Odpowiedz  Napisz temat 
Strony (6): « Pierwsza < Poprzednia 1 2 3 [4] 5 6 Następna > Ostatnia »
gosia3kowe lato
Autor Wiadomość
mieciur
- - user - -
*****


Postów: 1,892
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Feb 2008
Status: Offline
Post: #46
RE: gosia3kowe lato

Nio tak zejśc Ci napewno zejdzie bo ten tydzień na tej wyprawie był obfity i działo sie działo Smile Ale wierzcie mi, warto poczekać bo była to naprawde fajna i ciekawa wyprawa ! Smile


21-10-2008 03:29 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
Edyta85

*****


Postów: 2,593
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Aug 2008
Status: Offline
Post: #47
RE: gosia3kowe lato

Gosia3ek, czekam i czekam i co.....
nie ma.......



"Jeżeli kobieta chce się realizować, wszystko jedno w jakiej dziedzinie, wcześniej czy później stanie przed wyborem między swoimi dążeniami a związkiem uczuciowym. Bo jeśli nawet partnerzy patrzą w tą samą stronę najczęściej widzą coś innego." E. Matuszewska
13-11-2008 12:09 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
gosia3ek
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
*****


Postów: 3,824
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Oct 2007
Status: Offline
Post: #48
RE: gosia3kowe lato

Dzien I
Nowy Sącz - Jarnotłówek - Złoty Stok - Lądek Zdrój - Bielice
Góry: Biskupia Kopa, Kłodzka Góra, kowadło
Inne: kopalnia złota w Złotym Stoku, Bielice nocą Toungue
O 5 rano w niedziele 27.08 rozpoczęła się nasza kolejna wyprawa, tym razem niosło nas w Sudety. Głównym celem miało być zdobycie Korony Gór Polski, czyli wszystkich pozostałych nam sudeckich najwyższych szczytów. Zaś poza tym - chcieliśmy jak najwięcej zobaczyć
Najpierw jednak czeka nas dobe 200 km samochodem. Wsiadamy więc do dzielnego ticusia i przez Limanową, Mszanę Dolną, Oświęcim, Gliwice śmigamy w stronę Gór opawskich. Mijamy Śląsk (bleh, jak płasko Toungue). Wreszcie na horyzoncie ukazują się pierwsze szczyty - powoli uświadamiamy sobie, że to są "one" - góry do których od dawna nas ciągnęło - SudetySmile
Na pierwszy ogień poszła Biskupia Kopa, czyli najwyższy szczyt gór Opawskich (891). Po drodze leciutko się gubimy na zakuprzach, ale w końcu dojeżdżamy do jarnotłówka, skąd wyruszamy czerwonym szlakiem . Jest parno, upalnie. Nasze pierwsze wrażenie - te góry różnią się czymś od "naszych" Karpat ale czym? Po niecałej godzinie lekkiego trekkingu wychodzimy na szczyt. Znajduje się tam wieża widokowa, murowana, którą widzieliśmy dobrze z drogi dojazdowej. Szczyt znajduje się na granicy z Czechami, wstęp na wieżę jest płatny - ale niewiele. Sama wieża - troszkę klaustrofobiczna, ale ze szczytu rozpościera się przepiękna panorama, jej przeważającą część zajmują wywłaszczenia, tylko gdzieś na horyzoncie widać górki. Siedzimy chwilę pod wieżą, potem schodzimy do schroniska poniżej szczytu. Tu jedna ze śmiesznych sytuacji, z której mieliśmy ubaw już do końca - rodzina z dziećmi, matka woła syna "paskal, paskal" Big Grin Krzysiek do mnie - dobrze że nie Galileusz Toungue. Schodzimy do autka, skracając drogę przez Czechy (płasko) jedziemy do Złotego Stoku a potem na przełęcz Kłodzką. Stąd przez las wychodzimy na Kłodzką Górę (765) . Sam szczyt znajduje się w lesie, niczym specjalnym się nie wyróżnia, oznakowany jest sprayem na drzewie. Szlak wiodący z przełęczy na Kłodzką różni się bardzo w rzeczywistości od tego co mówiła nam mapa. Cóż, trochę sobie powarczeliśmy ale bez bólu daliśmy radę. Na rozejściu szlaku niebieskiego i żółtego pod Kłodzka robimy sobie dłuższy postój, potem schodzimy do Ticusia. Hm... mamy kilkanaście minut do ostatniego wejścia dla zwiedzających kopalnię złota w Złotym Stoku. Szybka decyzja (jaka - domyślacie się pewnie Toungue) . Dojeżdżamy, Krzysiek parkuje autko, ja w tym czasie kupuję dwa ostatnie bilety (nie ma jak fart Toungue) . Wchodzimy do kopalni- cokolwiek nie powiedzieć - jest warto. O wielu rzeczach o których opowiadał przewodnik (a raczej przewodniczka) nie miałam pojęcia. Ale i tak wszystko przebiło hasło pod wodospadem, o którym przewodniczka powiedziała wcześniej, że to największy naturalny podziemny wodospad itp. Itd. A kiedy wszyscy wyszli z pomieszczenia - na cały głos "Kaaaaaaaazeeeeeek, zakręcaj!!!!" i wodospadu już nie byłoToungue a bezmyślność niektórych ludzi powala - jak można palić papierosy w kopalni??
Przez Lądek Zdrój jedziemy w stronę Bielic, fajna droga wojewódzka - zakręty wte, i wewte i wte i wtewteBig Grin itd.Smile Bielice- maleńka miejscowość zagubiona gdzieś między górami. Na mapie mieliśmy zaznaczone pole namiotowe, cóż, kiedyś było, teraz zarośnięte krzakami. 20 minut chodzimy po wsi szukając żywego człowieka - w końcu dogadujemy się z gospodarzem, rozbijamy się u niego w ogrodzie. Bardzo mili ludzie. na dobry koniec dnia - Kowadło, nawyższy szczyt Gór Złotych (wg KGP). Szlak dojściowy i granica biegną grzbietem, postanawiamy skrócić trasę "na kreskę". Cóż, dobry pomysł to to nie był, podczas przedzierania się przez leśną dzicz pada kilka słów na k... Toungue) Na szlaku (uff, w końcu) odbijamy w lewo i idziemy - dopóki jest coś wyżej. Szlak nie pokrywa się z mapą co wywołuje w nas zmęczone powarkiwania. (nigdy więcej wydawnictwa Demartkwasny) W końcu nic wyżej nie ma, a że zaczyna się ściemniać, z mapy nam też wynika że to tu - decydujemy że osiągnęliśmy Kowadło (jak się potem okazało - zgodnie z prawdą) Punkt widokowy - prześwietny, tyle że już niewiele co widać. Focimy, i schodzimy w dół. szlak znowu nam się nie pokrywa z mapą - miał iść na kreskę w dół, a szedł trawersem . malutka różnica Toungue)W końcu docieramy. Ogarniamy się troszkę, montujemy do namiotu, pijemy zasłużony napój turystycznyBig Grin latarnie w Bielicach zgasły o 23Toungue


