Górskie Forum Dyskusyjne - Górski Świat

Pełna wersja: Małe co nieco - dwie noce pod Ďumbierom
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Majowa biba się zbliża i było trzeba trochę poszwędać się po planowanej trasie Niżnych Taterów. W tych miejscach moja noga długo nie stąpała i płuca były dosyć zaniesione zimowym smogiem. Plan na weekend był jasny - zarezerwować noclegi na dwie pierwsze noce majowej biby i trochę zrekognoskować teren.
Rano w sobotę 16.4.2011 wsiadam do pociągu, który mam w planie opuścić w mieścine Liptowski Mikulasz (LM). Tam jestem umówiony z Pedrem i jego kolegą Wojtkiem. Chociaż pierwszy dzień i noc nie będę sam. Jakoś ostanio nie za bardzo lubię chodzić sam po kopczykach. Razem już, z przesiadką, jedziemy autobusem w kierunku przełęczy Czertowica. Godzinę przed południem jesteśmy na miejscu. Pierwsze plany robimy przy napoju chmielowym w pobliskim motoreście.
[attachment=37487]
Długo się jednak nie zatrzymujemy i czas nęci wyruszyć. Czeka nas przepisowych 3,5 godziny. Kopczyki już z utęsknieniem czekają. Jak najlepiej rozpocząć? Prosto po nartostradzie. Takie sobie małe nastartowanie płuc i serca. Stylem takim szybko zdobywamy wysokość. Jeszcze ostanie spojrzenie na zabudowania na przełęczy
[attachment=37488]
i już ostatecznie opuszczamy technokratyczną społeczność. Przy spojrzeniu na przeciwległe kopczyki nie mogę się pozbyć myśli, że po majowej bibie Ďumbierskimi NT (czytałem na tablicy reklamowej, że odcinek Czertowica-Donowaly ma 54 km) trzeba też zaliczyć odwiedziny na Kralowoholskich NT. Po wstępnym rozgrzaniu, mamy chwilę na wydychanie. Niebawem nas czeka podejście na pierwszy kopczyk - Lajsztroch.
[attachment=37489]
Tutaj od razu pokazuje się nam samotny król NT - Ďumbier. Tam w tyle pod nim jest też nasz dzisiejszy cel - chata Sztefanik. Czeka nas jeszcze jeden większy kopczyk - Kraliczka - i potem to już coby plecakiem rzucił. Łatwo powiedziane, gorzej wykonane. Podczas podejścia na Kraliczkę powoli dostajemy się w świat, gdzie jeszcze pani zima nie powiedzała ostatniego słowa. Jedynym pokrzepieniem jest już odkryty widok na Sztefanika.
[attachment=37490][attachment=37491]
Nim jednak dojdziemy do schroniska, jesteśmy poddani ostatniej próbie. Trzeba było przejść około 10 m lodowym stokiem.
[attachment=37492]
Upadek groził dupozjazdem z wyhamowaniem w skale albo w kosówce. Jednak bez straty uczestnika pokonaliśmy tą ostatnią przeszkodę i już bez problemów doszliśmy do schroniska. O tym co dalej porabialiśmy, nie trzeba długo opisywać. Popas, zakwaterowanie itd. Pod wieczór trochę się wypogodziło i po jakimś tam horcu zostałem namówiony przez Pedra na odwiedziny pana D. Ponieważ stok był jeszcze całkowicie zaśnieżony, mogliśmy podchodzić zimowym wariantem, wprost od Sztefanika.
[attachment=37493][attachment=37494]
Wielki D nas przyjął wyśmienicie . Aczkolwiek widoki nie były dalekowzrokie, ale i tak były ładne. Prawdziwa uczta góromana.
[attachment=37495]
No i to wyluzowanie. Wszystkie swoje problemy zostawiłem tam na górze. Ostatecznie polubiłem chodzić na wierzchołki na zachody słońca. Nie trzeba tak wcześnie wstawać niż na wschody a widoki są jednakowe.
[attachment=37496]
Rano wstajemy na wcześniejsze śniadanie. Czeka nas długi dzień. Trzeba się też pożegnać. Chłopcy mają w planie ponowne odwiedziny D i potem Chopok, Deresze i Polanę z zejściem do Jasnej. Ja... no prawie ja chciałem przejść do szałasu pod Chabańcem a to z zaoszczędzeniem 1 godziny. Niebieski szlak prowadzi zboczem wyżej wymienionych kopczyków i dochodzi do granidopiero w Krzyżowym siodle. Przyznam, że trochę przekombinowałem. Już widok na Skałkę od Sztefanika, gdzie za nią miał być upragniony szałas, miał we mnie zapalić światło ostrzegawcze.
[attachment=37497]
Rychło się pożegnałem i wystartowałem w dalszą drogę. Najpierw nic nie pokazywało, że będzie tylko gorzej. Mój pierwszy cel - hotel Kosodrzewina. Tam chciałem wypić swoją poranną kawkę. Śniegu nie było dużo, ale w paru miejscach trzeba było przechodzić nieprzyjemne wyśnieżone żleby. Chwila nieuwagi i człowiek mógł zamienić się w skiturowca bez skiturów. Ogłoszona 3 lawinowa nie dawała większego poczucia bezpieczeństwa. Pierwsza nispodzanka. Po godzinie dochodzę do molocha o nazwie Kosodrzewina. Ten produkt jest jednak zamknięty i nici z porannej kawki. Drugą niespodzanką jest niefunkcjonalna kolejka linowa na Chopok. To znaczy lajtowy w razie czego wycof na Kamienną pod Chopkiem też jest niemożliwy. Bez zatrzymywania przechodzę dalej do dalszego obranego punktu - siodło Przysłop. Śnieg w pełnym słońcu zaczyna zamieniać się w bryję i butki ciężko odpierają atak wody. Jedynym pocieszeniem są widoki na kopczyki.
