12-08-2010, 11:17 AM
Ave ponownie. Bełkotu tatrzańskiego ciąg dalszy. Tym razem w wersji zimowej. Markusie Lapikusie - mało skał będzie widać.
Czas akcji 30 marca - 1 kwietnia 2007 roku przyszłej ery:
"Dnia 30 marca o godzinie 5.05 wsiadamy z Anią S do wyjątkowo punktualnego autobusa z Warszawy rodem. W Zakopanem jesteśmy o 7.20. Czekamy chwile przed dworcem PKS na sanie , którymi powozi Don z Dagmarą. Prawie zajeżdżając konie dojeżdżamy z piskiem płóz do Palenicy. Tam parkujemy i odnóżami własnymi udajemy się w bój. Na murku mostu nad Wodogrzmotami Don przeistacza się w Biskupa i odprawia poranną msze. Oczyszczeni duchowo przekraczamy granicę lasu z czystymi sercami. Troszkę pochmurnie ale ciepło. W okolicach rozwidleń się szlaków letnich ruszamy na skos pod górę idąc cały czas pod liną wyciągu do schroniska. Ania i ja zakładamy pierwszy raz na dolne nogi raki. Łzy wzruszenia zalewają mi klawiaturę Toruje Don. Ja przejąłem pałeczkę na około 30 metrów, po czym zrezygnowałem . W schronisku przejmujemy klucz od pokoju, w którym rezydują już od nocy Michaś i Piomic oraz Towarzysz Jarosław - legenda Forum. Ale chwilowo Ich nie ma - udali się na Kozi. Ruszamy za śladami. Pogodowo dalej nie ciekawie. Idziemy, idziemy. A tu znajome mordy. Schodzą w dół nie osiągnąwszy szczytu. My razem z Jarkiem trochę odbijamy w lewo i przemy dalej w górę. Dobywam czekana od Dona i walczę ze śniegiem. Udanie . Około 17 jesteśmy na szczycie. Widoki na Gąsienicową piękne. Dopiero Kasprowy w chmurach. Po chwili podziwiania ( trochę mroźnie wieje ) zaczynamy schodzić. Stok niemile nachylony, mam trochę problemów. Ale przy pomocy Dona zaczynam pewniej schodzić w dół. Potem Don, Dagmara a na końcu ja zjeżdżamy w dół. Przy pojawiającym się księżycu wchodzimy do schroniska. Wieczorem przy herbacie długo rozmawiamy o turystyce. Tak kończymy dzień pierwszy."
Pięknie było. Rzeczywiście - tego dnia pierwszy raz w życiu miałem raki na odnóżach. Wcześniejszy kontakt ze śniegiem miałem w obuwiu nie uzbrojonym. Pokój w schronisku mieliśmy tuż nad werandą czyli z widokiem na Dolinę.
Czas na dzień kolejny:
"Słowo pisane o sobocie.
Powstajemy rześcy i radośnie nastawieni do życia. Jeszcze milej nas nastraja informacja, że nie musimy opuszczać schroniska - z powodu zawodów narciarskich była taka możliwość. Narciarze będą nam dziś towarzyszyć przez cały dzień.
Podczas śniadania do 5 przybywają Stan i Pylo ze znajomą. Cel - Kozi. Ostatnio opanowany przez nasze Forum . My przekraczamy wpław Przedni Staw i zboczami Miedzianego udajemy się w górę. Po drodze szusują narciarze. Pogoda fenomenalna. Trzeba ściągać ubranie. Chmurki może ze trzy, cztery. Brak wiatru. Przechodząc trasę zjazdu podchodzimy pod ostatnie podejście pod Szpiglasową. Toruje na zmianę Don z Jarkiem. Na odcinku może 20 metrów zimowy szlak pokrywa się z letnim. Metalstwo wystaje ponad śnieg. Na Przełęczy widoki wspaniałe. Chwila leżakowania na śnieżku, foto pstryki, dysputy i na dół. Droga mija bardzo szybko mimo, że dziś obywamy się bez zjazdów. W pewnym momencie widać Pilsko i Babią Góre. Wnikamy w schronisko. Na jadalni rozdanie nagród dla narciarzy. My zasiadamy przed schroniskiem. Przybywają zdobywcy Koziego. Po naukowych dysputach schodzą w dół. Na niedzielę planowali pagórki Gąsienicowskie . My wkraczamy w lekko opustoszałą sale i rozpoczynamy rozmowy o górach. Ave. Dzień trzeci nastąpi."