Ten post był ostatnio modyfikowany: 17-11-2008 04:15 PM przez gosia3ek.

17-11-2008 04:11 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
Edyta85

*****


Postów: 2,593
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Aug 2008
Status: Offline
Post: #49
RE: gosia3kowe lato

no wreście. nie ma to jak dobrze spędzony czas. A z tym wodospadem to była niezła wpadka giggle Co za Pani przewodnik



"Jeżeli kobieta chce się realizować, wszystko jedno w jakiej dziedzinie, wcześniej czy później stanie przed wyborem między swoimi dążeniami a związkiem uczuciowym. Bo jeśli nawet partnerzy patrzą w tą samą stronę najczęściej widzą coś innego." E. Matuszewska
17-11-2008 04:20 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
gosia3ek
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
*****


Postów: 3,824
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Oct 2007
Status: Offline
Post: #50
RE: gosia3kowe lato

Dzień 2
Góry: Rudawiec, Śnieżnik
Drugi dzień naszej wyprawy rozpoczął się przed 6 rano. Wypełzamy z autka, rozglądamy się - pogoda OK., ale zimno jak na Syberii. Wszędzie tyle rosy, jakby ulewa była chwilę wcześniej , ale niebo niebieściutkie. Wyruszamy zielonym szlakiem w górę doliny. Skręcamy z drogi, potem ostro w górę, do rezerwatu "Puszczy Jaworowej" . Eh, gosia3ki nie lubią podchodzić wcześnie rano i jeszcze bez śniadania. Kryzysik delikatny, który trzeba było przemóc. Pysznie śniadanko czyli kanapki i pasztet (Toungue) dodają mi wigoru. Od rezerwatu szlak prowadzi już spokojniej lekko pod górę, szybko osiągamy granicę, a na niej - Rudawiec. Na szczycie znajduje się szlako wskaz, widok spomiędzy drzew na Masyw Śnieżnika.- tam idziemy. Ale wcześniej - porządny postój. Szczyt jest klimatyczny aż się nie chce ruszać, ale w końcu trzeba. Dalej za naszym zielonym szlakiem i z granicą - problemów w orientacji nie ma. Schodzimy na przełęcz Płoszczyna , gdzie jest duże (byłe) drogowe przejście graniczne i dochodzi żółty szlak z przeł. Staromorawskiej. Tutaj chwila postoju i wchodzimy w Masyw Śnieżnika, początkowo ostro pod górę. Dopiero tutaj spotykamy pierwszych tego dnia turystów. Cały czas z granicą, długi czas idziemy rowem orientując się "na słupki graniczne" podchodzimy na przełęcz Głęboka Jama, tu dochodzi kolejny żółty szlak - tym razem z Kamienicy. Sama przełęcz, jakże odmienna od poprzedniej, zagubiona w lesie. Granica skręca, my razem z nią, . Spomiędzy drzew widać Śnieżnik - dorodny jest Toungue. Na podejściu spotykamy tłumy ludzi, wszyscy zmierzają w tym samym kierunku - na szczyt. Najgorętsza pora dnia, słonce dogrzewa niemiłosiernie. To nam daje w d... na podejściu, a szczyt się jakoś nie przybliża...
Pod samym szczytem idziemy grzecznie "za szlakiem" zielonym, a trzeba było "a stadem":)obchodzimy ślicznie dookoła szczyt zanim dotrzemy. Na szczycie znajduje się tablica pamiątkowa i sterta kamieni, na którą oczywiście wyłazimy Toungue Jednak tłumy ceprów różnych narodowości szybko przeganiają nas w dół. Schodzimy stromym szlakiem do schroniska pod Śnieżnikiem, w międzyczasie żegnamy się z granicą. Schron również oblegany przez ceprów, dosyć drogi i z niezbyt miłą obsługą. Siedzimy dobrą chwilę wkurzając się na tłumy i crossowców, którzy wyjechali na motorach pod samo schronisko, a zachowują się jak książęta kwasny Zmieniamy szlak na niebieski i po chwili jest już spokój, trawersikiem schodzimy do wsi. Szlak jest dosyć monotonny, nic ciekawego się na nim nie zdarzyło .. Nasze kijki zrobiły karierę wśród borówkowców cyt. "na 4 nogi to sobie można iść" Toungue Schodzimy do asfaltu we wsi, potem przechodzimy przez kolejne pasmo, towarzyszą nam oznaczenia rajdu MTB. Wychodzimy na przełęcz Staromorawską, dochodzi żółty szlak ( ten z pierwszej przełęczy). I znowu zejście do wsi, przyczepia się do nas dość duże stado 30 kóz, przez chwilę jesteśmy przewodnikami Toungue I jeszcze raz w dolinę, jeszcze jedno pasmo. Koło drogi w dolinie jemy coś i idziemy , dalej za niebieskim znakami. Drogą leśną, utwardzoną po godzinie "zdobywamy" ostatnią tego dnia przelecz Suchą, gdzie dobija asfaltem czerwony szlak. Oj, podejście i cały dzień dało nam już w kość wiec siadamy i opracowujemy zejście "bezszlakowe" do Bielic. Odbijamy w prawo, potem dochodzi ścieżka rowerowa, której do końca się trzymamy. Długie i nużące zejście, godzina już 19.30, a mu musimy jeszcze przejechać do schroniska Jagodna. W Bielicach tłumy namiotów - studenci z Katowic. Szybko się zbieramy i już bardo zmęczeni, na "autopilocie" przejeżdżamy do wspomnianego schroniska. Po długim oczekiwaniu wreszcie dostajemy klucz do pokoju, ledwo się ogarniamy, a oczy już się zamykają...


