Odpowiedz  Napisz temat 
Strony (2): « Pierwsza [1] 2 Następna > Ostatnia »
Semper in altum.
Autor Wiadomość
Jupiter

***


Postów: 73
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Feb 2009
Status: Offline
Post: #1
Semper in altum.

Niedziela 16 maja 2010. Siedzę wygodnie przed komputerem , obserwując na ekranie mapę wschodniej części Beskidu Wyspowego. Za każdym razem gdy pod biurkiem próbuję rozprostować nogi grymas bólu pojawia się na mojej twarzy. Czasami zastępuje go uśmiech - gdy biała linia, symbolizująca trasę zarejestrowaną przez GPS przechodzi przez duże obszary leśne. Wtedy jednak, w nocy, we mgle, nie było mi do śmiechu.

Wróćmy jednak do początku całej historii. Jest piątkowy wieczór. Od wielu dni pada, momentami dość intensywnie . Część beskidzkich szlaków przypomina strumienie, inne zamieniają się w błotniste grzęzawisko. Należę do ludzi, którzy w taką pogodę lubią w dobrym towarzystwie "walnąć setkę".
Punktualnie o osiemnastej strzela pistolet startowy i zaczyna się zabawa. Przekraczamy bramę Ekstremalnego Maratonu Pieszego Kierat 2010. Przed nami 100 kilometrów górskich szlaków i 3500 metrów podejść.

Zgodnie z tym co zapowiadałem miałem być na Harpaganie, jednak zbieg okoliczności sprawił że stało się inaczej. Termin harpagana został ostatecznie zmieniony z uwagi na pogrzeb Prezydenta. Poza tym Kierat jest dużo bliżej i na dodatek przebiega przez bardzo przeze mnie lubiany Beskid Wyspowy oraz Gorce. Malownicza górska trasa w porównaniu z płaskim terenem na którym odbywa się Harpagan ma jednak pewną wadę - wymaga rewelacyjnej kondycji.

Przez ruchliwe ulice Limanowej eskortuje nas Policja. Spoglądam na spowitą w nisko zalegających chmurach Łysą Górę, gdzie znajduje się pierwszy punkt kontrolny. Na marginesie dodam że wszystkich punktów jest 13, a kolejność ich zaliczania - obowiązkowa. Wybór drogi pomiędzy punktami jest dowolny, i zależy od preferencji uczestników. Jedni "walą na krechę" inni stosują bardziej wyrafinowane metody. Prawidłowy wybór drogi jest niezmiernie ważny, o czym przyszło mi się w niedalekiej przyszłości przekonać.

Tegoroczny Kierat zgromadził ponad 500 uczestników. Maszerując przyglądam się towarzyszącym mi osobom i dzielę ich na kilka grup:

Pierwszą stanowią "faceci w rajtuzach" - czyli biegacze. Oni sami wolą jak nazywa się ich napieraczami . Na plecach mają ultralekkie plecaczki o pojemności kilku litrów, w kieszeniach parę betonów energetycznych. Ten zapas pożywienia zwykle wystarcza na "opędzenie" całej trasy w czasie około 15 godzin, ale oni są z innej planety.

Druga grupa to "komandziory" ?czyli miłośnicy stylu militarnego. Ubrani w moro i ciężkie buty nie liczą każdego grama, jak omawiani wcześniej biegacze. Mają oni zazwyczaj silną motywację, traktując rajd jak "zadanie do wykonania".

I w końcu trzecia, najliczniej reprezentowana kategoria, nazwijmy ich "turyści długodystansowcy".
Z wyglądu niepozorni, ale większość z nich to starzy górscy wyjadacze, którzy z niejednego szlaku kurz wdychali.

Jeśli chodzi o mnie to reprezentuję styl mieszany gdzieś między grupą drugą i trzecią.


Niebawem wychodzimy z miasta i kierujemy się na stromą leśną drogę. Peleton zaczyna się rozciągać, wszyscy napieprzają aż się kurzy. Spoglądam na pulsometr, który ma za zadanie hamować moją ułańską fantazję. Tętno "zdumiewające". Rozkładam kije na widok jeszcze większego nachylenia i chwilę później mam już tętno "absurdalne". W końcu docieram do szczytu i obiecuję sobie, że od tej pory będę słuchał alarmów pulsometru. Chwilę później melduję się na punkcie kontrolnym umieszczonym w górnej stacji wyciągu narciarskiego. Tu po raz pierwszy zostaje przedziurawiona moja karta startowa.

Chwila oddechu, łyk wody, rzut oka na mapę i naprzód, w stronę oddalonego o 10 km drugiego punktu kontrolnego. Orientację utrudnia mgła, dlatego najbezpieczniej poruszać się znakowanym szlakiem. Na tym odcinku nawiązuję pierwsze znajomości, nie zwalniając jednak tempa marszu. Wymieniamy się doświadczeniami na temat sprzętu i wyżywienia podczas rajdów. W tej drugiej kwestii mam niewiele do powiedzenia. Eksperymentalna, wysokokaloryczna dieta, w połączeniu ze stresem i wysiłkiem sprawiła, że na trasie niemal od początku miałem przesrane, niestety nie tylko w przenośni.

Zapada zmrok. Silny strumień światła z malutkiej czołówki przeszywa ciemność. Odwracam się i widzę coś niezwykłego. Las roi się od małych punktów świetlnych. Wygląda to jak wysyp robaczków świętojańskich.
Docieram do punktu PK2 umieszczonego przy węźle szlaków. Po drodze zaliczyłem Sałasz (909 m) i Jaworz (921 m), lecz nie zdążyłem się im bliżej przyjrzeć.

W czasie krótkiego odpoczynku myślę o oddalonym o 9 km trzecim PK. Aby się do niego dostać muszę zejść szlakiem do doliny pokonać plątaninę wiejskich dróżek i znów zaszyć się w lesie. Ruszamy sporą grupą. Nawigacja spada na barki prowadzących a ja cieszę się chwilą. Jest fantastycznie. Kilkunastoosobowa grupka ludzi z latarkami na czołach przedziera się wąską ścieżką przez las. Co chwilę słychać głosy "uwaga przeszkoda". Wszyscy starają się sobie wzajemnie pomagać i podążają niestrudzenie naprzód, a przecież tam, na mecie nie ma żadnej nagrody. Całe szczęście, bo gdyby tam stał samochód terenowy zupełnie inni ludzie by tu przyjechali.

Wychodzimy z lasu i dzielimy się na mniejsze grupki. Każda ma inny pomysł jak przebić się przez sieć wiejskich dróżek. Razem ze mną idą dziewczyna i chłopak z Krakowa. Wspólnie pokonamy kolejnych 35 kilometrów. Dołącza się także "Zabłąkana Ekipa". Przydomek ten przylgnie do niej trochę później. Popis nawigacji tej ostatniej doprowadza nas do kogoś na podwórko. Rozglądamy się bezradnie, gdy nagle drzwi domu otwierają się i młoda kobieta zamiast poszczuć psem zwraca się do nas: "Na lewo, za ogrodem jest droga. Powodzenia!".
Zbliżamy się do "lasu w którym żadna droga z mapą się nie zgadza" to niestety udało się ustalić nieco później. Zabłąkana Ekipa ma własny pomysł na przejście przez ten las. W rezultacie rozdzielamy się i w trójkę przekraczamy linię drzew.
Koszmar. Ostatecznie idziemy na azymut, po drodze widząc w gęstwinie światełka czołówek, podążające we wszystkich możliwych kierunkach. Tracimy sporo czasu, ale dochodzimy do asfaltu i dalej bez przeszkód do PK3. Jest on zlokalizowany na skraju lasu i dzięki płonącemu ognisku widoczny z daleka.
Wokół ognia skupia się grupa zmęczonych ludzi. Wyglądają jak oddział partyzancki po walce z przeważającymi siłami wroga. Podbijamy karty startowe i po krótkiej przerwie ruszamy dalej. Skład naszej ekipy powiększa się o jedną osobę. Dołącza do nas doktor matematyki, niezły nawigator.

Do kolejnego punktu, zlokalizowanego na 30-tym kilometrze trasy można dostać się na dwa sposoby. Przez lasy i łąki korzystając z bardzo ubogiej sieci dróg, lub bezpiecznie asfaltem, dokładając zarazem kilka kilometrów. Mnie bardziej podoba się wariant pierwszy, ale zostaję przegłosowany. Na wstępie musimy się troszkę wrócić. Po drodze zauważamy kilka latarek. Z mroku wyłania się zdyszana i spocona "Zabłąkana Ekipa". Chłopaki zmierzają do PK3. Zamiast pozdrowienia słyszymy : " Q... ale w tym lesie dowaliliśmy kilometrów" . Kilkadziesiąt minut później udaje im się nas dogonić i razem stajemy na skrzyżowaniu. Zastanawiając się co dalej proponujemy żeby wybrali jakiś wariant, a potem pójdziemy w przeciwną stronę Smile

Ciąg dalszy nastąpi...


24-05-2010 10:04 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
Mallaidh

*****


Postów: 3,722
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Aug 2008
Status: Offline
Post: #2
RE: Semper in altum.

Wciągające! Dawaj dalej, z chęcią poczytam, bo jak sądzę, zdjęć nie robiłeś Big Grin


24-05-2010 10:09 PM
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
Jupiter

***


Postów: 73
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Feb 2009
Status: Offline
Post: #3
RE: Semper in altum.

Niestety nie posiadam ani jednego zdjęcia. Panujące warunki sprawiły że nie zabrałem ze sobą aparatu. Mimo to mam te wydarzenia w pamięci i z pewnością łatwo o nich nie zapomnę.


24-05-2010 10:44 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
PiotrekDz
...
*****


Postów: 3,603
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Jan 2010
Status: Offline
Post: #4
RE: Semper in altum.

Nazwa imprezy faktycznie pasuje.

Ale charakterystyką grup to mnie rozbawiłeś-konkretny opis Smile.



Teroz w kazdym domu tranzystory grajom
Lejom wode lejom, ludzi ogłupiajom
25-05-2010 05:59 AM
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
Dosia

****


Postów: 353
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: May 2008
Status: Offline
Post: #5
RE: Semper in altum.

A więc jednak Kierat . Gratuluję i chylę czoła, 100-ka to już poważna zabawa. Przypuszczam że ból zaczął się po 50 kilometrze.
Czekam niecierpliwie na dalsza część relacji.


25-05-2010 08:17 AM
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
lapikus

*****


Postów: 2,442
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Jun 2009
Status: Offline
Post: #6
RE: Semper in altum.

U mnie ból już się zaczął po pierwszych zdaniach tej relacji i od razu walę czołem w pokłonie dla jej autora. To dopiero trzeba mieć kondychę i mnóstwo samozaparcia, żeby podołać takiemu wyzwaniu. Hartu ducha, niezłomności i wiary we własne siły też nie może zabraknąć. Jestem pełen podziwu dla ludzi, którzy mają odwagę zmierzyć się z przeciwnościami, jakie zgotowała im natura i zwykłe ludzkie ułomności.
Szacuneczek! ok

Ps.
Świetnie stylistycznie napisana relacja i po mistrzowsku prowadzona narracja. Moje uznanie! ok



Życie już dawno nauczyło mnie wielkiego szacunku, pokory i cierpliwości do gór!!!
25-05-2010 11:12 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
Fazik
Kierowca TYRa
*****


Postów: 6,675
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Jul 2006
Status: Offline
Post: #7
RE: Semper in altum.

Zaczęło się jak w horrorach Hitchcocka, na początku szok a dalej napięcie rośnie, czy coś takiego uhm
Szacunek chłopie, 100...to około 75 minut ciągłej jazdy ciężarówką bez korków autostradą!!!

Fajnie napisane Smile
Czekamy na CDN...



Wyrwać się z miejskiego betonu, choć na dzień, choć na chwilkę, Żeby nie zwariować...
25-05-2010 12:57 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
mieciur
- - user - -
*****


Postów: 1,892
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Feb 2008
Status: Offline
Post: #8
RE: Semper in altum.

Również składam gratulację ! ja raczej nie dałbym rady. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy Smile


25-05-2010 01:54 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
Jupiter

***


Postów: 73
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Feb 2009
Status: Offline
Post: #9
RE: Semper in altum.

"Nie patrz w asfalt, to cię wykończy" zwraca się do mnie dziewczyna, która doświadczenie rajdowe ma większe ode mnie. Dziękuję za radę i spoglądam w otaczającą nas ciemność. Zaczynam już odczuwać niewielkie zmęczenie i z zazdrością spoglądam na kipiących energią towarzyszy, przewidując że za jakiś czas nie będę w stanie dotrzymać im kroku. Los bywa jednak przewrotny, ale o tym przyjdzie mi się przekonać trochę później.
Zbliżamy się właśnie do czwartego punktu kontrolnego, na którym można uzupełnić napoje. W samą porę, bo jakiś czas temu w rurce doprowadzającej wodę z plecaka zaczęły się pojawiać pęcherzyki powietrza.
Punkt PK4 zlokalizowany został w szkole podstawowej, na 30-tym kilometrze trasy, z tym że my na skutek niedoskonałej nawigacji zaliczyliśmy ich już blisko 35. Wykorzystuję krótka przerwę na rozprostowanie nóg i sięgam po moją "tajną broń" baton chałwy. Jest on co prawda bardzo słodki ale dostarcza olbrzymiej ilości energii. Śmiga się po tym jak na paliwie wysokooktanowym. Do tego jeszcze żelki z Biedronki i jestem jak nowy.

Ruszamy do oddalonego o 9 km punktu PK5, kierując się w stronę miejscowości Łukowica. Tam zamierzamy przekroczyć rzekę , a następnie zagłębić się wielkie lasy. W połowie drogi zaczyna świtać i dzieje się coś dziwnego. Moi towarzysze nagle milkną a na ich twarzach rysuje się zmęczenie. To chyba efekt nieprzespanej nocy. Ja natomiast czuję się świetnie. Gdzieś za grubą warstwą chmur wschodzi słońce. Przed nami kolejny ciężki dzień.

Przekraczamy rzekę w Łukowicy i wdrapujemy się na Szkiełek. Na drodze staje nam teraz góra Spleźnia. Nie ma innego wyjścia, trzeba na nią wejść. Żadna z dróg nam nie odpowiada , więc pozostaje iść lasem na azymut. Skracam kije i ruszamy pod górę. Słychać ciężkie oddechy, wskazania wysokościomierza wolno idą w górę, ale nie pokona nas to podejście. Przecież prawdziwe atrakcje jak Gorc (1228 m) dopiero przed nami. Dochodzimy do szczytu meldujemy się na punkcie PK5. Tu niestety rezygnuje Sławek, nasz matematyk.
Ruszamy dalej we trójkę. Przed nami Modyń (1028m), spora góra. Na marginesie dodam że Modyń jest rodzaju żeńskiego, co nie zmienia faktu że budzi respekt. Postanawiamy obejść panią Modyń stokówką, przekroczyć rzekę, a potem pod górę do celu, jakim jest jedno z wyżej położonych boisk sportowych w Polsce.
Po dotarciu do punktu PK6 jego obsługa osłabia nasze morale twierdząc, że jakiś cyborg był tu tuż po północy, a tak w ogóle to jest już na mecie.

Robimy przerwę. Moi towarzysze stali się jacyś inni, już nie żartują, w ich umysłach zrodził się defetyzm. Ja również jestem zmęczony, ale jednocześnie roznosi mnie energia. W takich chwilach człowiek ma spory dylemat. Ruszać dalej nie oglądając się na towarzyszy z którymi tak wiele się przeszło, czy zwolnić tempo ryzykując nie dotarcie do mety.
Wybieram drugie rozwiązanie. Dla mnie rajd nie jest napieprzaniem po beskidzkich szlakach w celu bicia jakiegoś rekordu. To przede wszystkim niezwykli ludzie, którzy go tworzą i wspaniała atmosfera wzajemnej, bezinteresownej pomocy. Ruszamy w stronę ukrytego w głębokim lesie punktu PK7 .

Już od początku mamy problemy nawigacyjne. Idziemy drogą rozjeżdżoną przez traktory, ale po 50 kilometrach błoto przestaje człowiekowi przeszkadzać. Dość szybko tracimy wysokość. Usiłuję powiedzieć towarzyszom że szlak jest na górze, ale nie dają się przekonać. Wyciągam GPS, mimo to dalej nie wierzą. Widać że nie mają już ochoty iść pod górę. Nadchodzi moment rozstania.

Chwilę później zmierzam samotnie pod górę, w stronę przeklętego punktu PK7. Gdy teren staje się mniej nachylony znajduję szlak i daję ognia. Mijam jakąś grupę powłóczącą nogami. Wygląda to jak scena z filmu "Noc żywych trupów". Nagle z lasu wyłania się człowiek.
"Nie wiesz gdzie jest siódemka" pyta zdyszany. W ten oto sposób los przydzielił mi nowego kompana, którym okazał się weteran rajdów na orientację. Bardzo wiele się od niego nauczyłem. Wspólne też przyszło nam się zmierzyć z największym wyzwaniem tego rajdu, górą Gorc.
Docieramy do PK7 i teraz czeka nas zejście do ósemki w miejscowości Kamienica. Zaczynam rozumieć dlaczego w poradnikach pisało że po 50 kilometrach lepiej iść pod górę niż w dół. Palce i łydki bolą dość mocno.
"Biegnij Robert" radzi mój towarzysz i rzeczywiście, podczas biegu w dół nic mnie nie boli.
Docieramy do PK8 zlokalizowanego na 56 kilometrze. Teoretycznie, bo mam już w nogach około 7 kilometrów więcej.
"Nie macie czasem ochoty zrezygnować?" pyta człowiek z obsługi, spoglądając z uśmiechem na stos zwróconych kart startowych.
Ani trochę.

Ciąg dalszy nastąpi...


Ten post był ostatnio modyfikowany: 25-05-2010 05:07 PM przez Jupiter.

25-05-2010 04:52 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
Lorelei
~~Avionetka~~
*****


Postów: 1,145
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Aug 2006
Status: Offline
Post: #10
RE: Semper in altum.

Szacun! I gratulacje!
Impreza niesamowita, obie części relacji wciągnęłam na jednym wdechu, a nogi najchętniej same by gdzieś poszły. Świetnie piszesz ok Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy!



~~And I think to myself - what a WONDERFUL world!~~
25-05-2010 07:27 PM
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
Jupiter

***


Postów: 73
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Feb 2009
Status: Offline
Post: #11
RE: Semper in altum.

Dziękuję za pochwały, chyba lepszy ze mnie pisarz niż maratończyk. Ta część była nieco przygnębiająca z powodu rozpadu naszej grupy. Nie będę Was zanudzał, jeszcze tylko jeden krótki rozdział.

Mieciur - z pewnością dałbyś radę.


Ten post był ostatnio modyfikowany: 25-05-2010 07:48 PM przez Jupiter.

25-05-2010 07:40 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
Fazik
Kierowca TYRa
*****


Postów: 6,675
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Jul 2006
Status: Offline
Post: #12
RE: Semper in altum.

Jupiter napisał(a):
...Nie będę Was zanudzał, jeszcze tylko jeden krótki rozdział.


Jaja sobie robisz co, jedna z ciekawszych relacji a Ty z Nudami wyskakujesz Smile



Wyrwać się z miejskiego betonu, choć na dzień, choć na chwilkę, Żeby nie zwariować...
25-05-2010 08:35 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
Pedro
Administrator
*******


Postów: 5,508
Grupa: Administratorzy
Dołączył: Jul 2006
Status: Offline
Post: #13
RE: Semper in altum.

Świetnie, że zdecydowałeś się to tak opisać, no i oczywiście gratulacje! Sam się zastanawiałem czy nie wziąć udziału w imprezie ale trochę pewne względy zdrowotne innocent mnie powstrzymały. Zobaczymy, może kiedyś się jednak skuszę Smile



Górskie Forum Internetowe - Górski Świat (http://www.gorskiswiat.pl)
25-05-2010 08:52 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
Krzysiek
Administrator
*******


Postów: 827
Grupa: Administratorzy
Dołączył: Dec 2008
Status: Offline
Post: #14
RE: Semper in altum.

Bardzo wciągające. Już nie mogę się doczekać na drugą połowę trasy...
ok


25-05-2010 09:57 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
Stasiu

*****


Postów: 17,631
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Mar 2008
Status: Offline
Post: #15
RE: Semper in altum.

Jak fajnie, że dzięki Jupiterowi mogę sobie przejść 100 km i to bez znęcania się nad sobie samym. Taaak. Przed komputerem się dobrze siedzi i czyta relacyjkę. Jowiszu masz moje uznanie. ok Najgorsze jest to, że ja nie zaliczałbym się do żadnej grupy podanej przez Jupitera Shy



Góry się nie zdobywa, góry nas wpuszczają.
25-05-2010 10:16 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
Odpowiedz  Napisz temat 



Pokaż wersję do druku
Wyślij ten temat znajomemu
Subskrybuj ten temat | Dodaj ten temat do ulubionych

Skocz do: