Odpowiedz  Napisz temat 
Przez śniegi Tatr Niżnich - luty 2018
Autor Wiadomość
Pedro
Administrator
*******


Postów: 5,508
Grupa: Administratorzy
Dołączył: Jul 2006
Status: Offline
Post: #1
Przez śniegi Tatr Niżnich - luty 2018

Pomyślałem sobie kiedyś, że przejście granią całych Tatr Niżnich zimą to byłaby ciekawa przygoda. Pomysł kiełkował wiele lat ale wciąż było sporo przeszkód żeby wdrożyć go sobie w życie. Aż tu nagle... Cool

10 lutego rankiem wychodzimy z zaspanego Telgartu w stronę zielonego szlaku. Miało nas być cztery osoby jednak dzień przed okazuje się, że będzie nas tylko dwóch. Bagaże na plecach cięższe niż ciężkie. W myślach kołata pomysł telefonu do Fazika, wszak to nasz forumowy specjalista od transportu obiektów wielkogabarytowych Wink

   

Śniegu na dole dziwnie mało - parę cm. Na stronach HZS informacja jednak o pokrywie śnieżnej do 200 cm więc przytroczone rakiety wydają się być zasadne. Po dwóch godzinach mamy już ponad 3 kilometry za sobą. No to przed nami teoretycznie jeszcze tylko 90.

           

Śniegu przybywa faktycznie wraz z wysokością w iście szewczyczkowym tempie biegu na 5 km. Aaa... jeszcze nie pisałem. Oczywiście nikt nie wpadł na pomysł przed nami aby przetrzeć nam szlak! Na około 1400 metrów n.p.m. zakładamy rakiety. Życie staje się od razu jakby prostsze. No tak na najbliższe 100-150 metrów w górę. Później wchodzimy w kosówkę. Krok po kroku jakoś przechodzimy nad tym zielonym pod białym. Bez rakiet moglibyśmy chyba już od razu rozbijać tu obóz C1 lub może lepiej nawet Base Camp do atakowania obozów wyższych lub jeszcze lepiej czekać wiosny aż śniegi zejdą.

   

Kralova Skala. Odsłania nam się tutaj kopuła Kralovej Holi. Choć nie cała bo częściowo jest nieodsłonięta. Widać też na podejściu nawet sporo osób. Tylko czemu wszyscy idą innymi wariantami niż my uhm Czas na posiłek regeneracyjny.

           

Od Kralovej Skaly idzie się nam już nieco sprawniej. Jeszcze chwila moment i przecinamy drogę dojazdową do stacji przekaźnikowej. Dalej pod górę już za tyczkami. Nawet zdejmujemy rakiety i dreptamy po pojedynczych śladach. Do dnia dzisiejszego jesteśmy też niemal pewni że na tym ostatnim podejściu coś jest nie tak z grawitacją. Nasze "raptem" 20-parę kg plecaki wydają się osiągać wagę około 50 kg. Wymęczyła nas w ten dzień Kralova nie ma co.

   

Na samej kopule szczytowej niestety siedzi solidna chmura. Jak wielu z Was pewnie wie, budynek przekaźnikowy na szczycie jest bardzo mały i łatwo go minąć niezauważenie. Na szczęście w ostatniej chwili wyłania się z mroku mordoru i możemy zajść do sali restauracyjnej. Tej 2x2 metry.

Zamawiamy kurczaka w 5 przyprawach. Po złożeniu zamówienia idziemy pokornie na zewnątrz po śnieg w celu otrzymania wody do zalania liofilizatu Wink Przy okazji dowiaduję się, że dwójka lawinowa nie dotyczy dachu budynku przekaźnika. Tu jest chyba czwarty stopień. Jedną deską śnieżną na oko z 50 kilogramową o mało co nie dostałem za kołnierz kurtki.

Kiedy jesteśmy już po pożywnym obiedzie i wykwintnym deserze wychylam nos na zewnątrz. Widoczność o dziwo jeszcze się pogorszyła. Z fatalnej do bardzo fatalnej. Jest 15.30 - postanawiamy zatem tu pozostać. Nie zdążylibyśmy dotrzeć za jasnego choćby do zejścia za Bartkovą. W międzyczasie dochodzą akurat w grupkach po dwie osoby Polacy i Słowacy. Zachęceni takim obrotem sprawy oraz że szykuje się małe międzynarodowe spotkanie integracyjne, utwierdzamy się w słuszności podjętej decyzji. Wpierw idziemy rozbić jednak namiot bo później warunki mogą nie pozwolić Wink

Nasi koledzy z Polski rozbijają się zaraz obok. Po przygotowaniu mobilnego hotelu wracamy do restauracji. Zapasy w plecakach obfite. Na szczęście. Można tak dość długo posiedzieć. W międzyczasie nawet widzimy, że chmury ustąpiły. Zrobiła się piękna księżycowa noc.

   

Po dość długim wieczorze można by rzec, że dzień się skończył. Wróciliśmy do namiotów. I zasnęliśmy. Nagle w nocy słyszę głosy silników. Jadą jakieś skutery, patrzę jest 2.30 w nocy. Oby tylko te nasze namioty zauważyli... No i zauważyli. Zatrzymało się kilka osób w stanie słyszalnie imprezowym. Na wołanie otwieram wejście do namiotu. W zamian dostaję do ręki flaszkę borovicki ok Dobranoc Wink



Górskie Forum Internetowe - Górski Świat (http://www.gorskiswiat.pl)
18-02-2018 04:10 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
Pedro
Administrator
*******


Postów: 5,508
Grupa: Administratorzy
Dołączył: Jul 2006
Status: Offline
Post: #2
RE: Przez śniegi Tatr Niżnich - luty 2018

Budzę się gdzieś koło 6 rano. Odchylam zmrożoną zasłonę w oknie naszego płóciennego hotelu. Patrzę i patrzę i wydaje mi się, że jest jakby ładniej niż co dzień rano z okna mojego mieszkania. Tatry od Łomnicy i Sławkowskiego gdzieś po dalekie partie Tatr Zachodnich. Zmobilizowany wychodzę ze śpiwora. Oj to najgorszy moment zimowego biwaku. Koledzy z namiotu obok czają się już na wschodzące słońce z aparatami opatuleni w puchówki i grube rękawice. Faktycznie jest pięknie.

       

Większość okolicznej Słowacji leży jeszcze pod pierzyną mgieł. Pasuje mi taki układ, że ja nie jestem w tej większości. Idziemy to w jedną to w drugą stronę od namiotów. Fajna chwila. Chyba to jedna z tych właśnie dla których jeździ się zimą w góry. W dodatku jest praktycznie bezwietrznie! Można by rzec taka mroźna sielanka. Brakuje tylko w ręce grzanego piwa albo wina.

               
           

Śniadania w naszej restauracji wydają od 7.30 rano. Idziemy zatem na znaną nam salę. Trzeba wszak zaznać i kulinarnych rozkoszy. Po drodze oczywiście nabieramy śniegu do jetboila. Dzisiaj zamiast zupy mlecznej i sernika mamy suszone chili con carne. Cokolwiek kryje się pod tą magiczną nazwą. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że jak dla mnie we wspomnianej potrawie trochę za twarda była czerwona fasolka.

No dobra. Śniadanie zjedzone, trzeba zwijać graty i ruszać w drogę. Koledzy z Polski - Tomek i Michał wracają na dół. My musimy dołożyć kolejną cegiełkę do pozostałych ponad 80 kilometrów. Dziś jednak profil naszej trasy jest całkiem inny niż wczoraj. Taki przyjaźniejszy. No i wygląda że nie musimy przecierać. Jakiś ślad jest ok Cieszę się również, że są ślady skuterów. Tomek twierdził, że w ogóle ich w nocy nie słyszał. Przez chwilę już się zacząłem bać, że może mi się tylko śniło że piłem borovickę. Chyba jednak całe szczęście piłem ją naprawdę!

       

Mgły podnoszą się do góry trzeba się spieszyć ze zdjęciami. W okolicach Bartkovej jesteśmy już jednak znów w szarości. I tak jest jednak przyjaźniej niż poprzednim razem w gradzie. Pewnie co poniektórzy pamiętają.

               

Dochodząc w pasmo lasu słońce jakby znów coś chciało nam jeszcze wynagrodzić. Znów zwalniamy kroku robiąc zdjęcie to tu to tam. Kręgosłupy nasze nie cieszą się jednak z tych widoków. Na robienie zdjęć nie zdejmujemy plecaków. Trzeba jednak było wezwać Fazika!

                   
       

Andrejcova to teraz dla nas słowo klucz marzenie. Niby kilometrów nie tak dużo jeszcze za nami ale utulnia działa jak magnes. Ciepło będzie, jest szansa na piwo, można sobie spokojnie usiąść, no i ten klimat chaty Wink He jak niewiele człowiekowi czasem potrzeba do szczęścia. A i zapomniałbym. Jest tam jeden z dwóch wychodków szczęścia na trasie Toungue

W utulni spotykamy gospodarza. Ponoć teraz jest tam co weekend. Oferuje nam od razu zupę soczewicową i oczywiście piwo. Korzystamy z obydwu ofert. Są też tutaj nasi znajomi Słowacy z Kralovej. Bijemy się znów z myślami. Idziemy na Sedlo Priehyba i rozbijamy namiot czy też zostajemy tutaj na noc, na materacach. I z kozą! Na drzewo oczywiście. Hehe, jak myślicie co postanowiliśmy? Big Grin

   

Wyciągamy śpiwory i urządzamy drzemkę. W międzyczasie gospodarz pakuje swoje bety i zabiera się na dół na nartach. W zamian za przychodzi jakiś Słowak w wieku może pod 30 lat. Początkowo taki trochę małomówny ale wieczorem pod wpływem różnych napojów turystycznych staje się trochę bardziej wylewny. Opowiada trochę o swoich samotnych nocnych eskapadach. Taki trochę harpagan wydaje się być. Dodatkowo ubrany w koszulkę z jakiegoś heavy metalowego koncertu z długimi włosami. Koniec końców idziemy spać. Zasypiamy.

Nagle wyrywam się ze snu słysząc przeraźliwe jęki jakby kogoś wilki zaatakowały i właśnie zagryzały na śmierć. W ułamku sekundy wraca świadomość, że my sami w głuszy jakiejś a tu ciemno, czołówki nie mogę znaleźć. Dalej jest całkiem ciemno. Jęki, krzyki, wrzaski nie ustają. Puls wzrasta. Tomek też się budzi ma gdzieś pod ręką czołówkę zapala nerwowo. Świeci w stronę jęków. Słowak nasz ma koszmar jakiś. Muszę przyznać bardzo realistycznie krzyczy! My krzyczymy teraz na niego. Nie daje to nic. Koszmar chyba jednak powoli kończy się sam. Włączam komórkę, chcę sprawdzić godzinę. Na ekranie zapala się 0:00. Hehehe, dobranoc! Wink



Górskie Forum Internetowe - Górski Świat (http://www.gorskiswiat.pl)
18-02-2018 04:16 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
Pedro
Administrator
*******


Postów: 5,508
Grupa: Administratorzy
Dołączył: Jul 2006
Status: Offline
Post: #3
RE: Przez śniegi Tatr Niżnich - luty 2018

Rankiem budzi nas budzik. Planowany z telefonu jakby co. W utulni jest już trochę zimno, próbuję rozpalić kozę ale coś nie wychodzi. Odpuszczam. W końcu przecież za godzinę wychodzimy. Słowak też się budzi. Poranne zbieranie. Za oknem jednak szaro, chmury przykrywają całą okolicę. Na pocieszenie nie trzeba topić śniegu. Źródełko pod utulnią dość żwawo tryska wodą. Plecaki po dwóch dniach robią się już jakby ciut lżejsze. Minusem jest to, że jesteśmy po dwóch dniach tam gdzie przy bardzo optymistycznych założeniach chciałem być po jednym dniu, a bardziej realnie po półtora dnia chodzenia. No nic to.

Słowak wychodzi przed nami. Idzie z buta, trochę się dziwię bo mówi, że chce dziś próbować dojść na Certovicę. Nie ma rakiet, nie ma namiotu. Szaleniec? Smile No ale dobra, może to my takie cieniasy jesteśmy a ten harpagan tam dojdzie innocent

Wychodzimy i my. Kolory towarzyszące nam wszech i wobec to szary i biały. Śladów mniej niż wczoraj ale za to ślady Słowaka są chwilami wyraźne. Znaczy głębokie Wink Jak dobrze, że mamy rakiety!