Ten post był ostatnio modyfikowany: 17-11-2008 04:24 PM przez gosia3ek.

17-11-2008 04:20 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
gosia3ek
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
*****


Postów: 3,824
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Oct 2007
Status: Offline
Post: #51
RE: gosia3kowe lato

Dzień III
Przeł. Spalona - Zieleniec - Karłów - Kudowa Zdrój
Góry: Jagodna, Orlica, Szczeliniec Wielki
Inne: zwiedzanie Kudowy Zdroju, kaplica czaszek w Kudowie

Budzimy się i szybkie sprawdzenie swojego stanu... eee, po wczorajszej "wyrypie" jest nawet ok.Smile Ale dziś lżejszy dzionek więc postanawiamy zjeść śniadanie jak ludzie i na spokojnie wybrać się na zdobywanie pobliskiej Jagodnej - najwyższego szczytu Gór Bystrzyckich. Podczas śniadanka naszego do jadalni wchodzi dwójka turystów, patrzymy - książeczki Korony Gór Polski - czyli swoi Smile zamieniamy parę zdan, oni biegną na Jagodną, my jeszcze chwilę marudzimy, pakujemy się do Ticusia ( przy okazji zauważamy stojące koło niego auto z wyposażeniem wyprawowym w środku uśmiechamy się do siebie - "to pewnie ich" )

Wyruszamy na jagodną, niebieskim szlakiem. I cały czas czekamy na jakieś ostre podejście... albowiem droga prowadzi prawie po płaskim, a w końcu to najwyższy szczyt czy nie ?! po drodze spotykamy parę "ze schroniska" i zagadujemy się na dobre 15 min. Jako że oni "zdobywają Koronę" od przeciwnej strony jest masa informacji, które trzeba wymienić. W końcu rozchodzimy się w obie strony , my ruszamy w stornę Jagodnej, którą bez większego wysiłku osiągamy po niedługiej chwili. Szczyt oznakowany jest wieżyczką - amboną, szkoda że okoliczne świerki niedługo całkiem zasłonią widok. Co nie zmienia faktu, że bardzo urokliwie tam jest.. jeden ze szczytów, na który na pewno jeszcze wrócimy.

Schodzimy do dzielnego samochodziku i przejeżdzamy do Zieleńca, skąd prowadzi - nomen omen - zielony szlak na najwyższy po polskiej stronie szczyt Gór Orlickich - Orlicę. Idziemy drogą przez las i gadamy sobie, że w sumie można było pod sam szczyt podjechać autkiem, kiedy droga odbija i prowadzi ostro pod górę. Sam szczyt znajduje się w odległosci kilkuset metrów od szlaku, nie jest konkretnie oznaczony, więc uznajemy za szczyt kamień ze znakiem geodezyjnym. Samo wyjście zajęło nam niespełna pół godzinki, robimy rytualne fotki, ale parzące słońce (jest południe) skutecznie nas zniechęca do dłuższego postoju.

Wracamy do autka, podchodzimy jeszcze do schroniska Zieleniec, w którym planowaliśmy obiad... szok. schronisko zamknięte. w takiej sytuacji, wkurzeni opuszczamy niegościenne progi, rezygnując z wizyty na torfowisku pod Zieleńcem (chyba już wtedy wiedzieliśmy , że jeszcze tam wrócimy i jedziemy w stronę Dusznik. Po drodze nasz ticuś domaga się jedzonka, więc zatrzymyjemy się na stacji, gdzie cala nasza trójka się pożywia Smile od razu śmieszna sytuacja - zamawiamy "knyszę", pytamy kobitki sprzedającej co to? okazuje się, ż to kebab po prostuBig Grin. Najedzeni i szczęśliwi jedziemy w stronę Karłowa. I tutaj " inny świat" tłumy ludzi, ceprów, płatne parkingi. brrr. Zostawiamy autko jednak i idziemy na Szczeliniec Wielki.
Same góry Stołowe są przepiękne, na pewno jeszcze przyjedziemy - bo parę miejsc nam zostało do "obadania", tylko te tłumy ludzi ehh... pod Szczelińcem na podejściu robimy furorę - jako jedyni wyposażeni wyprawowo, ludzie pokazują nas sobie palcami, czujemy się jak zwierzątka w zooToungue Skaczemy sobie po skałkach mijając tłumy ceprów, dochodzimy do schroniska, podbijamy pieczątki, uiszczamy opłatę i lecimy na szczyt. Nie zatrzymujemy się tam długo, ze względu na tłumy, szybko schodzimy na dół i wracamy do autka. Zmęczenie jednak nam daje znać o sobie, zastanawiamy się nad Błędnymi Skałami, ale stwierdzamy że nie ma po co iść żeby być, i tak jesteśmy tak zmęczeni,że wiele nie zapamiętamy. A i do tego wszystkiego tłumy ceprów dają nam w kość, wiemy że na Błędnych będzie jeszcze gorzej.. odpuszczamy.

Zastanawiamy się co zrobić z noclegiem, pytamy tubylca, który nas skroił za parking Big Grin czy u niego gdzieś tam daleko pod płotem by nie można było się rozbić.. - dycha od osoby, bez wrzątku i prysznica?? grrrr. No ale mapa mówi, że najbliższe pole namiotowe jest w Lewinie Kłodzkim, a to nam całkiem nie po drodze.

