Przez śniegi Tatr Niżnich - luty 2018
|
Autor |
Wiadomość |
Pedro
Administrator
Postów: 5,508
Grupa: Administratorzy
Dołączył: Jul 2006
Status:
Offline
|
|
18-02-2018 04:10 PM |
|
|
Pedro
Administrator
Postów: 5,508
Grupa: Administratorzy
Dołączył: Jul 2006
Status:
Offline
|
RE: Przez śniegi Tatr Niżnich - luty 2018
Budzę się gdzieś koło 6 rano. Odchylam zmrożoną zasłonę w oknie naszego płóciennego hotelu. Patrzę i patrzę i wydaje mi się, że jest jakby ładniej niż co dzień rano z okna mojego mieszkania. Tatry od Łomnicy i Sławkowskiego gdzieś po dalekie partie Tatr Zachodnich. Zmobilizowany wychodzę ze śpiwora. Oj to najgorszy moment zimowego biwaku. Koledzy z namiotu obok czają się już na wschodzące słońce z aparatami opatuleni w puchówki i grube rękawice. Faktycznie jest pięknie.
Większość okolicznej Słowacji leży jeszcze pod pierzyną mgieł. Pasuje mi taki układ, że ja nie jestem w tej większości. Idziemy to w jedną to w drugą stronę od namiotów. Fajna chwila. Chyba to jedna z tych właśnie dla których jeździ się zimą w góry. W dodatku jest praktycznie bezwietrznie! Można by rzec taka mroźna sielanka. Brakuje tylko w ręce grzanego piwa albo wina.
Śniadania w naszej restauracji wydają od 7.30 rano. Idziemy zatem na znaną nam salę. Trzeba wszak zaznać i kulinarnych rozkoszy. Po drodze oczywiście nabieramy śniegu do jetboila. Dzisiaj zamiast zupy mlecznej i sernika mamy suszone chili con carne. Cokolwiek kryje się pod tą magiczną nazwą. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że jak dla mnie we wspomnianej potrawie trochę za twarda była czerwona fasolka.
No dobra. Śniadanie zjedzone, trzeba zwijać graty i ruszać w drogę. Koledzy z Polski - Tomek i Michał wracają na dół. My musimy dołożyć kolejną cegiełkę do pozostałych ponad 80 kilometrów. Dziś jednak profil naszej trasy jest całkiem inny niż wczoraj. Taki przyjaźniejszy. No i wygląda że nie musimy przecierać. Jakiś ślad jest Cieszę się również, że są ślady skuterów. Tomek twierdził, że w ogóle ich w nocy nie słyszał. Przez chwilę już się zacząłem bać, że może mi się tylko śniło że piłem borovickę. Chyba jednak całe szczęście piłem ją naprawdę!
Mgły podnoszą się do góry trzeba się spieszyć ze zdjęciami. W okolicach Bartkovej jesteśmy już jednak znów w szarości. I tak jest jednak przyjaźniej niż poprzednim razem w gradzie. Pewnie co poniektórzy pamiętają.
Dochodząc w pasmo lasu słońce jakby znów coś chciało nam jeszcze wynagrodzić. Znów zwalniamy kroku robiąc zdjęcie to tu to tam. Kręgosłupy nasze nie cieszą się jednak z tych widoków. Na robienie zdjęć nie zdejmujemy plecaków. Trzeba jednak było wezwać Fazika!
Andrejcova to teraz dla nas słowo klucz marzenie. Niby kilometrów nie tak dużo jeszcze za nami ale utulnia działa jak magnes. Ciepło będzie, jest szansa na piwo, można sobie spokojnie usiąść, no i ten klimat chaty He jak niewiele człowiekowi czasem potrzeba do szczęścia. A i zapomniałbym. Jest tam jeden z dwóch wychodków szczęścia na trasie
W utulni spotykamy gospodarza. Ponoć teraz jest tam co weekend. Oferuje nam od razu zupę soczewicową i oczywiście piwo. Korzystamy z obydwu ofert. Są też tutaj nasi znajomi Słowacy z Kralovej. Bijemy się znów z myślami. Idziemy na Sedlo Priehyba i rozbijamy namiot czy też zostajemy tutaj na noc, na materacach. I z kozą! Na drzewo oczywiście. Hehe, jak myślicie co postanowiliśmy?