[attachment=37499] - nasz znajomy D
Za Przysłopem trasa się mieni. Wchodzę w las wypełniony śniegiem, w którym nieprzyjemnie co jakiś czas zapadam się po kolana. Wcześnie czytałem, że ten szlak nie jest uczęszczany w zimie i po zerowych śladach poznaję, że jestem tutaj pierwszym człowiekiem a może nawet i żywą istotą w tym roku. Byłem ciekawy na drzewionkę pod Dereszmi i tu dalsza niespodzanka. Drzewionki już nie ma. Brakuje mi jeszcze godzina do przełęczy. Zmagam się z chodnikiem i śniegiem. Kiedy wychodzę z ostatniego zakosu, miało mi pozostać chyba z 500 m stoku do przełęczy na grani. Wtedy zobaczyłem, że całe zakończenie doliny jest zaśnieżone, żaden wychodzony chodnik, żadne zimowe tyczki (no jasne, w zimie się tu nie chodzi), śnieg w postaci bryji i uprzednio awizowana trójeczka. A do głowy powróciła mi podobna sytuacja, którą przeżyłem na Dzwonniku. Wtedy widziałem lawinę jak film w kinie z pierwszego rzędu. Teraz uświadamiałem sobie, że tędy droga nie wiedzie i trzeba zawrócić. Całkiem inaczej wyglądało wyjście na D poprzedniego dnia. Ze smutkiem robię w tył wzrot i pokonuję trasę w odwrotnym kierunku. Jestem z całej sytuacji taki smutny, że nawet zapominam robić fota do relacji. Najpierw drzewionka, której nie ma, potem Przysłop i Kosodrzewina, która jest zamnknięta. W tym miejscu na chwilę igram z myślą wyjścia na Chopok i nocleg na Kamiennej, ale nie chce mi się podchodzić 500 m w śnieżnej breji. Nieprzemakalne buciki są już przemoczone. Na ostanim odcinku Kosodrzewina-Sztefanik chcę włączyć popularnego mieciurowego autopilota, ale mi się nie udaje. Na skrzyni biegów wciąż wrzucam mniej popularną prędkość - tempo w strefie śmierci. Jest to szybkość wspinaczy w Himaljach na wysokości 8000 m, kiedy po 10 krokach trzeba odpocząć przy 10 wdechach i wydechach. Mnie jednak takie tempo dopada na o wiele niższym pułapie. Nie wiem co jest tego przyczyną, ale każde małe podejście daje mi w d...ę. Może to było słońce, bo cały dzień łaziłem bez czapki i kiedy popatrzyłem w schronisku do lustra, to zobaczyłem, że moja g...a wygląda jak burak przed ugotowaniem barszczyku. Późnym popołudniem ocknąłem się znowu w Sztefaniku. Z tąd mnie w tym dniu nie wyciągnie już nikt ani parą koni. Czas zrobić sobie dobrze. W pustym żołądku ląduje gulasz z kociołka i to dwa razy - na późny obiad i na kolację. Miejsce na napój turystyczny i na horec i tak jeszcze zostało.
Trzeci dzień jest już tylko pod znakiem powrotu do domu. Powrotną drogę nie ma co opisywać, bo nic ciekawego się już nie wydarzyło. Szybkość ustaliła się na normalnym poziomie. Jedynym ciekawym momentem był trochę mglisty widok na Zach. Tatry, które podczas wyjścia nie widzieliśmy.
[attachment=37498]
Co napisać na koniec? Chociaż plan spełniłem tylko na 50%, już nie mogę się doczekać na majową bibę. Żeby nam tylko pogoda dopisała. Bardzo ważna będzie prawie drugi dzień. Chciałbym zaliczyć te 54 km.
Ty sobie wybij z głowy 54 KILOMETRY powaliło uhmShyBig Grin:DBig Grin:DBig Grin:DBig Grin ide aby posmakowac kociołka i napic sie piwa z przyjaciólmi ,a nie latac z ozorem po górkach Big Grin
Tomturze, ale to nie jest na jeden dzień. Podziel to przez 4 i masz 13,5 km na dobę. Takie lajty to przejdziemy i z pełnym plecakiem napoju chmielowego. I pamiętaj, że horec to żywa woda. Ta postawi na nogi i martwego Toungue
To masz racje ten denaturat to postawi na nogi umarłego ShyPamiętam go z fatry po 3 smak nie jest tak bardzo istotnyShyPatrzac na fotki mogło byc troche płasciej wiesz że nie lubie schodzić a wchodzic nie nawidze ShyBig Grin:D
Fajne te Niskopienne Taterki, ale jednego się obawiam - łażenie góra - dół - góra - dół zupełnie bez sensu... Może ten trawers w maju zapodamy? Wink
Z tym podchodzeniem nie jest tak źle. Maksymalnie 500 m Toungue Dla kopczykowch Twojego pokroju miałem rezerwowy wariant - kolejka linowa - jednak z obu stron na Chopok są nieczynne. Zostaje jeszcze plan awaryjny tzn, że Cię ktoś wyniesie Big Grin
Bażant na Dumbierze wylądował Smile

Ładny wypad Stasiu.Szkoda, że póki co mogę sobie tylko zdjęcia pooglądaćkwasny

Mallaidh napisał(a):
Fajne te Niskopienne Taterki, ale jednego się obawiam - łażenie góra - dół - góra - dół zupełnie bez sensu... Może ten trawers w maju zapodamy? Wink

Od biedy może pójść kto chce. Ja bym ten trawers obrał jako mokry wariant. Jednak ominięcie Chopka i Dereszów nie będzie to całkowite TOP osiągnięcia Niżnych Tatr.

O jednej nocy pod Ďumbierom... innocent

Zanim spotkaliśmy się ze Stasiem na dworcu w Liptowskim Mikulaszu trzeba było przebić się przez przez parę górskich pasemek. Poniżej w chwila przerwy w podróży w najwyższym miejscu:
[attachment=37500]

Ja w Niżnich Tatrach byłem raz, kiedy to styczniowa zima śnieżna i mroźna pokonała mnie z kretesem. Tym razem spróbowałem je podejść od innej strony. Zresztą warunki były bez porównania lżejsze. Jako, że pierwszego dnia wędrowaliśmy razem ze Stasiem więc dodam tylko parę fotek, które to utkwiły mi w pamięci.
[attachment=37501][attachment=37502][attachment=37503][attachment=37504]
[attachment=37505][attachment=37506][attachment=37507][attachment=37508]

*****

Dnia drugiego po rozstaniu się ze Stasiem, udaliśmy się z Wojtkiem na Dumbier. Podobnie jak wczoraj wieczorem na najwyższym szczycie Tatr Niżnich ni żywego ducha. Widoki trochę zimowe, choć jakoś w tym miejscu to ogłoszonej trójki lawinowej nie potrafiłem nigdzie wypatrzeć.

[attachment=37509]

Droga przed nami daleka więc czas iść dalej, po drodze mijamy parę kozic. Robi się też coraz cieplej. Niestety choć pogoda z jednej strony piękna to przejrzystość powietrza nie zachwyca. Tatry Zachodnie widać jak zza gęstej mgły, a Wysokich w ogóle niet.

[attachment=37510][attachment=37511]

Po drodze widzimy ostatnich maniakalnych skiturowców, którzy miejscami w śniegu, miejscami wydaje mi się że niemal w trawie czerpią przyjemności z pewnie ostatnich tegorocznych zjazdów.

Na podejściu pod Chopok jakoś płuca zaczynają mi lepiej pracować. W końcu osiągamy ponownie 2000 metrów i wchodzimy do Kamiennej Chaty - najwyżej położonego schroniska w tej części Europy poza Tatrami. Ze schroniska wychodzimy tak szybko jednak jak wchodzimy - duchota wewnątrz niemiłosierna. Siadamy przed i oczywiście twarzą do słońca. Jak to Stasiu napisał stałem się później czerwony jak burak, a obecnie z nawet samoschodzącą skórą innocent

[attachment=37512][attachment=37513]

Na właściwy wierzchołek Chopoka wdrapujemy się po niewielkim głazowisku. Na wierzchołku spotykamy jakiegoś Czecha. Gada do nas jak najęty ale my to prawie nic nie rozumiemy.

[attachment=37514]

Po Chopoku przyszedł czas na trzeci dwutysięcznik - Derese. Te robią na mnie duże wrażenie, trzeba przyznać że wpadły mi w oko, polecam Cool

[attachment=37515][attachment=37516][attachment=37517][attachment=37518][attachment=37519]

Spotykamy też trochę dalej kolejne już dziś stadko kozic, ale jak widać mają nas gdzieś Cool

[attachment=37520]

Z Sedla Polany zaczynamy się powoli obniżać w dolinę. Tutaj nastąpił gwałtowny zwrot w ocenie warunków lawinowych. Dochodzimy do trawersu zaśnieżonych stoków, czy też dość płytkich żlebów. Całość wypełniona śniegiem straszliwie brejastym, jednak i niebezpiecznym. Pod butem krok po kroku widać jak się odłamują całe tafle śniegu i gdyby tylko miały trochę większe nachylenie to na pewno zjeżdżały by już na dół.

Przed drugim większym polem, postanawiamy obrać własny wariant. Dalsze przejście jest zbyt ryzykowne, tutaj trójka lawinowa panuje z pewnością, choć ma charakter "punktowy". Obniżamy się po bardziej wypukłych formacjach, choć z letnią ścieżką nasz wariant nic wspólnego to nie ma.

[attachment=37521][attachment=37522]

Na dole pewna satysfakcja, że nie musieliśmy zawracać. Choć niedługo się okazało, że wstąpił w nas nowy niepokój w00t

[attachment=37523]

Po zejściu do cywilizacji jeszcze autobus, później samochód i o 21.00 już jesteśmy w Krakowie.

Sympatyczny wyjazd w sympatyczne górki za nami, ale ja wiem że jeśli tylko nie będzie trzesięnia ziemi u mnie w pracy to za niewiele ponad miesiąc znów tu będę. W trochę większej ekipie Smile
No to nam "narobiliście smaka" Wink Póki co pozostaje mi jedynie nieudolne czytanie słowackiego przewodnika i wzdychanie do Waszych zdjęć Toungue

Mi się tam wizja 54 km podoba innocent
Pisząc w skrócie - trawers i kolejka. Wtedy nawet z 6 kilometrów przejdę.
Foty Pedro ustrzeliłeś rasowe ok
Że zapytam- jakim aparatem robisz zdjęcia? I czy dużo zmieniasz oryginał w programie, o ile zmieniasz?
Piotrek aparat nie należy do wysokiej półki, choć jak parę lat temu płaciłem za niego to na moją kieszeń mało nie kosztował.

Tutaj masz model (no tylko mój jest srebrny Cool)
http://aparaty-cyfrowe.magazyn.pl/aparat...onicdmcfz5
No i używam w ostatnim czasie filtrów UV / polaryzycjanego i szarej połówki - ale wszystkie filtry są raczej jednymi z najtańszych dostępnych na rynku.

Z reguły coś tam zmieniam w Photoshopie, ale to obróbka która trwa no nie wiem, może z pół minuty na zdjęcie.

Mi się wydaje, że zdjęciom trochę jakości brakuje, ale jak światło pozwoli to czasem wychodzi coś co nie razi w oko Smile
Ho ho, to moja pół małpa się do niego nie umywa.Rolleyes
(off:
a jak wybrnąć z takiej sytuacji-w jasny dzień ustawiam ostrość na coś co jest blisko, n.p. drzewo ale wtedy to co daleko w tle robi się bardzo jasne, często blade. Jak zaś ustawię ostrość na to co daleko to wszystko widać ok
ale znów to drzewo nie ostre. Nie zawsze mam z tym problem, zależy od pogody (czy czysta widoczność) ale nie wiem jak z tego wybrnąć.
Masz na to patent? O ile w w Twoim aparacie sie ten problem pojawia.)
Oj myślę, że to pytanie to do lepszych ode mnie fotografów trzeba zadać. Mnie jedynie ratuje jakaś tam znajomość mojego konkretnego modelu. W końcu ładnych kilkadziesiąt tysięcy zdjęć nim w górach zrobiłem Smile
Stron: 1 2 3
Przekierowanie