Droga na Szpiglasową przez zamarznięty Przedni i stoki Miedzianego jest o wiele przyjemniejsza niż letni "maraton". I jeszcze w takiej pogodzie. A wieczorem była piękna impreza w schronisku. Tańce, śpiewy, upadki, wyniesienia ofiar, powstania, itd. ... Ogólnie cisza nocna obowiązywała.
"Słowo na niedziele.
Skoro świt czyli około 10 rano rozpoczynamy zejście do Roztoki. Ekipa 6 osobowa schodzi tamtędy którędy wyszła czyli pod wyciągiem. Michaś udał się do Zakopanego przez Zawrat. Idzie nam to sprawnie i szybko. Pogoda wyśmienita. W drodze spotykamy paru turystów.
Staczamy się nad Wodogrzmoty. Tam zdjęcie ząbków z butków i marsz w dół. Pięknie szczerzył kły Gerlach i poboczne typki. Na Palenicy pożegnanie z ekipą kielecką. Po drodze zatrzymujemy się na Głodówce i podziwiamy panoramę. Wsiadamy w sanki Dona i jedziemy odwiedzić Pasaż, przy okazji coś zjeść. W drodze powrotnej trochę zbaczamy w lewo i pasiemy się krokusami.
I to by było na tyle. Dziękujemy całej ekipie za pobyt i pomoc techniczno - naukową w terenie śnieżno - słonecznym. Liczę , że nauka nie pójdzie w las.
Ave."
Nauka chyba nie poszła w las... Choć muszę przyznać, że skała bardziej mnie pociąga. Np. w celu słuchania bicia serca skały, a i turystki są latem milej odziane.
Czas akcji 30 marca - 1 kwietnia 2007 roku przyszłej ery:
"Dnia 30 marca o godzinie 5.05 wsiadamy z Anią S do wyjątkowo punktualnego autobusa z Warszawy rodem. W Zakopanem jesteśmy o 7.20. Czekamy chwile przed dworcem PKS na sanie , którymi powozi Don z Dagmarą. Prawie zajeżdżając konie dojeżdżamy z piskiem płóz do Palenicy. Tam parkujemy i odnóżami własnymi udajemy się w bój. Na murku mostu nad Wodogrzmotami Don przeistacza się w Biskupa i odprawia poranną msze. Oczyszczeni duchowo przekraczamy granicę lasu z czystymi sercami. Troszkę pochmurnie ale ciepło. W okolicach rozwidleń się szlaków letnich ruszamy na skos pod górę idąc cały czas pod liną wyciągu do schroniska. Ania i ja zakładamy pierwszy raz na dolne nogi raki. Łzy wzruszenia zalewają mi klawiaturę Toruje Don. Ja przejąłem pałeczkę na około 30 metrów, po czym zrezygnowałem . W schronisku przejmujemy klucz od pokoju, w którym rezydują już od nocy Michaś i Piomic oraz Towarzysz Jarosław - legenda Forum. Ale chwilowo Ich nie ma - udali się na Kozi. Ruszamy za śladami. Pogodowo dalej nie ciekawie. Idziemy, idziemy. A tu znajome mordy. Schodzą w dół nie osiągnąwszy szczytu. My razem z Jarkiem trochę odbijamy w lewo i przemy dalej w górę. Dobywam czekana od Dona i walczę ze śniegiem. Udanie . Około 17 jesteśmy na szczycie. Widoki na Gąsienicową piękne. Dopiero Kasprowy w chmurach. Po chwili podziwiania ( trochę mroźnie wieje ) zaczynamy schodzić. Stok niemile nachylony, mam trochę problemów. Ale przy pomocy Dona zaczynam pewniej schodzić w dół. Potem Don, Dagmara a na końcu ja zjeżdżamy w dół. Przy pojawiającym się księżycu wchodzimy do schroniska. Wieczorem przy herbacie długo rozmawiamy o turystyce. Tak kończymy dzień pierwszy."
Pięknie było. Rzeczywiście - tego dnia pierwszy raz w życiu miałem raki na odnóżach. Wcześniejszy kontakt ze śniegiem miałem w obuwiu nie uzbrojonym. Pokój w schronisku mieliśmy tuż nad werandą czyli z widokiem na Dolinę.
Czas na dzień kolejny:
"Słowo pisane o sobocie.
Powstajemy rześcy i radośnie nastawieni do życia. Jeszcze milej nas nastraja informacja, że nie musimy opuszczać schroniska - z powodu zawodów narciarskich była taka możliwość. Narciarze będą nam dziś towarzyszyć przez cały dzień.
Podczas śniadania do 5 przybywają Stan i Pylo ze znajomą. Cel - Kozi. Ostatnio opanowany przez nasze Forum . My przekraczamy wpław Przedni Staw i zboczami Miedzianego udajemy się w górę. Po drodze szusują narciarze. Pogoda fenomenalna. Trzeba ściągać ubranie. Chmurki może ze trzy, cztery. Brak wiatru. Przechodząc trasę zjazdu podchodzimy pod ostatnie podejście pod Szpiglasową. Toruje na zmianę Don z Jarkiem. Na odcinku może 20 metrów zimowy szlak pokrywa się z letnim. Metalstwo wystaje ponad śnieg. Na Przełęczy widoki wspaniałe. Chwila leżakowania na śnieżku, foto pstryki, dysputy i na dół. Droga mija bardzo szybko mimo, że dziś obywamy się bez zjazdów. W pewnym momencie widać Pilsko i Babią Góre. Wnikamy w schronisko. Na jadalni rozdanie nagród dla narciarzy. My zasiadamy przed schroniskiem. Przybywają zdobywcy Koziego. Po naukowych dysputach schodzą w dół. Na niedzielę planowali pagórki Gąsienicowskie . My wkraczamy w lekko opustoszałą sale i rozpoczynamy rozmowy o górach. Ave. Dzień trzeci nastąpi."
Droga na Szpiglasową przez zamarznięty Przedni i stoki Miedzianego jest o wiele przyjemniejsza niż letni "maraton". I jeszcze w takiej pogodzie. A wieczorem była piękna impreza w schronisku. Tańce, śpiewy, upadki, wyniesienia ofiar, powstania, itd. ... Ogólnie cisza nocna obowiązywała.
"Słowo na niedziele.
Skoro świt czyli około 10 rano rozpoczynamy zejście do Roztoki. Ekipa 6 osobowa schodzi tamtędy którędy wyszła czyli pod wyciągiem. Michaś udał się do Zakopanego przez Zawrat. Idzie nam to sprawnie i szybko. Pogoda wyśmienita. W drodze spotykamy paru turystów.
Staczamy się nad Wodogrzmoty. Tam zdjęcie ząbków z butków i marsz w dół. Pięknie szczerzył kły Gerlach i poboczne typki. Na Palenicy pożegnanie z ekipą kielecką. Po drodze zatrzymujemy się na Głodówce i podziwiamy panoramę. Wsiadamy w sanki Dona i jedziemy odwiedzić Pasaż, przy okazji coś zjeść. W drodze powrotnej trochę zbaczamy w lewo i pasiemy się krokusami.
I to by było na tyle. Dziękujemy całej ekipie za pobyt i pomoc techniczno - naukową w terenie śnieżno - słonecznym. Liczę , że nauka nie pójdzie w las.
Ave."
Nauka chyba nie poszła w las... Choć muszę przyznać, że skała bardziej mnie pociąga. Np. w celu słuchania bicia serca skały, a i turystki są latem milej odziane.