Wyciągamy śpiwory i urządzamy drzemkę. W międzyczasie gospodarz pakuje swoje bety i zabiera się na dół na nartach. W zamian za przychodzi jakiś Słowak w wieku może pod 30 lat. Początkowo taki trochę małomówny ale wieczorem pod wpływem różnych napojów turystycznych staje się trochę bardziej wylewny. Opowiada trochę o swoich samotnych nocnych eskapadach. Taki trochę harpagan wydaje się być. Dodatkowo ubrany w koszulkę z jakiegoś heavy metalowego koncertu z długimi włosami. Koniec końców idziemy spać. Zasypiamy.
Nagle wyrywam się ze snu słysząc przeraźliwe jęki jakby kogoś wilki zaatakowały i właśnie zagryzały na śmierć. W ułamku sekundy wraca świadomość, że my sami w głuszy jakiejś a tu ciemno, czołówki nie mogę znaleźć. Dalej jest całkiem ciemno. Jęki, krzyki, wrzaski nie ustają. Puls wzrasta. Tomek też się budzi ma gdzieś pod ręką czołówkę zapala nerwowo. Świeci w stronę jęków. Słowak nasz ma koszmar jakiś. Muszę przyznać bardzo realistycznie krzyczy! My krzyczymy teraz na niego. Nie daje to nic. Koszmar chyba jednak powoli kończy się sam. Włączam komórkę, chcę sprawdzić godzinę. Na ekranie zapala się 0:00. Hehehe, dobranoc!
Górskie Forum Internetowe - Górski Świat (http://www.gorskiswiat.pl)
|
|
18-02-2018 04:16 PM |
|
|
Pedro
Administrator
Postów: 5,508
Grupa: Administratorzy
Dołączył: Jul 2006
Status:
Offline
|
RE: Przez śniegi Tatr Niżnich - luty 2018
Rankiem budzi nas budzik. Planowany z telefonu jakby co. W utulni jest już trochę zimno, próbuję rozpalić kozę ale coś nie wychodzi. Odpuszczam. W końcu przecież za godzinę wychodzimy. Słowak też się budzi. Poranne zbieranie. Za oknem jednak szaro, chmury przykrywają całą okolicę. Na pocieszenie nie trzeba topić śniegu. Źródełko pod utulnią dość żwawo tryska wodą. Plecaki po dwóch dniach robią się już jakby ciut lżejsze. Minusem jest to, że jesteśmy po dwóch dniach tam gdzie przy bardzo optymistycznych założeniach chciałem być po jednym dniu, a bardziej realnie po półtora dnia chodzenia. No nic to.
Słowak wychodzi przed nami. Idzie z buta, trochę się dziwię bo mówi, że chce dziś próbować dojść na Certovicę. Nie ma rakiet, nie ma namiotu. Szaleniec? No ale dobra, może to my takie cieniasy jesteśmy a ten harpagan tam dojdzie
Wychodzimy i my. Kolory towarzyszące nam wszech i wobec to szary i biały. Śladów mniej niż wczoraj ale za to ślady Słowaka są chwilami wyraźne. Znaczy głębokie Jak dobrze, że mamy rakiety!
Najpierw Sedlo Priehybka. Poznaję kamień na którym wygrzewałem się w słońcu z piwkiem w ręku. He, ale się pozmieniało Podchodzimy teraz pod Velką Vapenicę. Trochę niucha wiatrem. Nawet ubieram kurtkę na podejście. Jest niezbyt ciepło
Dodatkowo jakby nie tyczki to tylko GPS by pozostał w określeniu prawidłowego kierunku. Jak ktoś tu był to wie jaka jest bezsensowność tego szczytu. Wychodzi się na 1690 metrów tylko po to żeby w godzinę zejść na 1190 metrów i później od razu zacząć z powrotem podchodzić na 1600 metrów. Coś się natura nie mogła zdecydować czy tu ma być szczyt czy przełęcz. I później chodź po czymś takim!
Na zejściu wielu śladów już nie ma. Są pojedyncze po nartach, są też po butach zapadającego się Słowaka no i teraz my robimy ślady w rakietach. Zejście strome. W pewnym momencie tracę śnieg pod nogami i przychodzi czas by wygramolić się ze śniegu z małym domem na plecach i rakietami na nogach mając głowę niżej niż nogi. Schodzi mi chyba z minutę lub dwie. Tomek przypatruje się z tyłu moim akrobacjom. Zaskoczeniem dla mnie jest jednak fakt, że jak już ruszyłem Tomek wywija orła dokładnie w tym samym miejscu co ja. Teraz kolej na niego. Urlop wypoczynkowy trwa w najlepsze myślę sobie A mogłem sobie siedzieć jak człowiek w pracy!
Dochodzimy wreszcie na Priehybę. To najniższy punkt na trasie. Tomasz wyciąga magiczne dwie szklane małe buteleczki z wódką o smaku pigwy. Czy ja kiedyś nie będę myślał o Karabinach pijąc coś pigwowego? Heheh, chyba nie ma szans! Karabiny południe Polski czeka na Was!!! Come back!!!
Opuszczamy przełęcz. Teraz znów do góry. Kto tu był ten wie, że tu do góry to jest w pełnym tego słowa znaczeniu. Plusem jest to, że szybko opuszczamy chmurę w której znajdowało się Sedlo Priehyba. Szaro jest dalej ale przynajmniej znów coś widać.
Po pierwszym większym podejściu teren się trochę prostuje, tzn. dalej jest do góry ale tak już po ludzku. Najpierw zdobywamy szczyt Kolesarova. Teraz to już można powiedzieć, że jesteśmy w tej największej niżniotatrzańskiej dziczy. Bliżej też już nam zdecydowanie do Certovicy niż do Telgartu. Wraz z wysokością która wzrasta widzimy, że Słowak nasz zapada się coraz głębiej w śniegu. Pod Oravcovą patrzymy a tu schodzi z powrotem nasz kolega od nocnych koszmarów. Mówi, że szedł po śladach nart ale te na Oravcovej zjechały w dolinę a on nie ma namiotu i jest już mocno zmęczony. Wraca po swoich śladach na Priehybę i dalej w dół do cywilizacji. No to w sumie kawałek jeszcze ma.
Podchodzimy na Oravcovą, faktycznie ślady nart idą w bok, Słowak próbował jeszcze kawałek sam torować, bez rakiet to szczerze mówiąc i tak jestem pod wrażeniem gdzie doszedł. Zostajemy zatem już sami z nieprzetartą bielą. Grubość pokrywy śnieżnej tutaj to pewnie średnio 1-1,5 metra. No kijek wchodził w śnieg prawie cały
Myślę sobie teraz o naszej Beskidnisce z którą to spotykaliśmy się właśnie tutaj pod Zadnią Holą. I o tym, że nie mamy wina ze sobą. I kieliszków, hehe! Zbliża się też godzina 16.00. Czas szukać miejsca na namiot. Samo przygotowanie platformy, rozbicie namiotu, napompowanie materacy, zagotowanie wody na liofila i inne gorące znakomitości to przynajmniej godzina. Namiot rozbijamy już powyżej miejsca gdzie spotkaliśmy się z Elą ale jeszcze przed definitywnym końcem lasu. Tym razem wygląda to trochę inaczej niż na Kralovej. Zaczyna też sypać śnieg.
Chowamy się do namiotu. Zostało nam jeszcze trochę Ballantines'a. Zainspirowany mocą owego napoju mając w miarę dobry zasięg Internetu, piszę posta na forum w wieściach z gór, choć nie przeczuwam że to pierwszy i ostatni z trasy.
Tej nocy poza odgłosami osypującego się co chwila śniegu z namiotu nie było żadnych krzyków, wrzasków, skuterów śnieżnych. Można by rzec, wreszcie normalne życie
------
Rankiem świat niestety nie wygląda lepiej. Szaro strasznie, przybyło z 10 cm śniegu. Jedynym pozytywem jest śniadanko. Wołowina z makaronem w pieczarkach.
Zwijamy nasz dobytek, wierząc że dzisiaj może dojdziemy do Certovicy. Choć wiemy też, że to prawie 15 km w nieprzetartym śniegu. Motywacja jest, trochę schodzi z tym wszystkim podczas pakowania.
