21-11-2018, 07:40 PM
Pożegnanie letniego górskiego sezonu wypadło na 15 - 18 listopada. Kolejna wiara forumowa miała się zjechać dopiero od czwartku, jednak trzeba chałupę pierwej nastartować na na przyjęcie gości i potem znów wyczyścić po ich wyjechaniu. Z tego powodu dla mnie, Tomtura i Bożenki impreza rozpoczyna się dzień przed i kończy się dzień po. Jak tak patrzę, jak ten czas leci, to mamy jubileusz dziesięciolecia. Zanurzyłem się do historii i na początek pozwolę sobie z każdego roku przekazać jedno zdjęcie. 10 lat to kawał czasu i trzeba pooglądać, jak ludzie się za ten czas zmienili.
[attachment=83541] - 2009 [attachment=83542] - 2010 [attachment=83543] - 2011 [attachment=83544] - 2012 [attachment=83545] - 2013 [attachment=83546] - 2014 [attachment=83547] - 2015 [attachment=83548] - 2016 [attachment=83549] - 2017
No i możemy przejść do teraźniejszości:
Środa, 14. 11. 2018
Ja, jako pierwszy uczestnik, zostaję wraz z prowiantem przywieziony przez Edka przed sam próg chałupy. Było wtedy około 14:30 i ten czas można zaznaczyć jako oficjalne zagajenie pobytu na Filipce. Środa jest dniem, kiedy pani Łabajowa ma zamknięte i jestem ten dzień skazany na własne zasoby. Żeby nie zleniwieć od razu puszczam się do roboty. Temperowanie chałupy na przyjazną temperaturę idzie na pierwszy plan. To mi nie robi żadnego problemu. Drugie zadanie jest o wiele trudniejsze. Ze stołu w kuchni się na mnie uśmiechają 4 kawałki karkówki (8 kg). Tą trzeba pokroić, wyklepać i nałożyć do bajcu do garnka. Wyzwanie nie lada. Zwłaszcza naklepanie mięsiwa mi daje we znaki. Niekończące się klepanie pałką. Nawet i ja musiałem w połowie klepania odpocząć. Ręka mnie bolała. Nakładanie do bajcu już było przechadzką ogrodem różanym. Jednak nałożeniem mięsiwa jeszcze nie był koniec zabawy w kucharza. W lodówce, w między czasie, na mnie czekało 1,5 kg surowego boczku. Wiara forumowa wymyśliła sobie pieczenie placków a ja do tego lubię skwarki. A te muszą być własnoręcznie zrobione. W tym przypadku pokrojenie nie jest ważne, tutaj ważnym elementem jest dobre ugotowanie i usmażenie zawartości garnka. W czasie robienia skwarków dojeżdżają pierwsi goście - Tomtur z Bożenką. Nareszcie nie jestem sam i można chociaż do kogo buzi otworzyć. Skwarki usmażone. Przed nami kolejne, tym razem przyjemne, zadanie. Trzeba nam wypróbować pipę i jakość piwa. Z tego powodu przesuwamy się do piwnicy do garażu. Tam spędzamy sporo czasu w oczekiwaniu dni przyszłych. A ponieważ dzień był wycieńczający gorzej niż samotne chodzenie po kopcach, wcześnie przyjmujemy pozycję poziomą z natychmiastowym zaśnięciem snem sprawiedliwych. W tym miejscu muszę przeprosić czytelnika, że opis tego dnia nie jest okorzeniony zdjęciami. Jutro już będą. Dobranoc.
Cdn. ... kolejny dzień jeszcze niegórski
[attachment=83541] - 2009 [attachment=83542] - 2010 [attachment=83543] - 2011 [attachment=83544] - 2012 [attachment=83545] - 2013 [attachment=83546] - 2014 [attachment=83547] - 2015 [attachment=83548] - 2016 [attachment=83549] - 2017
No i możemy przejść do teraźniejszości:
Środa, 14. 11. 2018
Ja, jako pierwszy uczestnik, zostaję wraz z prowiantem przywieziony przez Edka przed sam próg chałupy. Było wtedy około 14:30 i ten czas można zaznaczyć jako oficjalne zagajenie pobytu na Filipce. Środa jest dniem, kiedy pani Łabajowa ma zamknięte i jestem ten dzień skazany na własne zasoby. Żeby nie zleniwieć od razu puszczam się do roboty. Temperowanie chałupy na przyjazną temperaturę idzie na pierwszy plan. To mi nie robi żadnego problemu. Drugie zadanie jest o wiele trudniejsze. Ze stołu w kuchni się na mnie uśmiechają 4 kawałki karkówki (8 kg). Tą trzeba pokroić, wyklepać i nałożyć do bajcu do garnka. Wyzwanie nie lada. Zwłaszcza naklepanie mięsiwa mi daje we znaki. Niekończące się klepanie pałką. Nawet i ja musiałem w połowie klepania odpocząć. Ręka mnie bolała. Nakładanie do bajcu już było przechadzką ogrodem różanym. Jednak nałożeniem mięsiwa jeszcze nie był koniec zabawy w kucharza. W lodówce, w między czasie, na mnie czekało 1,5 kg surowego boczku. Wiara forumowa wymyśliła sobie pieczenie placków a ja do tego lubię skwarki. A te muszą być własnoręcznie zrobione. W tym przypadku pokrojenie nie jest ważne, tutaj ważnym elementem jest dobre ugotowanie i usmażenie zawartości garnka. W czasie robienia skwarków dojeżdżają pierwsi goście - Tomtur z Bożenką. Nareszcie nie jestem sam i można chociaż do kogo buzi otworzyć. Skwarki usmażone. Przed nami kolejne, tym razem przyjemne, zadanie. Trzeba nam wypróbować pipę i jakość piwa. Z tego powodu przesuwamy się do piwnicy do garażu. Tam spędzamy sporo czasu w oczekiwaniu dni przyszłych. A ponieważ dzień był wycieńczający gorzej niż samotne chodzenie po kopcach, wcześnie przyjmujemy pozycję poziomą z natychmiastowym zaśnięciem snem sprawiedliwych. W tym miejscu muszę przeprosić czytelnika, że opis tego dnia nie jest okorzeniony zdjęciami. Jutro już będą. Dobranoc.
Cdn. ... kolejny dzień jeszcze niegórski