Na razie zjeżdzamy jeszcze do Kudowy, obejrzeć słynną kaplicę Czaszek. Jest to kaplica wyłożona szczątkami ludzkimi, eh, daje do myślenia nad własnym przemijaniem. Plątamy się trochę po Kudowie - miłym miasteczku, robimy zakupy i wracamy Drogą Stu Zakrętów do niemiłego chłopa w Karłowie. No, jedyny nocleg, którego nie mogę polecić. Resztę dnia spędzamy na odpoczywaniu, leżeniu, gadaniu.. wcześnie kładziemy się spać... kolejny dzień znów będzie intensywny.


Ten post był ostatnio modyfikowany: 17-11-2008 04:36 PM przez gosia3ek.

17-11-2008 04:31 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
gosia3ek
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
*****


Postów: 3,824
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Oct 2007
Status: Offline
Post: #52
RE: gosia3kowe lato

Dzień 4
Przejazd: Karłów - Sokolec - Walim - Rybnica Leśna - Boguszów Gorce - Czartak - Karpacz
Góry: Wielka Sowa, Waligóra, Chełmiec, Skalnik
Inne: sztolnie w Walimiu, kolorowe jeziorka ( rezerwat)

Poranek u wrednego chłopa, czyli uciekać jak najszybciej. już parę minut po 6 opuszczamy niezbyt gościnne miejsce. Śliczną drogą stu zakrętów, a potem wiejskimi drogami dojeżdżamy na przełęcz Sokolec. Stąd wyruszamy na szczyt Wielkiej Sowy. Dobrze nam się idzie, mijamy jedno schronisko, potem spotykamy szlak fioletowy (!). Przed godziną 8 już jesteśmy na wielkiej Sowie. Wieża widokowa niestety jest czynna od 9.30; nie będziemy czekać na jej otwarcie. Oprócz wyliniałego czarnego kota na szczycie nie ma śladu żywego ducha. Sam szczyt - ciekawy, dobrze przygotowana infrastruktura, chociaż myślę, że w normalnych godzinach może tam być troszkę "ceprowoToungue" W schronisku Sowa, parę minut poniżej szczytu mamy plan zjedzenia śniadania, niestety - "całujemy klamkę" otwierają o 9tej. Schodzimy więc niżej, śniadanko jemy widokowo patrząc na Sokolec i górki. Zastanawiamy się... dobry czas, nie ma jeszcze 9, cały dzień przed nami- możeby zahaczyć jeszcze o sztolnie? Mamy do wyboru 3 części hitlerowskiego kompleksu Riese - Walim, Osówka i Włodarz. Wybór pada na tą pierwszą. Przejeżdżamy autkiem, chwilę czekamy i wchodzimy na teren kompleksu. Jest to część planu Hitlera o konkretnie nie poznanym przeznaczeniu - najprawdopodobniej miały tam być podziemne fabryki. Warto sobie uświadomić dramat ludzi z pobliskich obozów koncentracyjnych, którzy kopali te sztolnie praktycznie bez sprzętu. Bardzo miły przewodnik oprowadza grupę, jest niewiele starszy od nas więc bylo bardzo wesoło (np. wchodząc do sztolni spytaliśmy, czy możemy mieć swoje czołówki, a jak tak to czy będzie coś taniej Toungue)

Syci wrażeń jedziemy do Rybnicy Leśnej. Dojeżdżamy autkiem do schroniska Andrzejówka. Stożek Waligóry który wznosi się za schroniskiem wygląda hmmmm - dorodnieBig Grin. Podejście dało nam w kość - nie wiem czy widziałam bardziej strome kiedykolwiek, 15 ale za to jakich. Na szczycie - duszno, parno i, stada much. A że jedno z nas (tzn ja ) ma na pyłki alergię, więc szybko ze szczytu się ewakuujemy.

Za to schronisko Andrzejówka budzi w nas bardzo miłe uczucia. Na pewno tam wrócimy, bo ma niepowtarzalny -"górski" klimat. Po obiadku uderzamy dalej, tym razem naszym celem jest góra Chełmiec - najwyższy szczyt Gór Wałbrzyskich. Plan mało ambitny - wyjeżdżamy autkiem ile się daWink W Boguszowie gubimy się trochę w objeździe osiedlowym. Samo miasteczko jak dla mnie traumatyczne, wąskie uliczki, szaro, żeby nie powiedzieć - brzydko. Razem ze stacjami górniczej drogi krzyżowej dzielny ticuś pnie się pod górę, aż do szlabanu i rozejścia szlaków, Dalej już trzeba na własnych kopytkach. Pogoda nie za ciekawa do wędrówki, jest bardzo duszno, w powietrzu wisi jakaś burza. Na szczycie Chełmca - ceprowisko - rodzinne grillowanie, warcząca koparka, śmigające samochody elektrowni i zamknięta wieża widokowa. Nie, nie podobało nam się tam stanowczo, szybko więc uciekliśmy do autka. Przy samochodzie spotykamy kolarzy górskich, o średniej wieku ok. 60 lat. Rozmowa z nimi potrwałaby długo, gdyby nie czarne chmury na horyzoncie. Ale to oni polecili nam najlepszy sposób wyjścia na Snieżkę (która była w planach następnego dnia)

Śmigamy dalej, bo czeka na nas jeszcze Skalnik (Rudawy Janowickie) Wąskimi, ale wyasfaltowanymi dróżkami przez wsie podjeżdżamy pod schronisko Czartak. Szlakiem niebieskim idziemy na szczyt. Szlak nie wyróżnia się niczym szczególnym, sam szczyt również - jest nawet problem z jego odnalezieniem. Spotykamy parę turystów, po krótkiej rozmowie okazuje się, że oni również zdobywają KGP. Eh, fajnie się gadało, w końcu odnaleźliśmy resztki wieży widokowej z napisem Skalnik. Żegnamy się z nowymi znajomymi i idziemy na widokową wychodnię skalną trochę odpocząć. Chmurzy się, ale widać nasz jutrzejszy cel -Śnieżkę?Smile

Nagle pada hasło -niedaleko są jeszcze kolorowe jeziorka , czas dobry - jedziemy. Droga pozostawia wiele do życzenia (w życiu gorszej nie widziałam Toungue) - zamiast dziur w drodze trzeba było omijać fragmenty asfaltu. Same jeziorka- przepiękne, ale jesteśmy już trochę zmęczeni, więc wiele się nad nimi nie roztkliwiamy. Po jeziorkach - czas na przejazd do Karpacza. Jakbyśmy wyczuli problemy ze znalezieniem noclegu. Po całym dniu znaleźliśmy się jakby w innym świecie. Eh, w końcu rozbijamy się przy parkingu strzeżonym, dogadujemy z jego właścicielem. Wieczór chwila plątania się po mieście, jakiś obiad, trochę zaopatrzenia na następny dzień i grzecznie spać. (po spożyciu napoju turystycznego oczywiście Toungue)


Ten post był ostatnio modyfikowany: 17-11-2008 04:47 PM przez gosia3ek.

17-11-2008 04:43 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
gosia3ek
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
*****


Postów: 3,824
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Oct 2007
Status: Offline
Post: #53
RE: gosia3kowe lato

Dzień V
Przejazd: Karpacz - Szklarska Poręba - rozdroże Izerskie
Góry: Śnieżka, Wysoka Kopa

Wysypiamy się burżujsko i dopiero parę minut po 7 jesteśmy na szlaku. Po wczorajszych poradach decydujemy się na podejście czerwonym szlakiem przez Kocioł Łomniczki. Najpierw czeka nas jeszcze dużo trasy przez Karpacz. Jakoś w końcu nam się udaje, mijamy budę Karkonoskiego Parku Narodowego i już śmigamy prawdziwie po szlaku. Do schroniska pod Łomniczką dochodzimy tnąc czas z mapy o 1/3 Smile ale po płaskim było Wink W schronie nikt się nami nie zainteresował, więc spożywamy własny prowiant na zewnątrz. I w drogę... widok Królewny Sudeckiej przyciąga wzrok - podejście Kotłem, takie jak gosia3ki lubią najbardziej - dorodne i strome, ale wysokość się zdobywa błyskawicznie. Mijamy symboliczny cmentarzyk ludzi gór, dłuższą chwilę się tu zatrzymujemy. Chwila zastanowienia...

Idziemy dalej, szybciutko osiągamy Śląski Dom, cisza i spokój, ale nie ma jeszcze 9 tej. Korzystamy z okazji na zdjęcia bez wcinających się ludzi, a potem już tylko Śnieżka. Z najwyższego szczytu naszej wyprawy roztacza się widok zapierający dech w piersiach. Nie mówię, że chyba tam wrócę- tego jestem pewna. Nagle ruszają wyciągi - najpierw od czeskiej, a chwile potem od polskiej strony. I cisza, spokój na Śnieżce zamienia się we wspomnienie. Schodzimy więc troszkę w dół, chowamy się pod obserwatorium, i przez lornetkę oglądamy ceprów w różowych klapkach. Spędzamy na szczycie prawie 2 godziny - tak nam się nie chce ruszać. W końcu trzeba - Drogą Jubileuszową , potem Równią pod Śnieżką. Plan obiadowy był na Strzechę Akademicką, ale wycieczka dzieciaków z Niemiec skutecznie nam ten pomysł udaremniła. Nic to - 10 minut drogi do drugiego schroniska... Samotni. Piękniej usytuowanego schroniska chyba nie widziałamSmile

Pyszny obiadek, czyli kanapki z pasztetem i rozleniwienie - ruszać się nie chce, ale napływ ceprów skutecznie nas wygania z tego urokliwego miejsca. Niebieskim szlakiem schodzimy do Karpacza. Po drodze robimy jeszcze za Górską Informację Turystyczną udzielając wielu informacji. Śmiejemy się - 2 złote od odpowiedzi i będziemy bogaci Toungue Oglądamy kościółek Wang w Karpaczu. Niebieskim szlakiem przez Górny Karpacz, do autka pełzniemy. Wspólnie stwierdziliśmy, że Śnieżka nam tak nie dała w kość, jak to tachanie się po asfalcie. trochę się gubimy, slońce pali w karki, autobusu nie ma, drogowcy asfalt leją, ehhhh

W końcu, w końcu przy Ticusiu. Wracamy do siebie, ja jeszcze zamieniam parę zdań z właścicielką parkingu i jedziemy do Szklarskiej Poręby. Wita nas ona podobnie jak Karpacz, znowu problem ze znalezieniem noclegu. Po odwiedzinach na jednym niegościnnym polu namiotowym stwierdzamy(wkurzeni), że skoro tak to rozbijemy się byle gdzie w Izerach. Na wylocie ze Szklarskiej objawia nam się jednak Camping pod Klonem i to jest toBig Grin Świetne warunki, za jakieś parę złotych.

Godzina 17. Dzień wcześniej przyszedł nam do głowy pomysł "zamknięcia" Korony - ale do tego jest nam potrzebna cała sobota. A jeżeli chcemy jeszcze obejrzeć trój styk granic polskiej niemieckiej i czeskiejSmile Cóż, w takim razie, zamiast odpoczywać pakujemy się do ticusia i jedziemy na rozdroże Izerskie. Stamtąd zielony szlak prowadzi nas pod górę, jakoś jeszcze idziemy. Trzema kolorami szlaków, przez kopalnię kwarcu Stanisław, w prawo za czerwonym - na Wysoką Kopę. Do zakrętu czerwonego szlaku w prawo, a potem, jako że szczyt nie jest na szlaku - odbijamy pod górę. Do szczytu prowadzi dosyć wyraźna ścieżka, choć nie jest on oznaczony. Znajdujemy miejsce, gdzie wydaje się być najwyżej (zresztą sterta kamieni i gałęzi to chyba oznaczenie szczytu było) i uznajemy najwyższy szczyt Gór Izerskich za zdobyty. Dorzucamy swoje kamienie na stertę i powoli schodzimy Piękne są Izery... mają w sobie coś, nie wiem co.. ale wrócę tam jeszczeSmile Tą sama drogą schodzimy do autka, już w półmroku. Jesteśmy zadowoleni i szczęśliwi, jednak udało się przemóc zmęczenie. Zmęczenie daje nam się we znaki - szybko kładziemy się spać i nawet szum samochodów na drodze wojewódzkiej nam nie przeszkadza.


Ten post był ostatnio modyfikowany: 17-11-2008 04:55 PM przez gosia3ek.

17-11-2008 04:51 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
gosia3ek
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
*****


Postów: 3,824
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Oct 2007
Status: Offline
Post: #54
RE: gosia3kowe lato

Dzień VI
Szklarska Poręba - Świeradów - Frydlant (Cz) - Bogatynia - Porajów - Bogatynia - Frydlant - Świeradów - Jelenia Góra - Komarno - Świdnica - przeł. Tąpadła - Sulistrowiczki
Góry: Skopiec, Ślęża
Inne: trójstyk granic polsko - czesko - niemiecki

Wstajemy sobie - już lajtowo, wiemy że plan wyprawy wykonamy; zostały nam 2 szczytySmile i możemy sobie pozwolić na dodatkową, stukilometrową (w jedną stronę) wycieczkę do trójstyka. Skąd nam się ta mania nawiedzania trójstyków wzięła?? nie wiem, ale boję się, że niedługo wylądujemy gdzieś w Obwodzie KaliningradzkimBig Grin jak na razie byliśmy na trójstykach 2, ten był trzeci. Żegnamy z łezką w oku gościnny camping (jeszcze tu wrócimy, na pewno) zjeżdzamy do Świeradowa - Zdroju, gdzie przekraczamy granicę z Czechami.
Przez Czechy śmigamy sobie "na kreskę", żeby dotrzeć do "ogonka Polski", jak ja to zawsze nazywam. Niedaleko Bogatyni z powrotem wkraczamy w rejon naszego kraju, ogądamy sobie z drogi kopalnie odkrywkowe i śmigamy mając już po prawej granice niemiecką. Dojeżdzamy do celu - niedaleko Porajowa przejeżdzamy przez granicę czeską , po prawej widzimy flagi- to tutaj. Co prawda niemieckiej ziemi pomacać nie możemy (bo trzeba by się było przez rzekę przeprawić, ale niedługo będzie to już możliwe (jest tam budowany most w kształcie okręgu) Każdy trójstyk ma "coś" w sobie, ten mi się osobiście chyba najbardziej podoba. Dość długą chwilę spędzamy na trójstyku, wracamy do auta, Mieciura zaczyna boleć ząb Sad zżera tabletki, ale wiele nie pomagająSad Jeszcze się zatrzymujemy przy przejściu granicznym, idziemy "pomacać" Niemiec.. eeekwasny

Wracamy, z powrotem przez Czechy i ciekawa sytuacja w sklepie - robiliśmy zakupy w czeskim Lidlu, nie mieliśmy za wiele pieniędzy więc usiłowałam kobicie w kasie wytłumaczyć, że jak dojdziemy do takiej i takiej kwoty to zrezygnujemy z reszty zakupów - tyle, że robiłam to po angielsku, kobita mnie wysłuchała i powiedziała cyt: "Nic nie rozumiem":P Oprócz tego w lidlu ukradliśmy drewnianą skrzynkę i gosia3ek tak wziął tak inteligentnie cole spośrod zgrzewek, że wszystkie poleciały na ziemię Toungue to taki przerywnik. Przed granicą robimy jeszcze postój, "macamy czech" po raz ostatni i wracamy do PolskiSmile

Djeżdzamy do Swieradowa i "mniej uczęszczanymi drogami" jedziemy do Komarna w Górach Kaczawskich, za Jelenią Górą. Ehhh i sytuacja , Krzysiek prowadził, ja tak patrzę- jemu się oczy zamykają, mówię -nie śpij otwiera oczy - "przecież nie śpię"- autopilot. Gdy się to powtórzyło;trzeba było się zmienić za kierownićą. I jedziemy dalej. Mieciur śpi , a ja sobie przeklinam na rozwiązania drogowe Jelonki (z całym szacunkiem Smoku), dojeżdzamy do Komarna , pod Skopiec. Zmieniamy szlak z żółtego na niebieski, kilkaset metrów, jesteśmy na przełączce pomiędzy Skopcem a Barańcem, sam szczyt nie jest na szlaku,tylko trzeba w las odbić. w sumie sami nie wiemy do końca gdzie on był - przedzieraliśmy się przez młody las świerkowy, aż w końcu stwierdziliśmy -dość i wróciliśmy na przełęcz, skąd roztacza się urokliwy widok na góry Kaczawskie.

Oboje już bardzo zmęczeni decydujemy się na ostatni, heroiczny wręcz wysiłek - zdobycie najniższego szczytu wyprawy czyli Ślęży. Dojeżdzamy na przełęcz Tąpadła (przez Bolków i Świdnicę). Hmmm, gdzieś tu miał być camping, pole namiotowe? szukamy pytamy - ni ma.. cóż, najpierw Ślęża , potem się zobaczy. Mieciurny dalej z tym bolącym zębem, tu już typowo wyszliśmy "żeby zaliczyć". (ale to też sprawia, że mam ochotę wrócić) W międzyczasie na dojeździe zaczyna padać? nie, lać, ulewa , ale fajnie bo parne powietrze trochę się zrobiło bardziej rześkiSmile Żółtym szlakiem, szybciutko osiągamy Ślęże - plan wykonany, ale jesteśmy tak zmęczeni, że nie mamy siły się cieszyć nawet. Wracamy do autka i zjeżdzamy do ludzi, mieciurny ząb boli coraz bardziej i zaczynamy się martwić co dalej.. czy nie trzeba będzie zrezygnować z planów i wrócić prosto do domu?? Coż.. zobaczymy... znajdujemy nocleg na campingu nad zalewem w Sulistrowiczkach. Nasz największy błąd tej wyprawy, jak się okazało. Było cicho i spokojnie, cieszyliśmy się, że się wyśpimy, był już półmrok i myśleliśmy o pojściu spać. Gdy nagle obok nas rozłożyła się ekipa imprezowo nastawiona i do 3 w nocy cały camping nie spałSad zważywszy na nasze wymęczenie i to , że mieliśmy przed sobą 600 km za kółkiem, powierdzieć że byliśmy wq... to małokwasny


Ten post był ostatnio modyfikowany: 17-11-2008 05:07 PM przez gosia3ek.