Już wczoraj podczas końcowego etapu Tomek mi wspominał, że coś go zaczyna boleć pod jednym kolanem. Test początkowy, tj. pierwsze podejście okazuje się być niestety nie pomyślnym. Jest gorzej a przed nami przecież ciężka trasa. Następuje trudna ale myślę, że jedyna rozsądna decyzja. Schodzimy z Sedlo Homolka w dół do Polomki. Szkoda ryzykować istotniejszej kontuzji albo zabrnięcia w miejsce skąd byłaby potrzebna pomoc. Dodatkowo pogoda nie zachęca i prognozy też są takie sobie. Tym samym kończy się wyprawa. Mi w sumie narobiła ochoty na przyszłość , żeby przejście w zimie kiedyś powtórzyć. Może trochę bardziej tylko postarałbym się odchudzić plecak. A w głowie i ta krótsza wersja zostanie jako ciekawa i bardzo pozytywna przygoda
Górskie Forum Internetowe - Górski Świat (http://www.gorskiswiat.pl)
|
|
18-02-2018 04:22 PM |
|
|
Oliwka
Postów: 1,747
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Aug 2013
Status:
Offline
|
RE: Przez śniegi Tatr Niżnich - luty 2018
Pedro, ależ rewelacyjne Ci fotki wyszły. Szczególnie te z pierwszego ranka. Balsam dla duszy i oczu. A te 3 przed opisem śniadania, normalnie piekny tryptyk ze wschodem słońca.
Na pogodę nie ma mocnych, ale zrobiliście fajny wypad. W życiu nie spałam zimą w namiocie, ale po tej relacji, to chyba muszę o tym pomyśleć. Widoki śmietankowe
|
|
18-02-2018 05:51 PM |
|
|
tratina
Postów: 1,179
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Jun 2010
Status:
Offline
|
RE: Przez śniegi Tatr Niżnich - luty 2018
"Nie ma chyba trudniejszej do zniesienia choroby górskiej, niż brak Gór"
R. Messner
|
|
18-02-2018 06:26 PM |
|
|
kunlun
Iza
Postów: 416
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Nov 2015
Status:
Offline
|
RE: Przez śniegi Tatr Niżnich - luty 2018
Pedro,
narobiłeś mi smaka na taką wyprawę. Zima, namiot...
Musimy tylko kupić odpowiednie śpiwory.
Jak Adrian wyleży grypę, będę suszyła mu głowę
Zdjęcia w chmurach też zachęcają
|
|
18-02-2018 06:31 PM |
|
|
Pedro
Administrator
Postów: 5,508
Grupa: Administratorzy
Dołączył: Jul 2006
Status:
Offline
|
|
18-02-2018 06:40 PM |
|
|
grabarz
Adrian
Postów: 1,862
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Dec 2014
Status:
Offline
|
RE: Przez śniegi Tatr Niżnich - luty 2018
Wooow ! Zbierasz należne gratulacje, zaje...ty pomysł na zimowe wędrówki... Brawo !
Zazdrościmy wycieczki i te foty
''(...) nigdy nie umiałem pogodzić się z tym, żeby wracać z niczym. Zawsze próbowałem jeszcze raz. Czasem nawet wbrew logice, ale zgodnie z jakimś wewnętrznym przekonaniem.'' (J.Kukuczka)
|
|
18-02-2018 06:40 PM |
|
|
Stasiu
Postów: 17,631
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Mar 2008
Status:
Offline
|
RE: Przez śniegi Tatr Niżnich - luty 2018
Góry się nie zdobywa, góry nas wpuszczają.
Ten post był ostatnio modyfikowany: 18-02-2018 07:28 PM przez Stasiu.
|
|
18-02-2018 07:26 PM |
|
|
Pedro
Administrator
Postów: 5,508
Grupa: Administratorzy
Dołączył: Jul 2006
Status:
Offline
|
RE: Przez śniegi Tatr Niżnich - luty 2018
Wszystko zależy od warunków ale myślę, że średnio 8-9 pełnych dni chodzenia trzeba założyć w zimie i to bez obijania się Choć jak w więcej osób to może ciut krócej.
Jak podchodziliśmy jedynym sensownym wskaźnikiem którędy biegnie szlak na Kralovą Skałę był GPS. Pilnowałem go dość mocno w rejonie w którym poprzednim razem zgubiliśmy szlak. Tym razem myślę, że na chwilę też z niego zboczyliśmy ale na zdecydowanie krócej i nie skutkowało to przeciskaniem się między krzaczorami. Jest postęp
Górskie Forum Internetowe - Górski Świat (http://www.gorskiswiat.pl)
|
|
18-02-2018 10:10 PM |
|
|