Górskie Forum Dyskusyjne - Górski Świat

Pełna wersja: X spotkanie GŚ na Filipce 2018
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Pożegnanie letniego górskiego sezonu wypadło na 15 - 18 listopada. Kolejna wiara forumowa miała się zjechać dopiero od czwartku, jednak trzeba chałupę pierwej nastartować na na przyjęcie gości i potem znów wyczyścić po ich wyjechaniu. Z tego powodu dla mnie, Tomtura i Bożenki impreza rozpoczyna się dzień przed i kończy się dzień po. Jak tak patrzę, jak ten czas leci, to mamy jubileusz dziesięciolecia. Zanurzyłem się do historii i na początek pozwolę sobie z każdego roku przekazać jedno zdjęcie. 10 lat to kawał czasu i trzeba pooglądać, jak ludzie się za ten czas zmienili.
[attachment=83541] - 2009 [attachment=83542] - 2010 [attachment=83543] - 2011 [attachment=83544] - 2012 [attachment=83545] - 2013 [attachment=83546] - 2014 [attachment=83547] - 2015 [attachment=83548] - 2016 [attachment=83549] - 2017

No i możemy przejść do teraźniejszości:

Środa, 14. 11. 2018
Ja, jako pierwszy uczestnik, zostaję wraz z prowiantem przywieziony przez Edka przed sam próg chałupy. Było wtedy około 14:30 i ten czas można zaznaczyć jako oficjalne zagajenie pobytu na Filipce. Środa jest dniem, kiedy pani Łabajowa ma zamknięte i jestem ten dzień skazany na własne zasoby. Żeby nie zleniwieć od razu puszczam się do roboty. Temperowanie chałupy na przyjazną temperaturę idzie na pierwszy plan. To mi nie robi żadnego problemu. Drugie zadanie jest o wiele trudniejsze. Ze stołu w kuchni się na mnie uśmiechają 4 kawałki karkówki (8 kg). Tą trzeba pokroić, wyklepać i nałożyć do bajcu do garnka. Wyzwanie nie lada. Zwłaszcza naklepanie mięsiwa mi daje we znaki. Niekończące się klepanie pałką. Nawet i ja musiałem w połowie klepania odpocząć. Ręka mnie bolała. Nakładanie do bajcu już było przechadzką ogrodem różanym. Jednak nałożeniem mięsiwa jeszcze nie był koniec zabawy w kucharza. W lodówce, w między czasie, na mnie czekało 1,5 kg surowego boczku. Wiara forumowa wymyśliła sobie pieczenie placków a ja do tego lubię skwarki. A te muszą być własnoręcznie zrobione. W tym przypadku pokrojenie nie jest ważne, tutaj ważnym elementem jest dobre ugotowanie i usmażenie zawartości garnka. W czasie robienia skwarków dojeżdżają pierwsi goście - Tomtur z Bożenką. Nareszcie nie jestem sam i można chociaż do kogo buzi otworzyć. Skwarki usmażone. Przed nami kolejne, tym razem przyjemne, zadanie. Trzeba nam wypróbować pipę i jakość piwa. Z tego powodu przesuwamy się do piwnicy do garażu. Tam spędzamy sporo czasu w oczekiwaniu dni przyszłych. A ponieważ dzień był wycieńczający gorzej niż samotne chodzenie po kopcach, wcześnie przyjmujemy pozycję poziomą z natychmiastowym zaśnięciem snem sprawiedliwych. W tym miejscu muszę przeprosić czytelnika, że opis tego dnia nie jest okorzeniony zdjęciami. Jutro już będą. Dobranoc.

Cdn. ... kolejny dzień jeszcze niegórski
Czwartek, 15. 11. 2018
Dzień, kiedy zjadą się pierwsi delegaci bibowi. Dopołudnie dla naszej trójcy jest jeszcze lajcikowe. Tylko na inspekcję przyjeżdża żona autora tej relacji. Do właściwego nastrojenia się na imprezę idziemy się naradzić do zajezdni pani Łabajowej. Nim kur pani Sikorowej zapiał przed południem, rozpoczynamy już na poważnie przygotowanie do opiekania mięsiwa. Główny punkt dzisiejszego programu.
[attachment=83584]
Tomtur z werwą kroji boczek. Uważny obserwator zauważy na zdjęciu, że boczek jest już pokrojony. Tomtur zabrał się do skórki z boczku, która się napichuje na początek i koniec szpica, żeby mięso się z boku nie spaliło. Ja tym zawsze karmię pieski Sikorowej. Tym razem będą mieć konkurenta w postaci Tomtura. Procedura nadziewania mięsiwa idzie nam sprawnie i czas na rozgrzanie grila.
[attachment=83585]
Trzeba się śpieszyć, ponieważ opiekanie będzie się powtarzać aż trzy razy. Delegaci podczas tego procesu zaczynają się powoli zjeżdżać.
[attachment=83586][attachment=83587]
Wszyscy są z daleka i na pewno zgłodniali. Woń pieczonego mięsa i cebuli rozchodzi się po całej okolicy. Wierzę, że nie jednemu wędrownikowi w okolicy Filipki ślinka ciekła z buzi.
[attachment=83588]
Przyjezdni musieli jeszcze poczekać i dlatego przeskupili się w okolice garażu, gdzie było można napić się napoju turystycznego. Klasyk by i tak powiedział, że "głód to tylko przebrane pragnienie" i dlatego wystarczy się napić.
[attachment=83589]
Tomtur pilnuje ognia, to widać, ale o czym rozmawiają panie, tego nie wiem, to muszą same zdradzić. W końcu doczekali się. Po pierwszym wypieku zbiorowo wszyscy przesunęli się do wnętrza chałupy. Tam, po napełnieniu brzuchów, rozpoczął się drugi akt naszego spektaklu. Część kulturalno-wokalna. Orkiestra w składzie dwuosobowym - Tratina (gitara), Szewczyczek (bębenek). Wokal - po części różni forumowicze z mieszanym kolorem głosu. Między piosenkami przebiegała dyskusja na górskie tematy aż tak do samego wyrka. Późnym wieczorem, uczestnicy zmęczeni podróżą, pojedynczo odchodzą do wyrka.
[attachment=83590]
Tomtur i Pablo jeszcze pozdrawiają od grila. Dobranoc.

Cdn... To już nawet będziemy dreptali po kopcach.
Piątek, 16. 11. 2018
Nareszcie dzień, kiedy oprócz siedzenia na szynkach można je uszlachetnić chodzeniem po kopcach. Celem jest Bagieniec, osada w górach, gdzie kiedyś kipiało życie, zwłaszcza z powodu dziatwy, której było w tutejszych górach sporo. No, dzięki temu, że nie było wtedy telewizorów. Jest to też ostatnie miejsce, które jeszcze nie odwiedziliśmy i można tam dotrzeć z Filipki nie używając środków lokomocji publicznej i prywatnej. Samotna wycieczka nie kładzie zbyt wygórowanych wyzwań. Dla GŚ to raczej forma przechadzki. Mamy przed sobą 13 km i to z powrotnym odwiedzeniem Schroniska na Stożku i gospody pana Edka na Kolybiskach. Jeszcze jedno pozytywum. Możemy wyspać się do woli. Wcześne stawanie nie jest w programie dnia.
[attachment=83593]
Wyśmiane słońce i wyśmiane buzie bibowiczów. Pora wyruszyć. Czuję, że tego nam było trzeba. GŚ jest stworzony do chodzenia po górach. Najpierw klasyka. Wyjście na grzbiet i przedreptać Koński Łeb. Za nim dopiero zapoznamy się z nowym szlakiem.
[attachment=83594]
Tomtur dla pewności pokazuje wszystkim, że właściwy kierunek jest tym razem w prawo. Na wprost by było na Stożek, na lewo do gospody pana Edka. Chwilowy postój dla dodania energii i możemy wyruszyć dalej.
[attachment=83595]
Nie wiem co Tomtur mówi Yoterowi, który się uśmiecha. Chyba mu wciska kitu o tym, że tomturowe szlaki są najlepsze na chodzenie po górach. Akurat teraz trawersujemy stok Stożka po wygodnej poziomej drodze. Jedynym podejściem jest skrócenie drogi na Gróniczek. To jest jedna z odnóg wychodzących ze Stożka w stronę Jabłonkowa.
[attachment=83596]
Jeszcze trawers Kiczery i mamy być już nad Bagieńcem. Las się usuwa i z górskiej łąki pokazuje się panorama bliskich i dalekich kopczyków. Cała ekipa się usadawia na górnej łące i za nic nie chce zejść niżej do osady.
[attachment=83597]
Nie dziwię się im, kiedy poinformowałem ich, że górski hotel na Bagieńcu ma wszędzie czerwone dywany i w restauracji fotele pokryte białymi prześcieradłami. Jeszcze brakuje poruszających się we wnętrzu starszych panów w białych szlafrokach. Na pewno nie oczekują tam turystów naszego pokroju, którzy by chlali tylko piwo lub może jeszcze jaką zupę. Przez weekend jest przeznaczona dla turystów szklana buda obok hotelu, jednak dzisiaj był piątek.
[attachment=83598]
Wojtek i Rychu chyba każdy analizuje po swojemu wczorajszy dzień. Wspólnie wtedy tworzyli duet piosenkarsko-muzyczny. Rychu wypatruje czegoś lub coś na dnie kubka z herbatą, grał wtedy na bębenku a Wojtek wystawia buzię słoneczku i rozmyśla jakie piosenki wczoraj śpiewał. Tylko Pandzia mi tutaj do tej dwójki nie pasuje. Ona chyba to sobie wszystko zapisuje. Ten zrobił to, ten zaś ono.
[attachment=83599]
Cały ten teatr i z widokiem na góry obserwuje reszta. Po twarzach widać, że grają komedię. Ostatnio się nam rodzi nowa tradycja. Po foceniu tył(k)ów na Piekielniku w Małej Fatrze, kobieca część forumowa wywala się na brzuchach w trawie pokazując jak mają obtarte zelówki na butach górskich.
[attachment=83600]
No panie, chyba Wam już nikt nie odparze obowiązku na każdej bibie pokazywać, jak macie schodzone buty z leżeniem na brzuchu. Tylko nie wiem jak to będzie z Waszym poświęceniem, kiedy na ziemi będzie śnieg lub, co gorsza, błotko.
[attachment=83601]
Pierwotnie pisałem, że na tym zdjęciu bibowicze nawzajem wytykali się palcem. jednak zwrócono mi uwagę, że to nie jest właściwe posądzenie sprawy i dlatego koryguję to teraz w tym miejscu. Właściwe jest to, że na zakończenie naszego postoju nad Bagieńcem był ogłoszony konkurs. Jury w składzie od lewej - Tomtur, Pablo, Hemli, Szewczyczek - jako znalcy tego terenu - zapodali pytanie (w nagrodzie 1 placka więcej): "Gdzie się znajduje góra Wielki Połom?" Kto wygrał? Odpowiedź zostawiam uważnemu czytelnikowi. Zwijamy menele i czas na powrót. Jednak nie wracamy w obrót do chałupy, ale szykujemy się do odwiedzin Schroniska na Stożku. Żeby nie był tak jednostajnie, w pewnym miejscu opuszczamy szlak i skracamy sobie drogę wyjściem na graniczny grzbiet leśnym chodnikiem.
[attachment=83602]
Tutaj panowie postanowili nie być w tyle za paniami i teraz oni postanowili zaprezentować swoje coś. Na szczęście wystawili swoje tułowia przy szlabanie. Tych by nie miało braknąć na przyszłych bibach. Trochę wyglądaliśmy jak banda zdziczałych pograniczników, do których nie dotarła wiadomość, że Polska i Republika Czeska są od 2007 w strefie Schengen, ale to dobry pomysł do założenia nowej tradycji. Na granicznym chodniku część (ta wytrwalsza) jeszcze odwiedza Kiczerę, ta druga część (zdziadziana) kieruje się najkrótszą drogą do schroniska.
[attachment=83603]
Yoter nie mógł sobie odpuścić wyjście na popularne skałki między Stożkiem i Kiczerą i miał z tego wyjścia ogromną radość. Tylko nie wiem czy to zdjęcie jest publikowatelne. Nie wiem czy można te skałki legalnie obmacywać i zdeptywać? Kolejny cel - Schronisko Stożek - osiągamy o 13:30.
[attachment=83604]
Teraz już sobie przypominam dlaczego Pandzia mi wychodzi na zdjęciach z telefonem. Jest nowy i robi super zdjęcia. Ona postanowiła go porządnie wypróbować. I gdzie indziej, jak nie w górach. Schronisko Stożek jest już naszego pokroju. Można wejść w buciorach górskich, posilić się bez marnowania zbytnio kasy i czuć się, jak u siebie na chałupie. Zwłaszcza, kiedy jesteśmy sami i schronisko jest całe dla nas.
[attachment=83605]
Stożek ze swoim schroniskiem pozostawiamy swojemu losowi i my już myślimy o kolejnym naszym celu. Tym jest ustalona tradycja - odwiedziny kultowej gospody pana Edka. Bez tego nie ma biby na Filipce. Tutaj też będzie wisiał cały rok jeden z kalendarzy GŚ. Niezaangażowany czytelnik nech sobie nie myśli, że odwiedzenie gospody jest połączone z niekontrolowanym piciem napojów alkoholowych. Przyznam, że napój turystyczny i półeczka z lokalną żywą wodą jest kosztowana, ale w decętnych ilościach. Tym razem głównym punktem programu było wysłuchanie prelekcji i oglądanie zdjęć z odwiedzin Iranu jednego ze stałych klientów górskiej gospódki. Końcówka naszego dnia była w podejściu przy czołówkach na chałupę na Filipce. Przyznam, że lubię to nocne podejście. Wieczorem się nam też rozrosła rodzina bibowa o kolejnych nocleżników - Fazik, Gosia3ek, Mallaidh, Beskidniska i Paweł. To było przyczyną opóźnionej wieczorynki.
[attachment=83606]
Na dobranoc nam Pandzia referuje o kopcu (Ostry), który nas czeka na następny dzień.

Cdn... kolejną wycieczką. ok
Kto pokazuje na W.Połom Bogna ????

tomtur napisał(a):
Kto pokazuje na W.Połom Bogna ????


ok

Sobota, 17. 11. 2018
Dla wszystkich najważniejszy dzień. Paweł wniósł rządanie, żeby odwiedzić trzy schroniska - Kozobowa, Kamienite i Ostry. Ja to połączyłem w jedną całość i wyszła z tego całodniowa wycieczka. Trzeba było wychodzić z chałupy przed świtem na autobus w Bystrzycy- Pasiekach (2,5 km) i wypróbować jak kiedyś, i może jeszcze dzisiaj, trzeba było drałować do pracy. Zwłaszcza o zimowym czasie. Jednak taki niekonzystencyjny organizm, jakim są poszczególni bibowicze, dobrze się scalił do jednej formy i wyruszył razem. Spóźnialskich nie było. Czeka nas dzisiaj 22 km. Opuszczamy Beskid Śląski i dwoma autobusami przedostajemy się do Beskidu Morawsko-Śląskiego. Koszarzyska, miejsce startowe na Kozubową. Byliśmy grzeczni i dlatego pogoda serwiruje nam słoneczny dzień, w górach inwersja.
[attachment=83607]
Wychodzimy po jednej z dróg pielgrzymowych. Latem na św. Annę tutaj podąża rzesza pielgrzymów. My w danej chwili zdreptujemy drogę sami.
[attachment=83608]
Tuż pod wierzchołkiem jest fajna polana, gdzie już można podziwiać dalekie widoki. Jest też możliwość pod słońcem uzupełnić wypoconą energię przed ostatecznym atakiem na szczyt.
[attachment=83609]
Szewczyk miał rozdający dzień i w euforii chciał podzielić się kiełbasą. Ja mu doradziłem, żeby kawałek "zostawił na gorsze czasy". Nie wiem co na tym widział śmiesznego.
[attachment=83610]
Fajnie tak patrzeć przez dolinę Olzy na Stożek i polanę na Bagieńcu. Tam byliśmy wczoraj. Teraz nas czekają inne wyzwania. Wyjście na Kozubową można zaliczyć do normalnych. Żadnych wyciskaczy potu i tchu zapierającego w piersiach. Pierwszy cel osiągnięty i z tego powodu okupujemy wnętrze chaty na Kozubowej. Ja rezygnuję z napoju turystycznego, nie ta temperatura do picia tego napoju. Lepiej mi wchodziła herbatka z dodatkiem. Inni byli innego zdania i pozostali przy klasyce. Gromada gromadzi się przed schroniskiem, żeby spałaszować swoje potrawy. Trzeba pamiętać, że tutaj nie jest mile widziane zjadanie swoich jedzonek w wewnątrz.
[attachment=83611]
Znów przyłapałem ekipę na wytykaniu się palcami i to na domiar odwróceni tyłem. Taka pozycja jest wskazana tylko podczas postoju na Piekielniku. Żeby zakamuflować to wydarzenie, zadaję czytelnikowi pytanie. Kto najdokładniej wskazał kierunek północny?
[attachment=83612]
Kiedyś z kapliczki był ładny widok. Później las urósł i widok został przykryty na ładnych parę lat. Taki los potkał i inne wieże. Teraz dzięki robakowi widok się znów powoli odkrywa. I znów Kozubowa podziela ten sam los co gdzie indziej w Beskidach (Barania).
[attachment=83613]
Kolejnym naszym celem ma być Schronisko Kamienite. Jednak wskazówki naszych chronometrów nam pokazują, że czas do rozruchu autobusu w punkcie docelowym naszej wycieczki poważnie się króci. Mamy dwie możliwości. Naszą wycieczkę będzie trzeba uruchomić w systemie awaryjnym, to znaczy w myśl "nie zatrzymujemy się z powodu spóźnienia" lub nasz planowany autobus pozostawiamy swojemu losowi i przechodzimy do rezerwowego systemu połączenia się z bazą. Chwilkowa próżnia około nas powoduje, że nie możemy się zdecydować, który system rezerwowy uruchomić. W końcu kierujemy się według najważniejszego postawionego warunku - jak najprędzej dostać się do bazy. W tym przypadku pada drugi wariant i przechodzimy z szybkości "stępa" na szybkość mniejszą niż "kłus". Szkoda mi tylko Schroniska Kamienite. Wolę jego atmosferę od Schroniska Kozubowa. Dojście do Schroniska Ostry nas zmusza do liźnięcia kawałka głównej grani Beskidu M-Ś na odcinku M. Połom - Praszywa. Jest tego tylko jeden kilometr i kolejna odnoga, tym razem Ostrego. Tutaj las jeszcze nie jest wykarczowany i dlatego zamiast podziwiania widoków możemy między sobą rozmawiać.
[attachment=83614]
Po 2 godzinach od Kozubowej, bez zatrzymania się nad wodopojem Kamienite, dochodzimy do Schroniska Ostry. Trzeba przypomnieć, że nasza wycieczka jest włączona w trybie przyśpieszonym i dlatego spożywanie posiłku w schronisku jest w tym samym tempie. Ja daję sobie śmierdziuchę, inni nie mają odwagi i dają zwykłą czosnkową. Najwięcej zgłodnieni dają drugie danie. Atmosfera w schronisku jest całkiem inna niż ta na Kozubowej. Jadalnia jest wypchana ludźmi po brzegi i obsługa jest jeszcze na szybszych obrotach niż my. Kto wymyślił aplikację mapy.cz, to był dobry. Jednak, kto tam umożliwił śledzić czas dojścia do punktu docelowego, ten chyba nie był przezorny. Patrzeć na dane czasowe, kiedy mamy rezerwę do odjazdu autobusu 5 minut i ta rezerwa się zmienia chociaż jest narzucony tryb przyśpieszony, nie jest dobrym sposobem do wyluzowania się.
[attachment=83615]
Nareszcie Tyra, końcówka. Czeka nas jeszcze drałowanie kawałek asfaltem, gdzie można odrobić straty. W sam raz zdążyliśmy, aczkolwiek były osobniki, które włączały kolejny tryb przyśpieszenia i do autobusu dolatywały w galopie.
[attachment=83616]
Jednak wszystko dobre, co dobrze się kończy. Wyśmiane buzie wyletników dają poznać, że ich górskie dusze były zadowolone z dzisiejszej wędrówki. Autobus Tyra - Trzyniec - Bystrzyca (Pasieki) i koło się zamyka. Teraz nas czeka powrót do bazy w odwrotnym gardzie. Wtedy był świt, teraz jest krótko przed zmrokiem.
[attachment=83617]
Ja jeszcze robię foto z łąki nad Pasiekami, żeby pokazać, że inwersja zaczyna się podnosić. Poniektórzy w drodze powrotnej zaliczają zachód słońca na Łączce (wiem o Fazikowi), poniektórzy są wessani do gospódki Łabajowej. Ja muszę być twardy i kierować się wprost do bazy. Tam nas czeka wieczorna ekwilibrystyka w postaci pieczenia placków na blasze. Na szczęście domownicy już prędzej obrali ziemniaki. Wystarczyło je zetrzeć i potem już tylko walka z nimi na blasze. Po początkowych zbytnio nieudanych zmaganiach, ostatecznie uzyskaliśmy zwycięstwo. Ani jeden placek nie ostał się na talerzu. Wszystkie skończyły w naszych brzuchach. Nawet i te niepodary. Szkoda tylko, że nie mogli z nami pozostać Beskidniska i Paweł. Tych okazyjnie wymienili Malwina i Mieciur. Kolejny wieczór, kolejne rozmowy i śpiewanie. Górołazy nie odczuwały zmęczenie dzisiejszą wędrówką.
[attachment=83618]
Tratina pokazuje, jak się relaksuje podczas wypoczynku i zarazem życzy nam dobranoc.

Cdn... to już będzie końcówka.
Pod ta chatke na Flipce helicopterem mozna doleciec ?
No jasne. Przecież jak by jaki minister chciał przyjechać, to nie pojedzie samochodem. Big Grin

Stasiu napisał(a):
No jasne. Przecież jak by jaki minister chciał przyjechać, to nie pojedzie samochodem. Big Grin


Myslalem ze tylko to jest na piechote i miejsce w odludziu. Jak samochodem mozna dojechac to nad tym przyszlosci przemysle. ok

Gryzzli nasze góry to nie góry Kanady,u nas rzucisz kamieniem i trafisz w dach chałupy,a jak byś przyjechał to by było fajnie ok
Niedziela, 18. 11. 2018
W tym dniu żadnych wyskoków nie mamy w planie. Jest tylko tradycyjny kult smażenia jajecznicy na ogniu. Tym razem 80 jajek.
[attachment=83643]
Lubię bardzo tą czynność. Jest w tym coś tajemniczego. Żal mi tylko Wojtka. W tym roku nie udała mu się rola kucharza. Rojberka była przygotowana prędzej niż mógł, placki robić nie mógł i jajecznicę jeszcze nie mógł. Jedynie co mógł, to kosztować te wszystkie kulinaria.
[attachment=83644][attachment=83645]
Konsystencja jajek pod wpływem ognia się nam rychło zmieniła. W sam czas, ponieważ głodomory już z głodu w kuchni zjadali chleb na sucho. Zapach jajecznicy zwabił do kuchni i tych najwięcej zatwardziałych śpiochów.
[attachment=83646][attachment=83647]
Mnie się wydaje, że to już wszystko, co było trzeba opisać. Niedziela zawsze jest dla mnie smutna. Ostatnie rozmowy na tematy i wyprawy przyszłe. Obiadek u pani Łabajowej, odwóz pustych kegów i rojbera jest pomyślną kropką na końcu zdania. Uczestnicy zaczynają się stopniowo zwijać. Ja z Tomturem jeszcze idziemy odwiedzić gospódkę pana Edka. Już dojście do gospódki, kiedy pan Edek czekał na klientów w półmroku napajał nas smutkiem z tego, że wszystko się kończy. Dołączają do nas na chwilę Malwina i Mieciur. Byłem jednak zadowolony, że odwiedziliśmy pana Edka. Tak jakoś czułem po kościach, że trzeba tak zrobić. Wieczorem już na chałupie było pusto i cicho. Tylko w kominku jeszcze dogorywał ogień.
[attachment=83648]
Tym zborowym zdjęciem kończymy ostatni dzień biby. Podejrzewam, że nas nawiedziła jakaś dziwna zaraza. Na filipkowej bibie, podczas robienia zbiorowych zdjęć, większość wciąż na coś lub kogoś wytyka palec.

Poniedziałek, 19. 11. 2018
Ten dzień nie zaliczam do biby. Trzeba nam było chałupę uśpić. Idzie nam to sprawnie. Dzięki Bożence i Tomaszowi kończymy o 11:00. Na polu/dworze/placu pogoda daje nam poznać, że z tą zimą nie będzie dalej zwlekać. Już wczoraj, kiedy schodziliśmy do Edka, padał lekki śnieżyk. Kiedy zjeżdżaliśmy później do cywilizacji, niebo się za nami symbolicznie zamykało. Po zamknięciu chałupy jeszcze mamy jedno zadanie do odrobienia. Jeden egzemplarz kalendarza GŚ darujemy pani Łabajowej. W zamian jesteśmy poczęstowani miodem pitnym. Mam nadzieję, że w nadchodzący rok dumnie będzie wisiał na ścianie gospody, gdzie przez cały rok sporo przewija się luda.

Zakończenie: Tym razem krótko. Dzięki wszystkim za wytworzenie fajnej atmosfery przez całe te dni spędzone na Filipce. Ahoj do następnej...

KONIEC
Stasiu ok:
Pięknie opisane Smile
Dziękuję za to że mogliśmy kolejny raz być w tym magicznym miejscu jakim jest chałupa na Filipce Smile
Dzięki Stasiu, nasz drogi Gospodarzu. Jak zawsze dużo pracy włożyłeś byśmy mogli czuć się na Filipce jak w domu. Klimat tego spotkania to: Gospodarz, Filipkowa Chata, Wiara Forumowa i Filipka(Kolibiska). To także wspólne biesiadowanie a jeszcze bardziej chyba wspólne kucharzenie Smile no i trochę kopcowanie. Wink
Dzięki jeszcze dla Bożenki i Tomtura, którzy pomogli Stasiowi ogarnąć na koniec ten cały bałagan. ok
Do następnego!
Aha, jeszcze zapomniałem podziękować tym, co nas wesprzeli przyniesieniem wody. Rzecz jasna tej normalnej/zwykłej, żeby jaki fundamelista znów o czymś innym nie myślał. Suchy rok dał we znaki i źródłu na Filipce.
Było pięknie, co tu gadać. Otwieramy drugą X i oby do XX, potem się zobaczy co dalej Wink
Stron: 1 2 3
Przekierowanie