Na takim kursie była Olka i rob.
Mało on nie kosztuje bo 450 zł + noclegi. Trwa 3 pełne dni. W piątek w schronisku a później juz góry.
Prowadził Waldek Niemiec.
I w pełni mogę go polecic (i kurs i Waldka).
W grupie do 6 osób, cały sprzęt zapewniał Waldek. Od 9 do 16-17 w górach, wieczorem wykłady-pogadanki.
Czy sie można wiele nauczyc? Wiadomości jest bardzo wiele i to bardzo cennych jeśli ktoś zamierza chodzić po górach, zwłaszcza tych niecałkiem zalesionych i niskich. Ale sam kurs nie wystarczy. Po prostu trzeba to utrwalać.
Wczoraj na grani z asekuracja lotną było niesamowicie. Dla kogoś kto sie wspina to pewnei rutyna. Ale dla nas, adeptów kursu, było to cos nowego. Jak to powiedział Ludek: No, zafundowałeś mi prawie Mont Blanc.
Idzisz po drodze o szerokości może 50 cm, w sniegu po kolana a z obu stron masz bardzo strome ściany, prawie nieośnieżone. No i ta przestrzeń pod tobą robiąca tak olbrzymie wrazenie. A później na wierzchołku: miejsca może tyle co na stole i 6 osób wpiętych do stanowiska!
Mnóstwo dobrej zabawy i humoru.
Ćwiczyliśmy jak sprawnie poruszać sie w rakach, jak wspiać sie na ścianę lodową i jak z niej zejść, jak założyc stanowisko na takiej ścianie zeby bezpiecznie zjechać. Jak używać czekana. To było na takim niewielkim lodospadzie nad Zamarzłym Stawem. W sobote.
W niedziele było wpadanie do szczeliny i nauka co dalej: jak sie samemu wydostać. Jak wydostac ranną osobę. Jak założyc stanowisko zjazdowe i jak odzyskać sprzet który uzylismy do zbudowania tego stanowiska. Wszelkie przydatne węzły i wpinanie, wypinanie itd tez były uczone. Oswajanie z przestrzenią:
Waldek: Boguś, skacz a później wychodź sam.
Bagdan: Zaraz, zaraz, tu jest stromo i wysoko. Poczekaj, przykucnę i jakoś sie zsunę do tej kosówki a później pojadę po tym śniegu...
Waldek: Bogus skacz, bo...
I przy małej pomocy poleciał Boguś. A później to juz nawet ne pytał tylko mówił: no to lecę.
Dodam, że Boguz był przywiązany liną. I przeżył kurs. To nie był odruch desperacji.
Choć tak czasem zastanawiałam sie jak Waldek wytrzymywał. Tłumaczył i tłumaczył a my swoje. Ja np nie chciałam przewrócić sie głową w dół oblodzonego stoku i sprawdzic czy potrafię wychamować. Byłam pewna ze nie. Więc po co sprawdzać. Waldek mnie "zachęcił" i wiecie ze w desperacji wyhamowałam? I to podobno poprawnie!
W poniedziałek nauka jak użyć czekana na stromym zboczu zeby nam pomagał a nie przeszkadzał a co więcej ni ezranił. Hamowanie upadków w różnych pozycjach. Później zasady poruszania sie po lodowcu i po stromych graniach, asekuracja lotna. No i wycieczka na Wierch pod Fajką.
Takie kursy sa potrzebne. Nabiera sie pojęcia jak mało sie wie i jak mało sie potrafi i jak wiele się trzeba nauczyć. Pewnei połowy z tego wszystkiego nei umiałabym teraz powtórzyc ale od czegoś trzeba zacząć pod okiem fachowca.
W ciemno mogłabym ponownie jechac. I Was zachęcam.
A zdjecia będą jak mi tylko je prześlą...