Odpowiedz  Napisz temat 
Trochę historii nikogo nie zabije
Autor Wiadomość
Stasiu

*****


Postów: 17,631
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Mar 2008
Status: Offline
Post: #1
RE: Trochę historii nikogo nie zabije

Cd....

Kontynuowanie relacji... Jeżeli pociąg ruszał dalej w stronę ND (już z członkami PS) - ładna kraina z mokradłami, gdzie przepływa Zimna Wełtawa - dojechał do mostku przez rzeczkę Světlá (Światła), gdzie na 68,900 km odcinku tory przecinała ściana sygnalizacyjna (patrz mapy). Tutaj znów pociąg się zatrzymał, pogranicznicy otworzyli wrota ściany sygnalizacyjnej i wpuścili pociąg do ND (zakazane pasmo) już niepilnowany. W ND obsługa transportu odczepiła naładowane wagony i zabrała rozładowane, dowiezione z przeszłego dnia. Z pustymi wagonami odjechali z powrotem do wrót, gdzie czekali pogranicznicy. Ci zamknęli wrota i pociągiem zabrali się na kompanię.

Między tym w ND pracownicy niemieckiej firmy Kusser przeładowali drewno na niemieckie samochody, które w tym celu zajeżdżały na teren Czechosłowacji. Kierowcy i pracownicy musieli mieć płatne paszporty.

Zarządcy firmy Kusser musieli do przodu zgłosić imiona pracowników, którzy będą pracowali na terenie Czechosłowacji. Ci byli sprawdzani kontrwywiadem, czy nie chodzi o ludzi nieprzyjacielsko nastawionych do CSRS. Samotne rozłączanie pociągu przebiegało bez nadzoru pograniczników, którzy pozostali u wrót na Światłej. Jednak u samotnego rozładunku drewna byli jak zastępcy niemieckiej i czeskiej firmy, tak i członek PS (oficer).

I znów posłuchajmy wypowiedź jednego byłego członka PS... Relację opuściliśmy w miejscu, kiedy mógł kierować lokomotywą. Po przyjeździe do ściany sygnalizacyjnej, dowódca patrolu zgłosił sygnalistowi na kompanii otwieranie wrót. Dalej już pociąg jechał bez nadzoru. Patrol po przejechaniu pociągu i po zamknięciu wrót przechodził na stanowisko P-5 (Piket) wymienić załogę. Zmieniony patrol powracał tą samą drogą do wrót. Kiedy pociąg z pustymi wagonami powrócił, otworzyli wrota, przeprowadzili/nie przeprowadzili kontrolę (kto by do Czechosłowacji uciekał a szmuglować towar można było innym sposobem). Przyjechali do kompanii, tam zgłosili sygnalistowi przyjazd, za zezwoleniem dozorcy kompanii otworzyli przerzutkę i pociąg odjechał w kierunku Stożca. Patrol zgłosił zakończenie służby, oddał klucze od przerzutki, jedzenie, stary (służbowo starszy z patrolu) poszedł spać, młody miał wolne...

Zakończenie relacji... Z powodu tego, że pracownicy kolei poruszali się za żelazną kurtyną i bezpośrednio obok granicy (50 m) nie byli pilnowani, jest ciekawe, że za całą dobę funkcjonowania przeładunku drewna nikt nie wykorzystał tej możliwości i nie uciekł za granicę.

Dodajmy jeszcze, że do początku lat 80-tych, do doby, kiedy przesunięto ścianę nad rzeczkę Światła i osadzeniem przerzutki na stacji ?Wełtawa?, była odprawa pociągów towarowych w ND prostsza. Kompania była usytuowana w ND (patrz mapy). Druty i przerzutka były tutaj umieszczone. Kontrola przebiegała na przystanku przed przerzutką (jeszcze dzisiaj są widoczne słupy lamp, które oświetlały kontrolowany pociąg.
    - czerwonymi kreskami jest wyznaczone, gdzie zatrzymywał się pierwotnie pociąg, widać nawet słupy oświetlenia (na http://www.mapy.cz można to sobie więcej przybliżyć)
Przeładunek odgrywał się już za drutami i bez nadzoru