17-11-2008 05:02 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
gosia3ek
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
*****


Postów: 3,824
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Oct 2007
Status: Offline
Post: #55
RE: gosia3kowe lato

Dzień VII, ostatni - powrót do domu "po naszemu" Toungue
Trasa: Sulistrowiczki - Wołczyn - Radomsko - Kielce - Święta Katarzyna - Kielce - Pacanów - Tarnów - Nowy Sącz
Ten dzień, ostatni już, głównie był za kółkiem, ale działy się też rzeczy ciekaweSmile
Ano, zastanawiamy się czy naszym "bliźnim" słodko śpiącym obok nie zrobić pobudki w ramach "rewanżu" za darcie się w noc.. szkoda nam jednak pozostałych ludzi na campingu. Wsiadamy więc w dzielne autko i śmigamy . Najpierw drogami mniej uczęśczanymi, potem na wojewódzką, w końcu na krajową 39 - w stronę KielcToungue Łysica- tak, tak, tego szczytu nam jeszcze brakowało!! Po drodze szukamy miejsca, gdzie by się można było zatrzymać na śniadanie - nic!! Totalnie nic, w końcu dopadamy stację orlen, jemy hot-doga na pół, ja popijam kawą i w drogę.
Strasznie się nam dłuży trasa, zwłaszcza że to sobota, co chwilę na drodze jakieś kombajny ciągniki czy inne takie. W końcu nawet ticuś ma dość, spada nam lusterko wewnętrzne, co znacznie utrudnia prowadzenie - zatrzymujemy się w środku lasu , szukamy elementy, który by mógł posłużyc za podkładkę, w końcu znajduję flaszkę po wódce - nakrętka się nadała.. tu się przyklepało tu przygniotłoWink I w drogę - oboje "męczymy" kolejne kilometry... ile i ile jeszcze? w końcu w porze obiadowej gdzieś za Radomskiem dopadamy knajpę przy stacji i jemy normalny posiłek. Ja już byłam do tego stopnia wycięta, że nie iałam ochoty na nic i kręcilo mi się w głowie tylko- mieciur podobnie. Po wypasionym obiedzie doszliśmy do siebie i bezboleśnie dojechaliśmy do Kielc, a potem do Świętej Katarzyny.
Szybkim krokiem śmigamy na Lysicę. Osiągamy ją po połowie czasu przewidzianego na mapach. i w końcu - jeeeest Toungue Korona nasza!! radość? mimo zmęczenia, nawet nie dochodzi jeszcze to do nas - jesteśmy w elicie! ludzie przebywający na szczycie patrzą na nas dziwnie - cieszą się jak dzieci, gratulują sobie.. a przecież zdobyli tylko szczyt mający 612 mentów ?cóż, oni nie wiedzą? raczymy naszych znajomych tą radosną nowiną... pukanie się w czoła dochodzi jak echoToungue
Miło się siedzi, ale przed nami jeszcze 200 km z okładem. Schodzimy więc do dzielnego ticusia, i ruszamy, zaczyna padać - ulewa generalnie,s zybko jednak wyjeżdzamy z chmury i kierujemy się już "normalnie" w stronę domu. Na jednej ze stacji CPN pod Kielcami budzimy powszechne zdumienie, gdy robimy sobie postój, rozkładamy karimaty i przepakowujemy plecaki Toungue
I dalej. po drodze niewiele brakuje żeby nas zwinęły policyjne tajniaki (zgadnijcie kto wtedy piratowalToungue), pod Wojniczem widzę na drodze rowerzystę krótego nie było (znak że czas się zmienić za kierownicą)- (w sumie lepiej widziec rowerzyste którego nie ma, niż nie widziec rowerzyty który był, prawda?Toungue). Nawet ticuś ma dosyć, hamulce powoli odmawiają posłuszeństwa, ostatnie 50 km krzysiek hamuje już biegami... całe szczęście, ze dzielny samochodzik wytrzymał i działał prawie do końcaSmile

Ogółem- zrobiliśmy prawie 1800 km w tydzien, zyskaliśmy u znajomych opinię swirów, którzy z Wrocławia do Nowego Sącza wracają przez Kielce, wrociliśmy bardziej zmęczeni niż pojechaliśmy, zobaczyliśmy ogromny kawał świata, spotkaliśmy masę ludzi, o każdych górach w polsce jesteśmy już w stanie coś powiedzieć... czy było warto?? Co to za pytanie, jasneToungue


Ten post był ostatnio modyfikowany: 17-11-2008 05:15 PM przez gosia3ek.

17-11-2008 05:10 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
Edyta85

*****


Postów: 2,593
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Aug 2008
Status: Offline
Post: #56
RE: gosia3kowe lato

jasne że bylo warto. tak samo jak było warto czekać na kolejną relację. Troche się zeszło z jej napisaniem, ale powtórzę warto było czekać.



"Jeżeli kobieta chce się realizować, wszystko jedno w jakiej dziedzinie, wcześniej czy później stanie przed wyborem między swoimi dążeniami a związkiem uczuciowym. Bo jeśli nawet partnerzy patrzą w tą samą stronę najczęściej widzą coś innego." E. Matuszewska
17-11-2008 05:15 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
gosia3ek
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
*****


Postów: 3,824
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Oct 2007
Status: Offline
Post: #57
RE: gosia3kowe lato

I jeszcze parę słów względem zakończeniaSmile
Tak samo jak większość z Was nie lubie wychodzić i schodzić tym samym szlakiem, "zaliczać" szczyty, biegać od jednego do drugiego z "wywieszonym ozorem"

Wiem, że niejeden z Was spojrzy na naszą wyprawę z politowaniem - eee, co to za "wyprawa", pojechali autem, wyszli, zeszli tym samym (najczęściej najkrotszym) szlakiem i pojechali dalej.

Mówię od razu. Mnie też taka forma "poznania" Sudetów nie odpowiada. Nigdy nie trwierdziłam , że można całe tak ogromne pasmo poznać w 6 dni. To tak, jakby ktoś probował - poznać Karpaty, wychodząc tylko na 11 szczytów Korony Gór Polski. To tak jakby ktoś powiedzial: znam Bieszczady, byłm na Tarnicy, znam Beskid Sądecki - byłem na Radziejowej, znam Tatry bo byłem na Rysach.

Oprócz szczytów górskich w Sudetach znajduje się ogrom dziedzistwa kulturalno - historycznego, nie sposób by było go całego poznac przez rok, a co dopiero mówić o kilku dniach? Chcieliśmy go jednak chociaż trochę "liznąć". Na tę pierwszą naszą wycieczkę w tamte rejony pojechaliśmy " z głupa", nie rezerwując noclegów, mając tylko trasę, listę szczytów i to co chcielibyśmy oprócz gór zobaczyć. Chcieliśmy obadać miejsca, poznać trochę ludzi - zobaczyc, gdzie warto wrócić.

To jest jeden z powodow dla których taka a nie inna forma. Niejako była to wycieczka "przygotowawcza" do własciwej po Sudetach plątaczki. Drugi - powiązany ; bo nigdy w Sudetach nie byliśmy, chcieliśmy zobaczyć jak najwięcej i być w jak największej ilości miejsc, wszystko nas ciekawiło i niczego nie chcieliśmy odpuścić. Przypłaciliśmy to zmęczeniem. Trzy - fundusze. planując tę wyprawę nie wiedzieliśmy czy jeszcze kiedyś przyjedziemy w te rejony (teraz już wiemy że takSmile) No i ostatni, najważniejszy powód - bo Korona Gór Polski była naszym marzeniem, a marzenie trzeba realizować za wszelką cenę Smile

Co więcej?? Może to, że w przyszle wakacje jedziemy znów - minimum na tydzień Big Grin


Ten post był ostatnio modyfikowany: 17-11-2008 05:23 PM przez gosia3ek.

17-11-2008 05:20 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
mieciur
- - user - -
*****


Postów: 1,892
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Feb 2008
Status: Offline
Post: #58
RE: gosia3kowe lato

ehh super relacje Smile aż sie łezka w oku kręci jak sobie to wszystko przypominam Smile też powiem, że warto było, że nasze marzenie o zdobyciu KGP zrealizowaliśmy - a szczyty zdobywaliśy ładne parę lat. Może to nie jest Korona Tatr, Himalajów czy Świata ale dało to nam straszną satysfakcję że COŚ osiągneliśmy ! Zobaczylismy kawał świata, doskonale współpracowaliśmy i pomagaliśmy sobie. Jednym słowem było super. I jaka ta Polska jest ładna - niech mi tylko ktoś spróbuje powiedzieć że u nas w kraju nie ma gdzie jechać na wycieczkę !
A teraz odemnie.
Do relacji w zasadzie nie mam nic wiele do dodania - gosia3ek wspaniele to opisała.
Zrobilismy dokładnie:
1730 km (autem) w tydzień
spaliliśmy 81,371 l paliwa (prawie 3 zbiorniki w aucie)
koszt wyprawy zamknął się w kwocie ok 500 zł (na osobę)
zdobylismy 18 szczytów do KGP

Autko się naprawde dzielnie spisało - dopiero ostatniego dnia padł cylinderek hamulcowy w tylnym kole i Ticus jak "ranne zwierze" zaczął tracić płyn hamulcowy, skuteczność hamulca systematycznie się pogarszała, ale i tak kilkaset km przejechalismy. Tyle że do Nowego Sącza wjechałem już bez hamulca który w tym momencie stał się tylko "zwalniaczem" Smile
Ale wspomnienia i to co się działo na tej wyprawie - BEZCENNE !! Smile


17-11-2008 08:59 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
Stasiu

*****


Postów: 17,631
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Mar 2008
Status: Offline
Post: #59
RE: gosia3kowe lato

Dzięki Gosia. Drugim razem ale uprzedź, że piszesz książkę. Raczej zrób większe przerwy. Big Grin
Do drugiej fotografii w poście 54 - jest tam godło państwowe Republiki Czeskiej. Wiecie, że jedynie w nim z godłów heraldyckich, jest znak Śląska - czarny orzeł?

gosia3ek napisał(a):
Wracamy, z powrotem przez Czechy i ciekawa sytuacja w sklepie - robiliśmy zakupy w czeskim Lidlu, nie mieliśmy za wiele pieniędzy więc usiłowałam kobicie w kasie wytłumaczyć, że jak dojdziemy do takiej i takiej kwoty to zrezygnujemy z reszty zakupów - tyle, że robiłam to po angielsku, kobita mnie wysłuchała i powiedziała cyt: "Nic nie rozumiem":P


Mnie zawsze smuci, kiedy słowiańskie narody, językowo podobne, muszą się domawiać anglosaskim językiem Sad



Góry się nie zdobywa, góry nas wpuszczają.

Ten post był ostatnio modyfikowany: 17-11-2008 10:09 PM przez Stasiu.

17-11-2008 10:04 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
Hella

*****


Postów: 1,966
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Aug 2007
Status: Offline
Post: #60
RE: gosia3kowe lato

Ech...
I tylko tyle napiszę, bo po takiej historii nie chce się już brać za robotę ( a qrczę jest dopiero!!! 8.30 Shy ).

Dzięki za podróź w czasie i przestrzeni.

I gratulki wspaniałej przygody ofkors.



"... Snuj marzenia tak, jakbyś miał żyć wiecznie;
żyj tak, jakbyś miał umrzeć dziś..."
18-11-2008 08:27 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
Odpowiedz  Napisz temat 



Pokaż wersję do druku
Wyślij ten temat znajomemu
Subskrybuj ten temat | Dodaj ten temat do ulubionych

Skocz do: