17-06-2009, 05:27 PM
Na długi czerwcowy łikend miałem zaplanowaną 3-dniową samotną wędrówkę po niższych górach. Ale jak zobaczyłem ilu ludzi forumowych będzie w tatrach - to nie mogłem już odpuścić takiej okazji - by zobaczyć znów tatry i znajomych forumowiczów.
Moja wycieczka zaczyna się na wschodnim. Już tutaj pociąg tak załadowany że miejsc siedzących brak. Pomyśleć że miałem jechać z Centralnego - który jest następny. W pociągu zakopiański jak to zwykle bywa ? wesoło - rozmowy o górach, oglądanie map i opowieści. Ech... brakuje tylko piwka, które Pan Piwkowy sprzedawał w cenie 5 zł., lecz niestety nikt z naszej tutejszej grupy go nie widział.
Po 9 godz. wcale nie męczącej jazdy staje w końcu na PKP w Zako. Nad wszystkim góruje jakby nie było Król Królów.
[attachment=22998]
O 7.30 jestem na Siwej Polanie, by po godz, być już w schronie. Pytając się o recepcje, ku mojemu zdziwieniu, znienacka spotykam Helle. Potem rejestracja, jedzenie, repaking i już po godz. jestem na szlaku na Grzesia. Pogoda ładna,. Słonce daje po oczach. Ludzi o dziwo jak na razie nie dużo.
Następnie przez Rakoń na Wołowca. Rohacze robią wrażenie....
Na szczycie układam się na skałach kontemplując widok na T. Wysokie.
[attachment=22999][attachment=23000][attachment=23001]
Jak to w ogóle możliwe że aż tyle czasu mnie tu nie było - myślę. Zbieram się i w dół. Po ok. 20 min. dobiega mnie pierwszy grzmot z chmur gromadzących się za granią Wołowca. No nieciekawie. Jak się rozgrzmi na dobre skończe szybciej niż przewidywałem, schodząc pierwszym szlakiem w dół. Na szczęście burza została sobie już za tą granią a w rejon Jarząbczego dotarł tylko nie tak znów duży deszcz.
[attachment=23002]
Po pół godziny znów świeci. Podejście na Jarząbczy trochę męczące jednak. Chociaż teraz już idąc na Kończysty jest łatwo. Więc dalej.... na Starego Bociana pod góre.
[attachment=23003][attachment=23004]
W dość szybkim stabilnym tempie ze wzrokiem utkwionym w podłożu i powtarzanym w głowie rytmem 1..2...3...4 zgranym z oddechem i ruchami kończyn docieram na szczyt. Tutaj tylko jedno zdjęcie.
[attachment=23005]
Bez żadnego odpoczynku ruszam w dół na Gaborową przeł. Jestem już nieco zmęczony. Ale mam jeszcze zapas wody, czekolady, którą jem już tylko 'bo trzeba' i mam też siły, by wejść na ostatni szczyt mojej dzisiejszej drogi - Bystrą. Stojąc na Gaborowej nawet przez myśl mi nie przeszło że mógłbym już teraz schodzić w dół. Jedyne czego się obawiałem to burza, a na tą się nie zanosiło. Plan był taki: zrobić grań od Grzesia do Bystrej i nie mogło być już inaczej. Nie wycofam się, nie tak łatwo daje za wygraną....Więc ruszam. Bez zbędnych odpoczynków miarowym tempem przechodzę najpierw przez Błyszcza i potem już na Bystrą. Po osiągnięciu szczytu i zrzuceniu plecaka wydaje z siebie okrzyk a'la Tarzan. Wiec udało się - ostatni dziś, najwyższy szczyt Zachodnich. Siedzę i patrzę, kontempluję.. Wysokie... Krywań.
[attachment=23006][attachment=23007]
I ta sielankę przerywa ten cholerny błysk z nadchodzącej od Słowacji chmury. Burza.. o nie. Nie namyślam się zbytnio, na dół lece jak na dopalaczu. A burza... nie przychodzi. Pozostaje teraz z Siwej p. zejść Starorobociańską d. w dół. I wszystko było by dobrze, gdyby nie... poodbijane palce u stóp, dające o sobie znać przy każdym kroku. Mijając płat śniegu, zdejmuje buty i wsadzam nóżki w śnieg. Jaka ulga... choć na chwilę, Tak krok za krokiem docieram do Chochołowskiej. Teraz już nieźle leje. Jestem w tym samym miejscu co rano, więc wielkie kółko po grani zrobione. Człapie w deszczu do schronu. W końcu. Po w sumie 12 godz, drogi. Nawet o dziwo mam jeszcze siłe zjeść, napić się piwa i pogadać ze współtowarzyszami.
Cdn....
Moja wycieczka zaczyna się na wschodnim. Już tutaj pociąg tak załadowany że miejsc siedzących brak. Pomyśleć że miałem jechać z Centralnego - który jest następny. W pociągu zakopiański jak to zwykle bywa ? wesoło - rozmowy o górach, oglądanie map i opowieści. Ech... brakuje tylko piwka, które Pan Piwkowy sprzedawał w cenie 5 zł., lecz niestety nikt z naszej tutejszej grupy go nie widział.
Po 9 godz. wcale nie męczącej jazdy staje w końcu na PKP w Zako. Nad wszystkim góruje jakby nie było Król Królów.
[attachment=22998]
O 7.30 jestem na Siwej Polanie, by po godz, być już w schronie. Pytając się o recepcje, ku mojemu zdziwieniu, znienacka spotykam Helle. Potem rejestracja, jedzenie, repaking i już po godz. jestem na szlaku na Grzesia. Pogoda ładna,. Słonce daje po oczach. Ludzi o dziwo jak na razie nie dużo.
Następnie przez Rakoń na Wołowca. Rohacze robią wrażenie....
Na szczycie układam się na skałach kontemplując widok na T. Wysokie.
[attachment=22999][attachment=23000][attachment=23001]
Jak to w ogóle możliwe że aż tyle czasu mnie tu nie było - myślę. Zbieram się i w dół. Po ok. 20 min. dobiega mnie pierwszy grzmot z chmur gromadzących się za granią Wołowca. No nieciekawie. Jak się rozgrzmi na dobre skończe szybciej niż przewidywałem, schodząc pierwszym szlakiem w dół. Na szczęście burza została sobie już za tą granią a w rejon Jarząbczego dotarł tylko nie tak znów duży deszcz.
[attachment=23002]
Po pół godziny znów świeci. Podejście na Jarząbczy trochę męczące jednak. Chociaż teraz już idąc na Kończysty jest łatwo. Więc dalej.... na Starego Bociana pod góre.
[attachment=23003][attachment=23004]
W dość szybkim stabilnym tempie ze wzrokiem utkwionym w podłożu i powtarzanym w głowie rytmem 1..2...3...4 zgranym z oddechem i ruchami kończyn docieram na szczyt. Tutaj tylko jedno zdjęcie.
[attachment=23005]
Bez żadnego odpoczynku ruszam w dół na Gaborową przeł. Jestem już nieco zmęczony. Ale mam jeszcze zapas wody, czekolady, którą jem już tylko 'bo trzeba' i mam też siły, by wejść na ostatni szczyt mojej dzisiejszej drogi - Bystrą. Stojąc na Gaborowej nawet przez myśl mi nie przeszło że mógłbym już teraz schodzić w dół. Jedyne czego się obawiałem to burza, a na tą się nie zanosiło. Plan był taki: zrobić grań od Grzesia do Bystrej i nie mogło być już inaczej. Nie wycofam się, nie tak łatwo daje za wygraną....Więc ruszam. Bez zbędnych odpoczynków miarowym tempem przechodzę najpierw przez Błyszcza i potem już na Bystrą. Po osiągnięciu szczytu i zrzuceniu plecaka wydaje z siebie okrzyk a'la Tarzan. Wiec udało się - ostatni dziś, najwyższy szczyt Zachodnich. Siedzę i patrzę, kontempluję.. Wysokie... Krywań.
[attachment=23006][attachment=23007]
I ta sielankę przerywa ten cholerny błysk z nadchodzącej od Słowacji chmury. Burza.. o nie. Nie namyślam się zbytnio, na dół lece jak na dopalaczu. A burza... nie przychodzi. Pozostaje teraz z Siwej p. zejść Starorobociańską d. w dół. I wszystko było by dobrze, gdyby nie... poodbijane palce u stóp, dające o sobie znać przy każdym kroku. Mijając płat śniegu, zdejmuje buty i wsadzam nóżki w śnieg. Jaka ulga... choć na chwilę, Tak krok za krokiem docieram do Chochołowskiej. Teraz już nieźle leje. Jestem w tym samym miejscu co rano, więc wielkie kółko po grani zrobione. Człapie w deszczu do schronu. W końcu. Po w sumie 12 godz, drogi. Nawet o dziwo mam jeszcze siłe zjeść, napić się piwa i pogadać ze współtowarzyszami.
Cdn....