Jeszcze na zakończenie parę osobistych momentów byłego członka PS na Stożcu...
Jak już to bywało zwyczajem, służba nie obyła się bez kłopotów... Stracony klucz od przerzutki, który szukała niemal cała kompania w zawiei.., śpiący wartownik na stójce przed kompanią, któremu przejechał pociąg. Stary (tym razem oznaczenie dowódcy kompanii) sprawdzał,dlaczego pociąg nie nadjeżdża, aczkolwiek jest zgłoszony, pytał się stójki i ta się zaprzysięgała, że nic nie przejechało. Stary położył telefon i kręcił głową, kiedy odezwał się huk lokomotywy stojącej pod kompanią. Załoga nie chciała po godzinie już dłużej czekać...W roku 1984, współwojownik zgłosił kontrolę pociągu, odemknął przerzutkę (jednak błędnie), pociąg na nią najechał i był w lesie.. W następstwie musiał przyjechać specjalistyczny dźwig do ponownego wyprostowania lokomotywy. Dowódca straszył współwojownika, że ten dźwig wraz z manipulacją wykolejonego pociągu będzie musiał zapłacić. On już był zrozumiany, że raczej ?podpisze wojnę? (wstąpi do wojska zawodowego jako podoficer), niż by musiał płacić do końca życia. Później to ponoć uregulował jeleń z naszego rewiru dla naczelnego kolei (u tego jednak nie byłem)...

Doszło też do tragicznej sytuacji, która wydarzyła się też w roku 1984 i u tego byłem i do końca życia to mam przed swoimi oczami.

Moi "supři" (supracy) (moja notatka - kolejny slangowy wyraz dla żołnierza, który służył już ostatni półrok, suprák - już wszystko zna, na wszystko kicha i czeka z niecierpliwością na odejście do cywilu) poszli na jedną z ostatnich patroli, dowódca patrolu, wiodący psa i pies Garry. Dowódca patrolu dał sygnał do odjazdu, ale Garry był jeszcze pod pociągiem. Przejechało mu to łapkę.

Biedaczysko pies leżał na torach i jego narzekanie niosło się aż do wybiegu pozostałych psów. Psy musiały zostać uwiązane daleko w lesie, żeby się uspokoiły. Sytuacja wyjątkowa. Stary chciał cierpiącego psa od razu zastrzelić, ale było mu rzeczone, że to jest pies służbowy i musi się poczekać na przyjazd papałów od batalionu z Volar. Potem jakaś ?guma? (moja notatka ? wulgarne słowo oznaczające oficera zawodowego, który bez asertywnego zachowania się, używania własnego rozumu i logiki twardo żądał wypełnienia dyscypliny i porządku wojskowego; kiedyś często słowo wymawiane na niepopularnych oficerów) zadecydowała, że uśpić psa, ale na brygadzie w Suszycach. Jechałem jako "zobák" s psem i oficerem kompanii. Pies otrzymał jakieś leki odurzające i był opatrzony. Po przyjeździe odniosłem go na stół weterynarii brygady, gdzie kolejna "guma" go zbadała i powiedziała uśpić. Podczas obcinania łapki dla podania zastrzyku pies się ocknął i do śmierci nie zapomnę te jego smutne oczy, on to odczuwał, że to koniec dla niego. Po zastrzyku mu głowa klęsła i ja go miałem odnieść. Po mym zapytaniu gdzie, "guma" pokazała brodą na zewnątrz i powiedział kontejner. Tam go położyłem (nie rzuciłem) i ostatni raz pogłaskałem. W drodze powrotnej milczałem i rozmyślałem nad głupotą naszych nadrzędnych. Nasz dowódca to chciał od razu rozwiązać, ale przepisy są przepisami.

Cdn.... w jakimś kolejnym temacie o zadrutowanej Szumawie



Góry się nie zdobywa, góry nas wpuszczają.

Ten post był ostatnio modyfikowany: 16-01-2018 06:50 PM przez Stasiu.

16-01-2018 06:49 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
Odpowiedz  Napisz temat 

Wiadomości w tym temacie
RE: Trochę historii nikogo nie zabije - Stasiu - 16-01-2018 06:49 PM



Pokaż wersję do druku
Wyślij ten temat znajomemu
Subskrybuj ten temat | Dodaj ten temat do ulubionych

Skocz do: