.
Sam schron z racji nie dość dużej wysokości-o przyzwoitym standardzie a przede wszystkim atmosferą pewnego luzu. Wielki plus to ładne pomieszczenie do turystycznego gotowania na zapleczu jadalni. Ceny jak to we Francji. Herbatka -3 E, piwko "Mont Blanc" zdaje się 4 E.
Czas na polu i w schronie wykorzystujemy na pogaduchy z innymi-większość mieszkańców pola to eastmani, a z tego gross to Polacy. Rozmawiamy głównie o pogodzie. Ma być podobno lepiej....
Ten post był ostatnio modyfikowany: 03-12-2011 12:19 AM przez dr.Etker.
|
|
03-12-2011 12:09 AM |
|
|
dr.Etker
Postów: 8,835
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Nov 2006
Status:
Offline
|
RE: Z urlopu wypoczynkowego w Chamonix
I rzeczywiście koło południa poniedziałkowego opady zanikają, chmury się podnoszą a najnowsze prognozy przewidują okno pogodowe z pełną lampą na wtorek i środę. Cóż-trzeba zająć miejsca w bloczkach startowych czym prędzej. Pakujemy co niezbędne i w drogę. Na straży miru domowego przy Tete Rousse zostaje Ania zgodnie z wcześniejszymi założeniami.
Krótkie podejście pod grzędę ograniczającą z prawej orograficznie Grand Couloir zwany często "Rolling Stones", a to z racji, że lubi sypać kamieniami, zwłaszcza gdy dobrze doświetlony. Pani z Francji tam siedząca i zajmująca się zdaje się statystyką informuje nas, że najbezpieczniej przekraczać między 6 z rana a 12- teraz jest po 14 , ale co tam-w kuluarze cisza. Samo przejście jest totalnie odśnieżone, ubezpieczone linami, z czego jedna zawieszona dość wysoko, całkowicie poza zasięgiem moich lonży(używałem improwizacji -dwie taśmy 120 cm + dwa HMS-y, kask oczywiście też), jest i lina zawieszona nisko, do której się wpinam. Kuluar który ma charakter w tym miejscu szerokiego i płytkiego żlebu żwawym krokiem można pokonać w 35 sekund-informacja zasłyszana, nie mierzyłem czasu...
I tak też czynię. Rdzawe skały gdzieś tam pod granią Gouter łaskawie nie plują i w parę chwil jesteśmy po drugiej stronie.
Dalej w górę mało wybitną grzędą(Arete Payot) , trochę odcinków ubezpieczonych ferratą, na dole i w środku sporo kruszyny-warto podchodzić w kasku, aczkolwiek w mojej ocenie ewentualne zagrożenie jest bardziej spowodowane ryzykiem strącenia kamieni przez powyżej wspinających się niż samoistną lawiną.
W 2/3 wysokości grzędy wchodzimy w rozmiękły i topniejący śnieg, pozostałość po jednodniowym załamaniu pogody. Zaczyna się też ciąg ferrat , miejscami zdwojonych równolegle dla wygody obustronnego ruchu góra-dół. Śniegu jest na tyle mało i jest tak rozmiękły że raków nie wyciągamy. Pogoda stale się poprawia, jest stosunkowo ciepło. Idę bez rękawic -skutkiem czego na jakim wystającym drucie nakłuwam sobie lewego palucha wskazującego. Jucha leci-by się nie pobrudzić co chwilę nurzam łapę w śniegu. Dalej leci- co pewnie wywołuje konsternację u niżej podchodzących. Zimno nie tamuje upływu. To może ciepło pomoże... Nie chce mi się sięgać po plaster- nie czas, nie miejsce na pieszczoty. Owijam palucha zasmarkaną chustką....
Ooooo- działa. Krwotok powstrzymany. Zadowolony idę dalej. Po kolejnej chwili kolejne kuj.-rozkwasiłem sobie tego samego palucha tyle, że u prawej dłoni. O żesz....
Znowu patent z chusteczką, znowu działa. To jedyna groza na podejściu do Gouter . Gdzieś tam wyczytałem w paru miejscach neta, że trudności skalne wyceniają na II-III , ale to chyba jakaś bzdura -max to 0+, jak na Rysach .
Jeśli będziecie pamiętali o dobrych rękawiczkach, w zasadzie jesteście bezpieczni.
Dochodzimy do Ref.Gouter(3817m). Zachodzę na chwilę powodowany ciekawością do tej blaszanki. Zdaje się, że to jej ostatni sezon, w pobliżu buduje się nowe i o większej ilości miejsc noclegowych. I dobrze. Schron Gouter-to prawdziwy syf i nie wypada by kraj-producent Airbusów czynił taką żenadę w wysoko położonych miejscach . Obsługa dostosowuje się poziomem duchowo do wnętrza. Jakiś facet w okienku obsługi, zapatrzony w swojego laptopa i sprawiający wrażenie zero-kontaktowego. Zupełnie jak by oglądał non-stop pornole na wys. blisko 4 km. Odjeeechany....
W pomieszczeniach tłumy różnojęzyczne.
Wychodzę.
Minąwszy jeszcze zimowy bunkier z kiblami wchodzę na grańkę. Kawałek dalej biwakowisko, podobno dzikie i obsługa schronu czasem biega z pretensjami. O dziwo frekwencja mała. Kilka namiotów tylko, sporo wolnych wykopanych platform. Rozkładanie namiotu który Darek dzielnie wytargał na górę, papu(liofil -kurczak curry z ryżem, paskudztwo wciągałem na dwie raty) herbatka, odpoczywanie. Nie chce mi się leżeć bezczynnie. Wyłażę na zewnątrz-pstrykam zdjęcia, a jest czemu. Spektakl chmur i gór w najlepsze trwa.
Trochę też się lansuję.
Rozmawiam z rodakami z sąsiedniego namiotu i takie tam. Zapada ciemność-to właże do swojego syntetyka. Mimo że ciepło i bezwietrznie, we wszystkim z wyjątkiem butów.
Sen jakby płytki i czujny, ale spokojny. Co przyniesie następny dzień ?
Ten post był ostatnio modyfikowany: 03-12-2011 01:17 AM przez dr.Etker.
|
|
03-12-2011 01:04 AM |
|
|
dr.Etker
Postów: 8,835
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Nov 2006
Status:
Offline
|
RE: Z urlopu wypoczynkowego w Chamonix
Akurat wchodziłem w dobrą fazę snu- kiedy to o 1 godzinie po północy nastąpiła zrywka.
Trza wypełznąć z nagrzanego śpiwora , trochę się ogarnąć, przygotować i ruszyć dalej w trasę. Niebo rozgwieżdżone i pogodne-będzie dobrze. Chociaż ryzyko związane ze szczelinami okaże się być b.minimalne- tak na wszelki wypadek wiążemy się liną ( zastosowano 30 metrową Beala).
Gdzieś tak trochę po drugiej nasz namiot mija pierwszy zawodnik ze schronu Gouter. Chwila i my ruszamy na szczyt. Najpierw wzdłuż grani Aiguille du Gouter przez jej kuluminację na wysokości 3863m, następnie w lewo po rozległych polach firnowych górnej części lodowca Tacconaz. Pod wypiętrzeniem podrzędnego wierzchołka w masywie -Dome du Gouter (4304m) wydeptane ścieżki się rozwidlają. Niejako przy tej okazji niechcący wchodzimy na w/w szczyt . Śnieżny, rozległy i płaski wierzchołek przyozdobiony jakąś drewnianą tyką. No tak -można było ztrawersować górę u podnóża i oszczędzić sobie tym samym podejścia.
Nic to. Schodzimy na nieodległą przełęcz Col du Dome, by powyżej wejść na ostatnią prostą w stronę skał z mocowanym na nich blaszanym pudełkiem Vallota (4362m). I to podejście jest monotonne, jednostajne podobnie jak reszta dotychczas przebytej trasy.
Odcinek przebytej drogi odczuwam jako mozolny. Krótki odpoczynek przy ścianie biwaku ( nie wchodziliśmy do środka przy wejściu ani zejściu) i dalej w drogę. Początkowo w zakosy po coraz stromszym zboczu by wyjść na grań Les Bosses ( Wielbłądy-choć moim zdaniem "Mordki Jeża" też byłoby ładnie ). I tu jest bardziej zajmująco.Skoro noc to mroczno się widzi, grań w miarę wąska, stoki na prawo i lewo nastromione a i śladów po poprzednikach niewiele.
Poczucie znużenia trasą mija.Ten odcinek wymaga skupienia i koncentracji uwagi.I tak przez garby wpierw Grande( 4513m) później Petite (4547m) Bosses-(skojarzenie z Kopami Królowymi z racji gradacji nazw) dołazimy sobie do ostatniego miejsca z widocznymi skałami- Tournette (4677m).Dalej tylko śnieżna rzeczywistość. Jest bezchmurnie i co równie ważne-bezwietrznie. Tu krótki postój w małej grupce wchodzących.Zaczyna świtać.
W pewnym momencie spoglądam na zachód i...
... widzę cień Blanca zrzutowany przez wschodzące słońce. Kontemplacja pełna...
Trochę kontemplacji na stare lata-bezcenne...
Czując bliskość wierzchołka-dajemy z buta. Jeszcze jeden garb śnieżny i zaczyna się długa grań wierzchołkowa Mont Blanc. Jest dość wąska, a dokładnie tam gdzie optycznie zdaje się jest jej top-miejsca na jej ostrzu jest akurat na buty.Gdy zaczyna się nieco obniżać w stronę Mont Maudit - wypłaszcza się i staje rozległa. I tu "świętujemy". Przybicie piątki ,zdjęcia, papierosek . Jest w pół do ósmej. Wchodziliśmy pięć godzin z hakiem.
Troszkę powiewa na piku-mimo że na grani było bezwietrze(podobno często tak jest na Blancu).Toteż wizyty nie przedłużamy nadmiernie.
Trochę jestem rozczarowany. To że wlazłem nie ziębi specjalnie, ale czy grzeje w danym momencie ? Tak sobie...
Gdzie etos ? Gdzie mistyka ?
Wracamy- znowu na wąskiej i trochę eksponowanej grani. Ale, ale.... z naprzeciwka ktoś podchodzi. Chyba guide z klientami. Władczym gestem pokazuje mi abym zszedł mu z drogi.
Wraca etos, wraca mistyka. Znowu czuje emocje, myślę sobie ........ ze swoimi ćwolami sam na bok. Przez chwilę zastanawiam się nad alternatywnymi sposobami użycia czekana (jak u L.Trockiego)- I to na dachu Europy....
Ale to nic chyba nie da. W gościu znać buraka pastewnego z Haute-Savoie i wszelka rozmowa nie ma sensu. Stajemy na boczku i przepuszczamy ów tramwaj.
W pierwszym dogodnym miejscu przepuszczam schodzącą grupę Francuzów. W razie co niech oni dyskutują z podchodzącymi ziomalami, a i przy okazji wytuptają lepiej ścieżkę. Ślad założony jest bardzo wygodny, to co w nocy wydawało się mroczne, w świetle dziennym wydaje się łatwe. Dalsze zejście już bez przygód i stajemy przy Vallocie. Tu odpoczynek, trochę zdjęć, podziwiamy helikopter zabierający jakiegoś turystę.
Później już tylko w dół poprzez rozległe pola firnowe poniżej Dome du Gouter. Z racji mocno operującego już słońca-patelnia. I znowu jest mozolnie tyle , że w zejściu. Nie widzę zagrożeń w postaci szczelin lodowcowych, gładka powierzchnia firnu, ścieżką dobrze wydeptaną posuwa duża grupa związanych Francuzów w odstępach minimalnych. Skoro pod nimi się nic nie zawali-tym bardziej pode mną.
Przy namiocie-herbatka ,odpoczynek, pakowanie. Przybywa chętnych na Blanca i zwalniane miejsca pod namioty.
Wśród nich nasz rodak mieszkający i pracujący na co dzień w Paryżu. Ósmy raz wybiera się na szczyt-słowem znawca miejscowych realiów, lokuje się w dziurze po wykopanej kuchni. Oczywiście na noc ma puchy. Ciekawie opowiada o Barre des Ecrins i zachęca. Cóż -może kiedyś...
Jeszcze zaglądamy do schronu. Jakieś późne śniadanie. Nie chce mi się gotować wody na zewnątrz-kupuję 1.5 litra mineralki- 5 Euro...
Zejście w zasadzie bez historii-założyłem rękawiczki.
Mimo że popołudnie trafiamy na dobry moment w Grand Couloir-cisza. Przechodzimy.
Po drugiej stronie spotykamy turystów z dalekiego Permu pod Uralem-bardzo grzeczni -wszyscy pozdrawiają "bon jour"- oczywiście odpozdrowiamy. Jest też z nimi pewna młoda "krasawica".
Zwraca się do mnie:
-Zdrastwujtje.
Machinalnie odpowiadam -Zdrastwujtje.
No tak- dawno się nie goliłem....
Ten post był ostatnio modyfikowany: 03-12-2011 03:05 AM przez dr.Etker.
|
|
03-12-2011 02:05 AM |
|
|
tomtur
Postów: 7,585
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Oct 2006
Status:
Offline
|
RE: Z urlopu wypoczynkowego w Chamonix
Gratulacje doktore piękna górka
"Bo właśnie tam wiem po co żyję."
|
|
03-12-2011 09:14 AM |
|
|
Stasiu
Postów: 17,631
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Mar 2008
Status:
Offline
|
RE: Z urlopu wypoczynkowego w Chamonix
No, opisane jest, to tylko trzeba tam jeszcze się wydrapać. Pogoda sprzyjała, to radość chodić po takim kopczyku. Może mi też bęedzie dane się tam pojawić. Nic, tylko pogratulować udanej wyprawy.
Góry się nie zdobywa, góry nas wpuszczają.
|
|
03-12-2011 06:19 PM |
|
|
dr.Etker
Postów: 8,835
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Nov 2006
Status:
Offline
|
RE: Z urlopu wypoczynkowego w Chamonix
Dzięki Tomtur. Dzięki Stasiu.
Może mi też bęedzie dane się tam pojawić.
Właśnie, właśnie-czas się wybrać ponad te cztery kilometry od morza.Ładnie tam. Czuję-że się kroi w przyszłym roku jaka forumowa biba w Alpach Zachodnich.
|
|
03-12-2011 06:25 PM |
|
|
Pablo
pablo
Postów: 10,671
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Dec 2006
Status:
Offline
|
RE: Z urlopu wypoczynkowego w Chamonix
Zaprzyjaźnij się z człowiekiem, który chodzi po górach
|
|
04-12-2011 01:23 AM |
|
|
dr.Etker
Postów: 8,835
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Nov 2006
Status:
Offline
|
RE: Z urlopu wypoczynkowego w Chamonix
Ehhh, jeszcze raz gratuluję , napisałeś to w swoim stylu, tak, że mimo późnej godziny musiałem doczytać do końca
Cień wielkiej góry- monstrualny.
Jak byś kiedyś chciał posłużyć za przewodnika w tamtych okolicach a może czas teraz na kierunek wschodni i góry Saakaszwiliego z Czterech Pancernych
pozdr
P.
Dzięki Paweł.
Fajnie byłoby się wybrać w większej grupie w alpejskie rejony.
Kaukaz -może kiedyś.Od gruzińskiej strony to pewnie Kazbek byłby interesujący. Tamtejsza kuchnia i pewna egzotyka.
Tyle -że koszty imprezy trochę większe niż przy dobrze zorganizowanym wyjeździe alpejskim.
|
|
04-12-2011 09:49 AM |
|
|
dr.Etker
Postów: 8,835
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Nov 2006
Status:
Offline
|
RE: Z urlopu wypoczynkowego w Chamonix
|
|
04-12-2011 01:32 PM |
|
|
Pablo
pablo
Postów: 10,671
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Dec 2006
Status:
Offline
|
RE: Z urlopu wypoczynkowego w Chamonix
3,2 Noki reportażowo daje radę
Andrzeju jak trafiłeś do tego Kółka ze Szczurowa??
Zaprzyjaźnij się z człowiekiem, który chodzi po górach
|
|
04-12-2011 06:39 PM |
|
|
dr.Etker
Postów: 8,835
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Nov 2006
Status:
Offline
|
RE: Z urlopu wypoczynkowego w Chamonix
|
|
04-12-2011 07:29 PM |
|
|
Pedro
Administrator
Postów: 5,508
Grupa: Administratorzy
Dołączył: Jul 2006
Status:
Offline
|
|
05-12-2011 07:43 PM |
|
|
dr.Etker
Postów: 8,835
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Nov 2006
Status:
Offline
|
RE: Z urlopu wypoczynkowego w Chamonix
No nareszcie Doctore opisałeś tego Blanka
Tak więc jeszcze raz gratulacje i kto wiec co też w głowie mej się w przyszłości urodzi Może jakie plany sięgające 4800 metrów? A może i inne wyzwania do których kompanija doświadczona się przyda.
Dzięki Pedro.
Cieszę się -że jest coraz większe zainteresowanie górami, tymi dalej niż polskie czy słowackie.
Świat jest piękny, różnorodny, wart zobaczenia. I nie tylko szczyty mam na myśli.
Super byłoby tam być w większym towarzystwie.
|
|
05-12-2011 08:03 PM |
|
|
dr.Etker
Postów: 8,835
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Nov 2006
Status:
Offline
|
RE: Z urlopu wypoczynkowego w Chamonix
......jeszcze ostatnia prosta przed namiotem i można się zrelaksować. Grand Couloir potraktował nas miłosiernie, ale stres zawsze był zważywszy -że czasem wygląda to po prostu tak ja na podanym poniżej filmiku:
http://www.youtube.com/watch?v=B6HXQxEX910
Postraszyłem ? To dobrze -trza mieć respekt do gór. To tak samo jak z tymi "szczelinami" w rejonie Dome de Gouter. Niby specjalnej grozy nie ma-ale studiując np. diariusz sławnej ekspedycji JOPR można dojść do zgoła odmiennych wniosków (I znowu straszenie-bo to była specyficzna impreza):
http://wspinanie.pl/forum/read.php?1,227...msg-227033
Tak czy siak- stosowanie liny zawsze można wytłumaczyć utrwalaniem właściwych nawyków na lodowcach alpejskich.
Ale to już za nami, jest chwila na odpoczynek, nawiązanie łączności z Tymi co w kraju i pracy...
Miejsce jest tak widokowe, a pogoda taka dobra , że decydujemy się na jeszcze jeden nocleg. Trzeba korzystać-na campie już trzeba będzie płacić.
Środowym rankiem-jedni pakują dobytek, drudzy wyprawiają się na szczyt. Sympatyczna ekipa z Rosji po wczorajszej aklimatyzacji- toże.... ale, ale ....ten ostatni pan w kombinezonie antyradiacyjnym... jestem w delikatnym szoku-zupełnie jak bym zobaczył Olgierda na ruinach Berlina... Folklor albo kręcą film...
W pięknej pogodzie schodzimy do końcowej stacji kolejki. Krajobrazy przeistaczają się z zimnych niebieskich w ciepłe i rdzawe.
Wagonik "Anne" właśnie nam umknął-czekamy z godzinkę na "Marie"- podziwiając w tym czasie otoczenie. Gorrrąco-w końcu mamy lato. .
Ooooo jest. Jako wielbiciel kolejek górskich- korzystam z okazji i zaglądam "Marie" pod podwozie...
Jak to działa ?
Jestem szczęśliwy i w swoim żywiole. Zaczyna się podstawowa część czasu urlopowego. Będę jeździł kolejkami do upadłego.
Póki co do Col de Voza . Tam zejście z manelami do parkingu. Jeszcze spojrzenie blisko- na łące zakwitłe wyniosłe goryczki żółte(Gentiana lutea), spojrzenie w dal -na rejon lodowca Bionnassay- tam byliśmy.
W poszukiwaniu noclegu docieramy do miejscowości Les Trabets. Pole namiotowe położone blisko i poniżej dolnej stacji "Telepherique Bellevue" zapewnia wszelkie wygody i luksusy oczekiwane przez nas, za względnie umiarkowaną cenę.
Po kąpieli wyprawa do sklepu. Ceny trochę powalają, zwłaszcza mięska, ale bogaty wybór win, serów, owoców i warzyw rekompensuje tą niedogodność.
Z uwagi na nasz napięty budżet(konieczność oszczędzania przed wyprawami kolejkowym) stać nas jedynie na jakieś robale i ocet z dolnej półki(3.80 E za butelkę).
Niemniej tak zaopatrzony mogę nareszcie się poczuć jak król Mont Blanc(berło-bagietka, jabłko -winko) i z optymizmem spojrzeć na dalsze plany wypoczynkowe.
Ten post był ostatnio modyfikowany: 18-12-2011 08:43 PM przez dr.Etker.
|
|
18-12-2011 08:29 PM |
|
|
Stasiu
Postów: 17,631
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Mar 2008
Status:
Offline
|
RE: Z urlopu wypoczynkowego w Chamonix
Co do widoków górskich nie mam słów. Tylko te potwory morskie dla mnie nie muszą być. Wolę coś z wieprzowinki.
Góry się nie zdobywa, góry nas wpuszczają.
|
|
18-12-2011 08:56 PM |
|
|
|