       

Najpierw Sedlo Priehybka. Poznaję kamień na którym wygrzewałem się w słońcu z piwkiem w ręku. He, ale się pozmieniało Big Grin Podchodzimy teraz pod Velką Vapenicę. Trochę niucha wiatrem. Nawet ubieram kurtkę na podejście. Jest niezbyt ciepło Wink

   

Dodatkowo jakby nie tyczki to tylko GPS by pozostał w określeniu prawidłowego kierunku. Jak ktoś tu był to wie jaka jest bezsensowność tego szczytu. Wychodzi się na 1690 metrów tylko po to żeby w godzinę zejść na 1190 metrów i później od razu zacząć z powrotem podchodzić na 1600 metrów. Coś się natura nie mogła zdecydować czy tu ma być szczyt czy przełęcz. I później chodź po czymś takim!

   

Na zejściu wielu śladów już nie ma. Są pojedyncze po nartach, są też po butach zapadającego się Słowaka no i teraz my robimy ślady w rakietach. Zejście strome. W pewnym momencie tracę śnieg pod nogami i przychodzi czas by wygramolić się ze śniegu z małym domem na plecach i rakietami na nogach mając głowę niżej niż nogi. Schodzi mi chyba z minutę lub dwie. Tomek przypatruje się z tyłu moim akrobacjom. Zaskoczeniem dla mnie jest jednak fakt, że jak już ruszyłem Tomek wywija orła dokładnie w tym samym miejscu co ja. Teraz kolej na niego. Urlop wypoczynkowy trwa w najlepsze myślę sobie Wink A mogłem sobie siedzieć jak człowiek w pracy!

       

Dochodzimy wreszcie na Priehybę. To najniższy punkt na trasie. Tomasz wyciąga magiczne dwie szklane małe buteleczki z wódką o smaku pigwy. Czy ja kiedyś nie będę myślał o Karabinach pijąc coś pigwowego? Heheh, chyba nie ma szans! Karabiny południe Polski czeka na Was!!! Come back!!! Wink

       

Opuszczamy przełęcz. Teraz znów do góry. Kto tu był ten wie, że tu do góry to jest w pełnym tego słowa znaczeniu. Plusem jest to, że szybko opuszczamy chmurę w której znajdowało się Sedlo Priehyba. Szaro jest dalej ale przynajmniej znów coś widać.

   

Po pierwszym większym podejściu teren się trochę prostuje, tzn. dalej jest do góry ale tak już po ludzku. Najpierw zdobywamy szczyt Kolesarova. Teraz to już można powiedzieć, że jesteśmy w tej największej niżniotatrzańskiej dziczy. Bliżej też już nam zdecydowanie do Certovicy niż do Telgartu. Wraz z wysokością która wzrasta widzimy, że Słowak nasz zapada się coraz głębiej w śniegu. Pod Oravcovą patrzymy a tu schodzi z powrotem nasz kolega od nocnych koszmarów. Mówi, że szedł po śladach nart ale te na Oravcovej zjechały w dolinę a on nie ma namiotu i jest już mocno zmęczony. Wraca po swoich śladach na Priehybę i dalej w dół do cywilizacji. No to w sumie kawałek jeszcze ma.

   

Podchodzimy na Oravcovą, faktycznie ślady nart idą w bok, Słowak próbował jeszcze kawałek sam torować, bez rakiet to szczerze mówiąc i tak jestem pod wrażeniem gdzie doszedł. Zostajemy zatem już sami z nieprzetartą bielą. Grubość pokrywy śnieżnej tutaj to pewnie średnio 1-1,5 metra. No kijek wchodził w śnieg prawie cały Wink

   

Myślę sobie teraz o naszej Beskidnisce z którą to spotykaliśmy się właśnie tutaj pod Zadnią Holą. I o tym, że nie mamy wina ze sobą. I kieliszków, hehe! Zbliża się też godzina 16.00. Czas szukać miejsca na namiot. Samo przygotowanie platformy, rozbicie namiotu, napompowanie materacy, zagotowanie wody na liofila i inne gorące znakomitości to przynajmniej godzina. Namiot rozbijamy już powyżej miejsca gdzie spotkaliśmy się z Elą ale jeszcze przed definitywnym końcem lasu. Tym razem wygląda to trochę inaczej niż na Kralovej. Zaczyna też sypać śnieg.

   

Chowamy się do namiotu. Zostało nam jeszcze trochę Ballantines'a. Zainspirowany mocą owego napoju mając w miarę dobry zasięg Internetu, piszę posta na forum w wieściach z gór, choć nie przeczuwam że to pierwszy i ostatni z trasy.

Tej nocy poza odgłosami osypującego się co chwila śniegu z namiotu nie było żadnych krzyków, wrzasków, skuterów śnieżnych. Można by rzec, wreszcie normalne życie Wink


------

Rankiem świat niestety nie wygląda lepiej. Szaro strasznie, przybyło z 10 cm śniegu. Jedynym pozytywem jest śniadanko. Wołowina z makaronem w pieczarkach.
Zwijamy nasz dobytek, wierząc że dzisiaj może dojdziemy do Certovicy. Choć wiemy też, że to prawie 15 km w nieprzetartym śniegu. Motywacja jest, trochę schodzi z tym wszystkim podczas pakowania.

   

Już wczoraj podczas końcowego etapu Tomek mi wspominał, że coś go zaczyna boleć pod jednym kolanem. Test początkowy, tj. pierwsze podejście okazuje się być niestety nie pomyślnym. Jest gorzej a przed nami przecież ciężka trasa. Następuje trudna ale myślę, że jedyna rozsądna decyzja. Schodzimy z Sedlo Homolka w dół do Polomki. Szkoda ryzykować istotniejszej kontuzji albo zabrnięcia w miejsce skąd byłaby potrzebna pomoc. Dodatkowo pogoda nie zachęca i prognozy też są takie sobie. Tym samym kończy się wyprawa. Mi w sumie narobiła ochoty na przyszłość , żeby przejście w zimie kiedyś powtórzyć. Może trochę bardziej tylko postarałbym się odchudzić plecak. A w głowie i ta krótsza wersja zostanie jako ciekawa i bardzo pozytywna przygoda Smile

       



Górskie Forum Internetowe - Górski Świat (http://www.gorskiswiat.pl)
18-02-2018 04:22 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
Oliwka

*****


Postów: 1,747
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Aug 2013
Status: Offline
Post: #4
RE: Przez śniegi Tatr Niżnich - luty 2018

Pedro, ależ rewelacyjne Ci fotki wyszły. Szczególnie te z pierwszego ranka. Balsam dla duszy i oczu. A te 3 przed opisem śniadania, ok normalnie piekny tryptyk ze wschodem słońca.
Na pogodę nie ma mocnych, ale zrobiliście fajny wypad. W życiu nie spałam zimą w namiocie, ale po tej relacji, to chyba muszę o tym pomyśleć. Widoki śmietankowe ok


18-02-2018 05:51 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
tratina

*****


Postów: 1,179
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Jun 2010
Status: Offline
Post: #5
RE: Przez śniegi Tatr Niżnich - luty 2018

No Panowie, GRATULUJE urlopowej nizno-tatrzanskiej wedrowki. Jadlospis iscie wysmienity jak na takie warunki Wink Aura piekna. Pierwszy poranek cudny!, szczegolnie patrzac wlasnymi oczami i dusza... rozplynac sie mozna.
Mam nadzieje, ze Jetboil sie sprawdzil Smile i zdal egazmin.

Moge tylko jeszcze zyczyc w przyszlosci dokonczenia przejscia i realizacji celuWink

ok clap



"Nie ma chyba trudniejszej do zniesienia choroby górskiej, niż brak Gór"
R. Messner
18-02-2018 06:26 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
kunlun
Iza
****


Postów: 416
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Nov 2015
Status: Offline
Post: #6
RE: Przez śniegi Tatr Niżnich - luty 2018

Pedro,
narobiłeś mi smaka na taką wyprawę. Zima, namiot...
Musimy tylko kupić odpowiednie śpiwory.
Jak Adrian wyleży grypę, będę suszyła mu głowę Smile
Zdjęcia w chmurach też zachęcają Smile


18-02-2018 06:31 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
Pedro
Administrator
*******


Postów: 5,508
Grupa: Administratorzy
Dołączył: Jul 2006
Status: Offline
Post: #7
RE: Przez śniegi Tatr Niżnich - luty 2018

O, cieszę się że teraz wszyscy myślą o zimowym wyjeździe w Niżnie Tatry - to co za rok forumowe przejście? Wink

Oliwka - polecam!
Trati - menu jest bardzo ważne Wink
Iza - śpiwory ważna rzecz fajnie się śpi w krótkim rękawku jak na zewnątrz śpiwora -10 ok
Adrian - zdrowia!!!



Górskie Forum Internetowe - Górski Świat (http://www.gorskiswiat.pl)
18-02-2018 06:40 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
grabarz
Adrian
*****


Postów: 1,862
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Dec 2014
Status: Offline
Post: #8
RE: Przez śniegi Tatr Niżnich - luty 2018

Wooow ! Zbierasz należne gratulacje, zaje...ty pomysł na zimowe wędrówki... Brawo ! ok
Zazdrościmy wycieczki i te foty Smile



''(...) nigdy nie umiałem pogodzić się z tym, żeby wracać z niczym. Zawsze próbowałem jeszcze raz. Czasem nawet wbrew logice, ale zgodnie z jakimś wewnętrznym przekonaniem.'' (J.Kukuczka)
18-02-2018 06:40 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
Stasiu

*****


Postów: 17,631
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Mar 2008
Status: Offline
Post: #9
RE: Przez śniegi Tatr Niżnich - luty 2018

Wygląda na to, że będę też musiał dołączyć do tych myśli. Namiot też mogę taszczyć, ale spanie na Andrejcowej i Ramży nie dam sobie odpuścić. Jednak zrobić całych 80 km to tak najmniej cały tydzień. Po opisie poznać, że szybkość była połowiczna niż ta nasza letnia.
Tutaj dla porównania i przypomnienia:
https://www.youtube.com/watch?v=KPtpY64sBQ0 - filmik
http://www.gorskiswiat.pl/forum/showthre...318&page=1 - relacja

Bartek, czekałem na opis, jak się podchodziło pod Kralową Skałę. My wtedy straciliśmy szlak i kosówkowaliśmy. Shy Wy, mam nadzieję, już dreptaliście szlakiem. I tak samotne podejście pod Kralową, to nie lada wyzwanie. ok Nareszcie jakaś zimowa relacja. Big Grin

Powoli trzeba bibę, pogodę i wolny czas organizować. Niskie T. są wyzwaniem.



Góry się nie zdobywa, góry nas wpuszczają.

Ten post był ostatnio modyfikowany: 18-02-2018 07:28 PM przez Stasiu.

18-02-2018 07:26 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
Pedro
Administrator
*******


Postów: 5,508
Grupa: Administratorzy
Dołączył: Jul 2006
Status: Offline
Post: #10
RE: Przez śniegi Tatr Niżnich - luty 2018

Wszystko zależy od warunków ale myślę, że średnio 8-9 pełnych dni chodzenia trzeba założyć w zimie i to bez obijania się Wink Choć jak w więcej osób to może ciut krócej.

Jak podchodziliśmy jedynym sensownym wskaźnikiem którędy biegnie szlak na Kralovą Skałę był GPS. Pilnowałem go dość mocno w rejonie w którym poprzednim razem zgubiliśmy szlak. Tym razem myślę, że na chwilę też z niego zboczyliśmy ale na zdecydowanie krócej i nie skutkowało to przeciskaniem się między krzaczorami. Jest postęp Big Grin



Górskie Forum Internetowe - Górski Świat (http://www.gorskiswiat.pl)
18-02-2018 10:10 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Zacytuj ten post w odpowiedzi
Odpowiedz  Napisz temat 



Pokaż wersję do druku
Wyślij ten temat znajomemu
Subskrybuj ten temat | Dodaj ten temat do ulubionych

Skocz do: